Ostre światło wschodzącego zimowego słońca raziło oczy. Z nad zimnego morza przetaczał się przeszywający wilgotny chłód. Armia z zza zachodniej wody rozpostarła się na całej długości nabrzeża. Kilka tysięcy piechoty po wylaniu się ze statków ustawiło się w równy wyuczony szyk. Jednakowe uzbrojenie każdego z nich i pancerze w kolorach niebiesko-czerwonej szachownicy powodowały że wyglądali niemal jak jeden organizm. Przed nimi rozstawiali się kusznicy. Łucznicy Krola przy nich wyglądali jak amatorzy. Konnica okalała flanki. Jedyni jeźdźcy jacy byli na względnym środku to najprawdopodobniej ich książę Edward. Przy potędze tej armii wojownicy Krola wypadali blado, a nawet można rzec trupio blado. Nie stali w żadnym szyku. Nie byli go nauczeni. Każdy odziany inaczej przeciwnie do wrogów którzy samą prezencją zdobywali szacunek. Wszyscy ludzie młodego dowódcy zajmowali może jedną dziesiątą tego co armia Edwarda. Dodając, że o ile armia Sasów stała w kilkunastu szeregach, to Nordycy stali w zaledwie dwóch. Kilkanaście metrów przed nimi siedząc na koniach ,wpatrywali się we wrogów, Karn, jego ojciec i trzech jego kompanów. Krol z niecierpliwością i niepokojem patrzał to raz na armie wroga, to oglądał za siebie wyczekując wsparcia. Sądził że obiecana przez Erkenoru pomoc nadejdzie zeszłej nocy. Wyczekiwał ich do późna. Potem miał nadzieje że nadejdą przed świtem. Jednak nie zjawili się. Zaczął myśleć, że zrobił coś nie tak, może powinien rozbić kryształ na zewnątrz ,nie miał pojęcia czemu nie przybyli. Na wyprawę na górę Regan było już za późno. Krol rozejrzał się patrząc po twarzach jego ludzi. Nie okazywali tego, ale w ich oczach było widać przerażenie. Co nie było dziwne w starciu, jeżeli nie zginą wszyscy ,to co najwyżej ci co przeżyją pójdą w niewole. Zwrócił wzrok na ojca. Ten wpatrzony był w chorągwie wrogich wojsk. Stary taktyk wszystko wyliczane, ilość ludzi ,opcje walki ,tym razem jednak nawet najtęższy intelekt nic nie da.
-Dziękuje że tu ze mną jesteście- powiedział patrząc na przyjaciół- Dziękuje że nie opuściliście mnie nawet teraz ,widząc to.- machnął ręką omiatając widok na stojących przeciwko nim oddziałom.
-Podziękujesz po bitwie- powiedział poważnym głosem Gorg. -Przy pieprzonej beczce miodu- Dodał. Po czym z pochwy na plecach wyciągnął swój miecz ,prawdziwego Ulfberhta. Jego najcenniejszą z najcenniejszych rzeczy.
- Dokładnie!- Dodał Gert wtórując bratu. - Przy pieczystej dziczyźnie- Mówiąc to uśmiechnął się.
- Żadnej bitwy nie będzie- Powiedział Krol po czym zszedł z konia- I wy dobrze o tym wiecie. Walka była by samobójstwem i skazaniem na śmierć naszych rodzin. Albo i gorzej.- Spojrzał na ojca, a on na niego. Karn jedynie potaknął nie miał zamiaru zaprzeczać.
- Nasi zbawiciele zawiedli, nie zjawili się, a obiecali. Widać po prostu z nas zakpili. Ale to już nie ważne.- Wyciągnął z pokrowca na popręgach konia swój topór. Przez chwile się nad nim zadumał. Myślał jak sam go kuł. No z niewielką pomocą ojca. Jak szlifował, zdobił i oprawiał. Był wręcz jego uzewnętrznieniem. Był częścią niego, a teraz przyjdzie go złożyć razem ze swoim poddaństwem.
- Pora na mnie. Postaram się wynegocjować jak najwięcej. Proście bogów, żeby dali wam odejść-Odwrócił się i zaczął powoli iść w stronę łopoczących chorągwi wrogich wojsk.
-Synu!- Krzyknął za nim Karn- Dobrego władce poznaje się po tym czy potrafi się poświęcić dla swoich ludzi- Krol uśmiechnął się
-Dobry władca potrafi być władcą i władze utrzymać.- Powiedział po czym ruszył przed siebie. Na przedpolu słychać było jedynie hulający po nim wiatr. Szedł wyprostowany, spokojnym krokiem. Nie myślał o sobie, jedynie o swojej rodzinie, o żonie. O tym że już najpewniej już nigdy jej nie ujrzy. W oddali słychać było już krzyki zbrojnych. Dobrze wiedzieli co się niebawem stanie. Będą mieli używanie. Że wielki Krol zza morza poddał się na sam widok potęgi księcia Edwarda. W pewnym momencie wiatr przeczesujący rzadką trawę przedpola zamilkł. Ogólnie jakby świat zastygł. Po czym zaczęło być słychać jakiś stłumiony odgłos. Basowy ryk zaczął dudnić w uszach wszystkich wokół. Spłoszone konie zaczęły rżeć niespokojnie. Kilku jeźdźców, aż zsiadło. Krol zaczął się rozglądać zdziwiony. Tak samo jak wszyscy. Zarówno po jednej stronie jak i po drugiej. Zauważył że wśród jego ludzi coś się dzieje. Rozbili i tak niechlujny szyk. Coś widocznie pędziło w ich kierunku.
CZYTASZ
Zew Krwi
FantasyKrol jest młodym wodzem swojego klanu. W obliczu zagrożenia zza morza stara się zjednoczyć pobliskie plemiona do walki z najeźdźcą. Po klęsce jego planów łapie się ostatniej deski ratunku. Zwraca się o pomoc do żyjących podziemiom istot przez nich u...