I. Las Cienia

18 0 0
                                    

Obudziłem się... wszędzie było ciemno, mgliście i wilgotnie. Leżałem na ziemi a obok znajdował się wóz. Koń który go ciągnął był martwy. Ktoś odciął mu głowe, okropny widok. Postanowiłem wstać i spróbować znaleźć bezpieczne miejsce. Poczułem przeszywający ból w okolicach łydki. Była przebita strzałą. Ból był nie do wytrzymania. Jedyną opcją na poruszanie się, było czołganie. Zanim ruszyłem, musiałem coś zrobić z tą raną na łydce. Powoli zacząłem wyciągać strzałę, to było okropne, ale udało się.

- Teraz trzeba to czymś okryć. - Pomyślałem.

Rozejrzałem się i jedyne co znalazłem to kawałek materiału z koszuli. Nadawał się idealnie. Zabandarzowałem nogę i zacząłem się czołgać. Wszędzie leżały ciernie i korzenie. Musiałem jakoś przetrwać tą katorge. Po chwili zauważyłem w oddali coś przypominające chatę z drewna. Wyglądała na opuszczoną. Nigdy bym w takim czymś nie nocował. No może poza tą sytuacją, obecnie jest to dla mnie cud. Im bardziej się zbliżałem do budynku tym mniej go przypominał. To był kamień. Pieprzony kamień! Postanowiłem odpocząć przy nim. Czołganie się po tym błocie i cierniach nie było najlepszym pomysłem. Byłem cały podrapany a na dodatek cały mój opatrunek przesiąkł krwią.
- To koniec! - Pomyślałem - Wykrwawie się na śmierć, albo coś tu przyjdzie i mnie porzre!

- Ta historia była niesamowita dziadku! Naprawde znałeś tego mężczyzne? - Zapytałem
- Tak. Znałem go. Był dzielny i zawsze pomagał innym. Szkoda że tak skończył.
- Jak dorosne chcę być taki jak on!
- Będziesz lepszy. A teraz idź spać Syrio. Jutro czekają cię ćwiczenia... słyszałem że tata ma coś dla ciebie.

Dziadek wyszedł z pokoju a ja nie mogłem zasnąć. Całą noc myślałem co ma dla mnie tata oraz co stało się z mężczyzną z historii którą przed chwilą usłyszałem.

Rankiem

- Syrio... Syrionie zchodz na dół, śniadanie czeka!

Natychmiast wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem na dół. Przy stole siedziała cała rodzina. Śniadanie wyglądało smakowicie ale nie byłem głodny. Nie mogłem się doczekać prezentu. Usiadłem do stołu i tylko grzebałem widelcem w jedzeniu.

- Nie baw się jedzeniem. - Powiedziała matka
- Nie jestem dzisiaj głodny - Odparłem - Czy mogę już iść na trening?
- Nigdzie nie idziesz dopólki nie zjesz śniadania.

Chwilę później za domem

- Ojcze czy mogę dzisiaj walczyć prawdziwym mieczem? Te drewniane mnie już nudzą!
- Masz dopiero dwanaście lat - Odparł - Kiedyś napewno przyjdzie ci walczyć prawdziwym mieczem. A teraz trzymaj swój miecz i przyjmij postawę. Poćwiczymy szybkie cięcia. Atakuj kukłe!

Walka z tym kawałkiem siana już mie nudziła ale myśl o prezencie dodawała mi ochoty do walki. Wykonałem kilka lekkich cięć na oponęcie.

- Całkiem, całkiem. To teraz pchnięcia.
Nudziły mnie już te lekcje. Walka z kawałkiem siana nic mi nie da w prawdziwej walce.
- Ojcze zawalczmy na drewniane miecze! Napewno cię pokonam. - Powiedziałem lekceważąco.
Na twarzy taty Syriona pojawił się uśmiech. Wiedział że syn nie ma z nim szans. Był jednym z pięciu obrońców króla.
- Skoro tak bardzo tego chcesz, możemy zawalczyć. - Odparł ojciec - Wiesz że nie masz ze mną szans? Ułatwie ci zadanie i będe walczył tylko lewą ręką. Jeśli wytrącisz mi miecz, wygrasz.

Schował prawą ręke za plecy, a w lewą złapał drewniany miecz treningowy. Staneliśmy naprzeciw siebie. Mocno trzymałem swój miecz obiema rękami. Za wszleką cene chciałem pokonać ojca.

Walka się rozpoczeła...

Podszedłem bliżej i zacząłem atakować. Wszystkie wyprowadzone przezemnie ataki zostały zwinnie uniknięte. Nie wiedziałem że mój tata tak dobrze walczy. Zaatakowałem znowu, i znowu. Nic nie trafiłem! Spróbowałem ponownie, tym razem trafiłem ojca w kolano. Lekko się zachwiał ale po odzyskaniu równowagi odrazu zaatakował. Nim się zorientowałem moja broń leżała na ziemii a ja zdziwiony szybkością mojego oponenta, stałem i patrzyłem jak wryty.

- Wygrałem. - Powiedział, rozmasowując kolano.
- Bardzo boli? Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
- Nic się nie stało. Udało ci się mnie trafić a to już coś. A teraz idź do matki i powiedz żeby tu przyszła.

Poszedłem do kuchni. Mama wycierała stół.

- Matko, ojciec mówi że masz do niego przyjść. Jest za domem.
- Czy coś się stało?
- Nie wiem nic mi nie powiedział.

Poszedłem razem z mamą. Gdy wyszliśmy z domu tata stał z szkatułką w rękach. Była dosyć duża i wyglądała na solidną.

- Myślę że powinniśmy Mu to dać. - Odparł ojciec
- Jesteś pewien?
- Podczas pojedynku ze mną trafił mnie w kolano, więc tak, jestem pewiem.
- Pewnie cie boli. Zaraz coś przyniosę. - Powiedziała matka poczym poszła spowrotem do domu.
- Trzymaj Syrio. To dla ciebie.

Ojciec wręczył mi szkatułke, była ciężka.

- Otwórz.

Otworzyłem szkatułke. W środku był średniej długości sztylet.

- Podoba się? - Spytał - Jest wykonany ze szczerbionego srebra co oznacza że jest lekki i bardzo ostry. Uważaj nie skalecz się!

Zaniemówiłem z wrażenia. Rękojeść sztyletu była wykonany ze skóry. Sprawiał wrażenie ostrego i taki był. Szybko podbiegłem do kukły na której przedchwilą ćwiczyłem. Wykonałem cięcie i ku mojemu zdziwieniu sztylet przeciął kukłe na dwie części. Nigdy nie widziałem tak równo uciętej słomy.

- Widzisz jaki ostry! A teraz wracaj do swojego pokoju. Trening skończony.

Schowałem sztylet do po pochwy i powędrowałem w stronę domu.


RevaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz