Niska blondynka o fryzurze rodem z lat 20 XX wieku wpatrywała się w tabliczkę na drzwiach kliniki. Pomimo tego, że niedziela była ,wyjątkowo i wbrew wszelkim prognozom pogody, ciepła, stała otulona w niebieski płaszcz, a czarne kozaki na obcasach sięgały jej po kolana. Po chwili jakby wahania otworzyła drzwi. Skierowała się bezpośrednio do recepcji.
- Mogłabym porozmawiać z panem Arwelem Mahoney? - zapytała spokojnym tonem. Młoda dziewczyna na nią spojrzała. Po jej ubiorze, oraz kołczanie, który miała przewieszony przez ramię, dało się wywnioskować, że najprawdopodobniej uda się dziś na wzgórze Horst Hill, by wziąć udział w konkursie łuczniczym.
- Ojciec zaraz przyjdzie, powinien skończyć obchód za trzy minuty – odpowiedziała jej nastolatka. Kobieta spojrzała na mały zegarek kieszonkowy, zawieszony na długim, złotym łańcuszku.
,,Cholera jasna" - pomyślała - ,,żeby tylko wyrobili się z tym wszystkim do południa, bo inaczej za różowo tego nie widzę". Podziękowała dziewczynie skinieniem głowy i usiadła na krześle w poczekalni. Ręce delikatnie jej się trzęsły i uparcie wbijała wzrok w złotą bransoletkę na jej prawym przegubie. Dawno tego nie robiła. Tak gdzieś od 1960. To znaczy, chyba . ,,Zawsze możesz tego nie używać"- odezwał się głos w jej głowie. Przymknęła powieki i zwizualizowała sobie sukces. Zawsze pomagało jej się to uspokoić. Szybko otworzyła oczy, kiedy usłyszała kroki.
Ukazał się jej średniego wzrostu mężczyzna, ubrany w lekarski kitel, o ogniście rudych włosach. - Proszę pani? - zwróciła się do niej nastolatka zza recepcji.
Kobieta wstała, i podeszła do lekarza. ,,Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze" - uspokajała się w myślach.
- Dzień dobry, panie doktorze - zaczęła. - Ja w sprawie mojego siostrzeńca.
- Jak się nazywa? - zapytał.
- Jeśli można, wolałabym o tym pomówić w cztery oczy. To jest... powiedzmy, że delikatna kwestia.
- Rozumiem – odpowiedział kobiecie. - Proszę do mojego gabinetu. - Pokazał jej ręką kierunek.
***
Gabinet doktora był przestronny i nowoczesny, utrzymany w stylu skandynawskim. Kobiecie średnio się to podobało. Wolała żywe kolory.
Doktor usiadł za biurkiem i gestem zaproponował kobiecie krzesło po drugiej stronie.
- A więc pani...
- Audrey.
- Pani Audrey, o co chodzi?
Sięgnęła do torebki i wyjęła wycinek z gazety.
- Pewnie pamięta pan przypadek sprzed tygodnia. Ja sama dowiedziałam się o tym niestety dopiero wczoraj od mojej znajomej. Otóż prawdopodobnie ten chłopak, to mój siostrzeniec.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony.
- Dlaczego pani tak uważa?
- Moja siostra poinformowała mnie, że akurat w tym czasie wracał z biwaku, i dnia gdzie doszło do odnalezienia go urwał się kontakt. Czy mogłabym zobaczyć pacjenta? I ja, i moja siostra byłybyśmy spokojniejsze, gdybyśmy wiedziały, że to on i że nic mu już nie grozi.
- Droga pani, nie jestem pewien, czy powinienem to robić... chłopak jest w ciężkim szoku i nic nie pamięta.
- Rozumiem pana obawy. Ale może gdy zobaczy znajomą twarz coś sobie przypomni, choćby to, kto stoi za tym okropnym atakiem.
Naprawdę miała nadzieję, że nie będzie musiała się uciekać do hipnozy, a jej naprędce wymyślona historyjka brzmi wiarygodnie. Killian nie może pozostać w szpitalu do pełni, jeśli to on... nie po takich wydarzeniach. Wtedy podczas przemiany może dojść do krwawej masakry.
- Dobrze. Ale niech sobie pani nic nie obiecuję. Oraz jeszcze jedno... czy jeśli pani go rozpozna, będzie mi mogła pani przesłać dokumenty, lub najlepiej sprowadzić tu jego opiekunów prawnych?
- Oczywiście – skinęła głową. - Dziękuję.
Oboje wyszli na korytarz. Lekarz prowadził ją przez szpitalne korytarze, aż do ostatnich drzwi na pierwszym piętrze, opatrzonych numerem 497. To był na pewno on. Blondynka już stąd czuła jego zapach. W myślach odetchnęła z ulgą. Naprawdę się o niego martwiła.
Lekarz przepuścił ją w drzwiach i weszli do sali. Kiedy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały na twarzy nastolatka wymalowało się niewypowiedziane zdziwienie.
- Ciociu Audrey? Co ty tu robisz? - powiedział w końcu. Niczego nie rozumiał.
- Killian, wszystko dobrze? Mówiłam, że to zły pomysł. Wiesz, jak ja i matka się martwiłyśmy?- powiedziała iście matczynym tonem, po czym zwróciła się do pana Mahoney – czy mogłabym porozmawiać z nim w cztery oczy?
- Dobrze, tylko najpierw musimy załatwić formalności. Niestety, nie mogą poczekać – dodał, kiedy zobaczył jej spojrzenie. - Naprawdę zajmie to tylko chwilę.
Skinęła głową, na znak, że rozumie. Powrócił w niej spokój. Jedno zmartwienie mniej. Wyszła za doktorem rzucając do chłopaka na odchodnym ,, Zaraz wrócę".
Kiedy tylko drzwi się zamknęły zdziwienie na twarzy chłopaka zaczęło ustępować miejsca radości. Chyba jednak tam na górze o nim nie zapomnieli. Jednak chwilę potem w miejsce tego uczucia wdarła się obawa. A co, jeśli oni też już wiedzą?
---------------------------------------------------------------------------
Wesołego Halloween, Dziadów, spokoju na wszystkich świętych czy co tam obchodzicie! Pozdrawiam ja, i moja kochana beta, bez której nie dałoby się tego czytać, czyli @Seszen.
CZYTASZ
Wataha |Wolno pisane|
WerewolfAvalon to spokojna mieścina na północy Anglii. Przesądna społeczność i żywa wiara w legendy oraz zabytkowa zabudowa tworzą jej niepowtarzalny klimat. W tym właśnie zakątku świata przyszło żyć grupie nastolatków. Arun, Nancy, Melissa, Walt i Caohime...