Apteka

2 0 0
                                    

Dlaczego Minhyuk musiał zachorować akurat dzisiaj, jak Jonghyun i Jungshin pojechali na konferencję? - zadręczał się Yonghwa w myślach. Gdyby nie powyższe okoliczności, nie musiałby wychodzić w takie zimno i to jeszcze po 18, jak juz jest ciemno. Westchnął i narzucił na ramiona swój ulubiony płaszcz. Wyszedł, zatrzaskując drzwi za sobą. Mróz drażnił delikatnie policzki chłopaka, barwiąc je czerwienią. Postanowił szybko się z tym uwinąć, by przypadkiem też nie zachorować, jak perkusista. Wszedł do pobliskiej apteki, otrzepał się ze śniegu, a gdy podniósł wzrok, zamurowało go. Kolejka była bardzo długa, ale to nie to tak bardzo przejęło wokalistę. Osoba, która stała przed nim, to ONA. Dziewczyna, którą widział raz w Busan. Potem była główną bohaterką jego snów, główną inspiracją jego piosenek, główną myślą. Już pogodził się z tym, że nigdy więcej jej nie zobaczy, gdyż dzięki jej delikatnie europejskim rysom wyglądała na turystkę. To przeznaczenie, że tu i teraz znajdują się w tym samym miejscu. Nie mógł przegapić takiej okazji, więc musiał z nią porozmawiać, ale stał w bezruchu, odurzony jej urodą. Jej proste, rude włosy opadały na plecy, przysłaniając jej długi czarny płaszczyk w małe, białe gwiazdki.

Kolejka ruszyła o krok do przodu, co nie uszło jego uwadze, gdyż nieznajoma oddaliła się od niego o kilka centymetrów. Jak najszybciej przybliżył się do niej - może trochę zbyt blisko, ponieważ gdy dziewczyna zrobiła krok do tyłu, nadepnęła na niego, gniotąc jego stopę swoim obcasem. Szybko odwróciła się i zszokowana, zaczęła panikować. 

- Boże! Przepraszam! Najmocniej przepraszam, bardzo boli? Wybacz mi! Nie zrobiłam tego specjalnie, naprawdę przepraszam!

- Spokojnie - uśmiechnął się przyjaźnie, starając się nie ukazywać cierpienia, jednak nagle przeszyła go jakby opóźniona fala bólu, zmuszając go, aby syknął i uniósł stopę do góry - nic się nie stało - powiedział ze skrzywioną miną.

- Aaaa! - przytuliła go mocno do siebie na zaledwie kilka sekund, a Yonghwa prawie stracił przytomność - Dobrze, że jesteśmy w aptece! Zaraz kupię Ci coś na ból.
- N-Nie trzeba... naprawdę mnie nie boli.
- Tak, właśnie widzę - spojrzała na niego kpiącym, ale jednak troskliwym i zakłopotanym wzrokiem.
- Nawet jeśli by bolało, to moja wina, więc nie czuj się zobowiązana by... - dziewczyna momentalnie mu przerwała. 
- Twoja wina, że zmiażdżyłam Ci stopę?
- Tak. Za blisko stanąłem i...
- Przestań już się sprzeczać. - złapała go pod ramię, aby zaprowadzić go na miękką kanapę. Wokalista podskakiwał na jednej nodze. Usiadł wygodnie i spojrzał w oczy rudowłosej - Co chciałeś kupić?
- Coś na grypę... - momentalnie odwróciła się do niego plecami i wróciła do kolejki. 

Nie musiał zastanawiać się co ma do niej powiedzieć, gdyż ta kwestia rozwiązała się sama. Teraz nie odrywał od niej wzroku i czuł się wspaniale, widząc że co chwilę odwraca głowę by sprawdzić czy od niej nie uciekł. 

Po 20 minutach wróciła do chłopaka z dwoma siateczkami lekarstw.
- To dla Ciebie - wręczyła mu jedną z nich - Masz tu tabletki przeciwbólowe, maść na stopę, syrop na kaszel i lek na grypę... - spojrzała smutnym wzrokiem w jego oczy - ale nie wydajesz się być chory... to dla kogoś?

- Tak, kolega jest chory. To ile płacę?
- Uff... kolega - odetchnęła z ulgą i wstała z sofy, podając mu rękę.

- Czemu "uff kolega"? - zapytał naprawdę zaciekawiony. Złapał się dziewczyny i z jej pomocą szedł w stronę domu. Już nie odczuwał tego mrozu. Zielonooka speszyła się i chwilę trwała w ciszy, obmyślając wymówkę. Przecież nie mogła nowo poznanemu chłopakowi powiedzieć, że nie chciałaby, żeby były one dla wybranki jego serca. Delikatnie poczerwieniała jej twarz, ale równie dobrze mogło to być od mrozu.
- Dobrze, że kolega, a nie mama! - zaśmiała się nerwowo.
- Masz rację... - Yonghwa nie wyglądał na przekonanego, ale to uzasadnienie wydawało się rozsądne, a inne nie wpadło mu do głowy.
- Daleko mieszkasz? - szybko zmieniła temat.

- Za rogiem - wskazał palcem ulicę po ich prawej stronie.
- Odprowadzę Cię. Oh, nie przedstawiłam się, niemiło z mojej strony! Jestem Sunhee, a Ty?
- Nie wiesz jak mam na imię? - zdezorientowana dziewczyna przystanęła i zmarszczyła brwi w zastanawiającym geście.
- To my się już znamy? - szatyn uznał, że jeśli dziewczyna nie wie, to nie powie jej, że jest wokalistą sławnego zespołu CNBlue. Mogłaby się przez to do niego zrazić.

- Nie, przepraszam. Jestem Yonghwa. Pochodzisz z Korei? - teraz to on zmienił temat, by uniknąć złego.
- Mama jest Koreanką, a tata Irlandczykiem. Wiem, że o to Ci chodziło - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i znów ruszyli. 

- No... tak. Masz wyjątkową urodę.
- Dziękuję... - zarumieniła się i na kilka minut nastała cisza.

- Oh, przepraszam Cię, ale muszę zadzwonić - wyciągnął komórkę.
- Nie ma sprawy.
Zadzwonił do perkusisty i przeprowadził z nim konwersację po japońsku, by dziewczyna niczego nie zrozumiała. Miał nadzieję, że poprawnie założył, że Sunhee nie zna tego języka.
* Minhyuk... wiem, że jesteś chory, ale zrób coś dla mnie.

* Co takiego, hyung?

* Zdejmij WSZYSTKIE nasze plakaty i w ogóle wszystko, co jest związane z naszym zespołem i jest na widoku. Schowaj do jakiejś szafy...
* Dlaczego?!
* Bo zaraz przyjdę z gościem. Proszę.
* No, dobrze... - Min rozłączył się od razu. Dziewczyna odezwała się od razu, lekko oburzona i zdezorientowana. Tak, dobrze założył, że nie zna języka. 

- Wiesz, że nie powinno się rozmawiać przy kimś w obcym języku?
- Oh, przepraszam, zapomniałem. Następnym razem mnie szturchnij, to wrócę do koreańskiego - zaśmiał się cicho.
- A Ty jesteś Japończykiem? - zapytała z zaciekawieniem w głosie. Yonghwa czuł się naprawdę dobrze dlatego, że mógł wreszcie komuś powiedzieć coś o sobie, a nie jak na co dzień; wszyscy wiedzieli o nim wszystko z wyprzedzeniem.

- Nie, nie. Urodziłem się w Busan.
- TAK?! Ja też! - krzyknęła z akcentem typowym dla tego miasta - Oj, przepraszam - zawstydzona, spuściła głowę.
- To takie urocze - posłał jej ciepły uśmiech - Mój kolega ma tak samo.
- Ten chory?
- Nie... mieszkam z trzema kolegami.
- Ojeeej, czterech facetów w jednym domu. Co tam musi się dziać! - zachichotała - pewnie macie tam strasznie brudno!

- Eeej! - odkaszlnął teatralnie, mówiąc pomiędzy "mamy sprzątaczkę". Oboje roześmiali się głośno.

Love LightWhere stories live. Discover now