Bitwa pod Okurbeak cz.I

40 4 1
                                    

Zimny północny wiatr przeszywał wszystkich na wskroś. Drobny śnieg wpadał w oczy zakrywając wzrok mgiełka. Krol czekał nieopodal wlotu do jaskini razem ze swoja drużyną.
-Już dawno powinien wrócić- powiedział niepewnie Gorg wpatrzony w czerń bijącą z jaskini zaciskając dłonie na trzonku topora.
- To był zły pomysł, to przeklęte miejsce nie powinniśmy tu przychodzić bogowie nas skażą
- Za przymierze z ich wybrańcami? Nie sądze.
Wymamrotał stojący obok jego brat Gert.
-Ty się módl, żeby nie odebrali naszej propozycji jako próby ich wykorzystania. Wtedy to i bogów będziemy mieć przeciwko sobie.
Greg widocznie się uspokoił, choć na jego twarzy pozostawał niepokój, z głębi jaskini zaczęły dochodzić do nich odgłos kroków i na pewno nie były to tylko ludzkie kroki. Najpierw z mroku wyłonił się ojciec Krola. Karn postawny mężczyzna pomimo swojego wieku -niemal 60 lat- wciąż pozostawał muskularny jedynie jego siwe włosy i zmarszczki zdradzały przeżytą niemałą ilość wiosen. Jego blada twarz mogła by niepokoić lecz zobaczywszy syna uśmiechnął się spod brody  okalającej twarz. Wszyscy cofnęli się o krok kiedy zaraz za nim wyłoniła się niemal dwa razy taka postać - a Karn mógł się poszczycić wzrostem niemal 7 stóp- Długowłosy, platynowo siwy olbrzym ubrany był jedynie w spodnie z białego futra. W ręce dzierżył obsydianową dzidę. Jego twarz była niemal ludzka z paroma zwierzęcymi cechami, najbardziej z nich wyróżniała odstająca szczeka i wystające zza warg ogromne kły. Kilkoro z wojowników odruchowo chwyciło za rękojeść mieczy już chcąc je wyciągnąć z pochew. 

-Stójcie -Krzyknął Karn- Zgodzili się.

- Tak!- Krol niemal podskoczył, ale momentalnie został zmrożony wzrokiem ojca 

-Mają jeden warunek -Poważnie oznajmił mężczyzna. -Porozumiewawczo spojrzał na olbrzyma za sobą, ten mu kiwnął głową.

-Jestem  Erkenoru - Jego donośny, basowy głos niemal przytykał uszy. -Syn Makarta, ale nic wam to nie powie, więc do rzeczy. Pomożemy wam w boju z Sasami lecz wpierw musicie nam coś obiecać kładąc na szale własne życie i honor. Mianowicie, w waszym świecie jest coś z naszego, co nie powinno się w nim znaleźć. Musimy je odszukać. A waszym zadaniem będzie nam w tym pomóc.

Krol jako lider wystąpił na przód w stronę olbrzyma  

- Co to za rzecz wielki Erkenoru?

- Dowiesz się po wygranej bitwie teraz przysięgnij, a wspomożemy ciebie i twoich pobratymców albo odejdź i nigdy więcej tu nie wracajcie na nasze ziemię, następnym razem nie będziemy tak przychylni. 

Krol wiedział ze nie stać go na odmowę, wojska zza zachodniego morza przewyższały ich kilkukrotnie zarówno ilością jak i uzbrojeniem wiedział ze musi podjąć ryzykowną decyzje. 

-Zgoda, ale obietnica dotyczy jedynie mnie. -Olbrzym spojrzał na maleńkiego w stosunku do niego człowieczka będąc pod wrażeniem, że jeszcze negocjuje.

-Ciebie i twojej rodziny, twoich potomnych i ich potomnych- Powiedział kwitując niezgrabnym uśmiechem.

Krol zacisnął zęby chwile błądząc wzrokiem i myśląc, po czym dumnie stając z klatką do przodu wyciągnął dłoń w stronę potężnego Erkenora. 

-Zgadzam się na twoje warunki. Na ilu twoich wojowników mogę liczyć? 

Olbrzym ścisnął rękę nowego sprzymierzeńca nieco się schylając 

-Z iloma przyjdzie nam się zmierzyć? - Spytał i obrócił swoją włócznią ręce kierując jej grot w stronę zachodu.

- Kilka tysięcy- Jego twarz i głos  zmieniły wyraz na mniej pewny- Może ich być dwa tysiące, a może osiem, dziewięć.

-A ilu jest twoich wojowników?

-Ośmiuset- Wzrok Krala przeniósł się na jego ojca. -Licząc młodych niedoświadczonych, bez nich może z sześciuset.

Olbrzym niemal się zaśmiał, ale powstrzymał śmiech, zmarszczył czoło, pomyślał chwile. 

-Będzie nas stu licząc po waszemu. Cała moja drużyna .

-Ilu?!- Z oburzoną miną jęknął młody dowódca- Czy ty rozumiesz ile to tysiąc? Dziesięć setek.

Olbrzym momentalnie poderwał swoja włócznie zakręcił nią nad głową potężnym wymachem, skierował ją w jego stronę wysuwając grot niemal dotykając piersi Krola.

-Nie lekceważ nas i nie waż się ze mnie kpić, ten jeden raz Ci wybaczę. A stu to, aż zanadto, ale znaj moją dobroć. Mniej twoich zginie. -Powiedział i cofnął dzidę stawiając ją przy nodze.

Młody wojownik udawał, że nie ruszył go pokaz Erkenoru w myślach jednak już widział jak obsydianowy grot przebija jego klatkę. A oczyma wyobraźni już widział swoją śmierć.

-Wybacz mojemu synowi - Wtrącił do tej pory milczący Karn- Młody jest jurny, porywczy jeszcze się nauczy.- Olbrzym skinął głową widocznie uśmiechając się do doświadczonego w bojach woja.

-Gdzie się spotkamy?- Zapytał Krol- Mamy was wezwać?

-Nie. -Powiedział Erkenoru - Weź ten amulet- Podał młodemu dowódcy rzemień na którym wisiał duży niebieski kryształ. - Rozbij go kiedy nadejdzie pora, a my już was znajdziemy.

Krol obejrzał przez chwile kryształ po czym założył go sobie na szyję i schował pod skórzana zbroje. 

- Pamiętaj o przysiędze, jak rozbijesz amulet już nie będzie odwrotu.

-Jeżeli was nie wezwę to stracę cały klan. Nie mam wyboru. 

-A więc żegnaj do zobaczenia na polu walki. - Olbrzym odwrócił się za siebie i powoli zaczął kroczyć w ciemność. 

-Do zobaczenia. -Przez zęby powiedział Krol. 

W drodze do wioski zastanawiał się czy przypadkiem nie zapłaci zbyt wysokiej ceny jednak na rozmyślania już za późno. Ta decyzja to było być albo nie być dla wszystkich jego bliskich. Śnieg chrzęścił pod jego podeszwami. Czekał go kawał drogi jeszcze zdąży się zamartwiać.

Zew KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz