Eve leżała sobie na dachu Burdż Chalifa. Zielone włosy, rozsypane dookoła, co jakiś czas były podrywane przez wiatr. Zdawało się jej to nie obchodzić. Uśmiechała się lekko sama do siebie, jakby myślała o nocy sam na sam ze związanymi modelami Calvina Kleina. Podobno są genialnymi stoliczkami pod laptopa.
Po jakichś pięciu minutach stało się coś kompletnie niespodziewanego. Coś zupełnie zaskakującego, co można nazwać żałosnym zwrotem (?) akcji dla zawiązania równie żałosnej i wymyślonej na szybko fabuły.
- O, cześć! - Poderwała się na nogi i pomachała do... do mnie. Rozejrzałam się, czy to przypadkiem nie pomyłka, ale nikogo poza nami tam nie było. Trudno się dziwić, to w końcu dach najwyższego budynku świata.
- Umm... hej - powiedziałam niepewnie, odmachując.
- Kim jesteś? - Od razu przeszła do konkretów.
- Ja jestem narratorem i jednocześnie autorką tego opowiadania.
- Ale faza... ty tak na serio?. - W jej oczach pojawiły się małe kurwiki fascynacji.
- Bardziej poważna w życiu nie byłam.
- O matko, poznałam Jedyną. - Spojrzała na mnie jak na cud świata. - Czy ktoś jeszcze Cię zna, czy jestem wyjątkowa?
- Nie, na razie tylko ty.
- Bogu to się posra z zazdrości. - Uśmiechnęła się złośliwie. Prychnęłam pod nosem, próbując powstrzymać cisnący się na usta uśmieszek.
Wtedy niebo przeszył grom. Nie taki, którymi bawi się Zeus po pijaku. Ten był o wiele potężniejszy, a boskość to się mu z porów wylewała.
- Dobra, przepraszam! - zawołała naburmuszona, wymachując rękoma w stronę obłoczków. - Po co ta agresja? Złość piękności szkodzi!
- A ić, ty gnoju! Sama do siebie gadasz! - usłyszała odpowiedź tubalnym głosem. Prychnęła na to i odwróciła się do niego tyłem. Było to dość trudne, zważywszy na fakt, że Bogu był wszędzie... a przynajmniej tak twierdził. Chyba powinna się tym zainteresować prokuratura.
- O, mam pytanie. Co to... - Wykonała gest, wskazujący wszystko dookoła. - ...jest?
- Hmm... chyba świat, ale nie radzę sprawdzać. W połowie zabrakło kleju i część się na taśmie trzyma... Jest on wymyślony przeze mnie, więc tak jakby różni się od tego, który ty znasz. Wszyscy tu ogarniają, że są istoty nadprzyrodzone. Anioły, półanioły, bogowie, demony, półdemony i inne takie. One sobie mieszkają z wami tu, na Ziemi i jakoś sobie żyjecie. No, oprócz Tego Jedynego. On się okropnie wywyższa, ale w sumie to ma nieograniczoną moc, więc co się dziwić. Są jeszcze inni, ale myślę, że znasz... te nasze słoneczka.
- Zdążyliśmy się już poznać - mruknęła z jakimś pół cieniem uśmiechu. - I ja też nie jestem człowiekiem, co nie? - zrobiła krzywą minę.
- Nie do końca... ale myślę, że te różnice Ci się spodobają. Jesteś takim, prawie że Jedynym Bogiem, ale nie masz żadnych obowiązków. Masz o wiele większą władzę niż bogowie innych religii. Jesteś nieśmiertelna, masz odjechane w kosmos moce. Znasz wszystkich na górze, na dole. Ci wszyscy znają Ciebie. Plączesz się po świecie od tysięcy lat, ale nadal nie masz dosyć. Kochasz ten świat.
- Wow... jestem fajną postacią, nie? - podekscytowała się. - Chociaż trochę taka Mery Sue...
Podrapałam się po głowie. Fakt, był z niej ewidentnie uberkoks, ale nie sądzę, by ktokolwiek się skarżył. A nawet jeśli by się skarżył, to tylko jednorazowo. W studni nie ma zasięgu.
- Nieprawda. Masz wady. Nawet sporo, ale nie przejmuj się. Każdy ma wady, a te Twoje tylko ubarwią tę historię - obiecałam, budząc w sobie instynkt dyplomacji.
- Fajniusio... ej, a jakie masz co do mnie plany?
- Na razie nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale powiem Ci w sekrecie, że idziesz do - dramatyczna pauza - szkoły!
- Bleh. Brzmi, jak typowa historyjka dla nastolatków - mruknęła, robiąc iście dramatyczną minę. - Nie rób mi tego.
- Większość użytkowników Wattpada to nastolatkowie, więc nie marudź, bo wyświetlenia na drzewach nie rosną... No już, sio!
------------------------
Nie cześć.
Kiedy realizm został wyparty przez kolor zielony.
W świecie, w którym anioły i demony chodzą sobie po ulicach Nowego Yorku, a ludzie doskonale zdają sobie sprawę z ich nadnaturalności, Eve dorobiła się tytułu boga. Życzcie powodzenia reszcie świata, nie będą to łatwe czasy.
powodzenia
CZYTASZ
znowu pajacują? ||niezaprzeczalnie poważna historia||
FantasyKiedy realizm został wyparty przez kolor zielony. W świecie, w którym anioły i demony chodzą sobie po ulicach Nowego Yorku, a ludzie doskonale zdają sobie sprawę z ich nadnaturalności, Eve dorobiła się tytułu bogini i korzysta z niego przy każdej do...