Melanie! Uciekaj!

7 0 0
                                    

Siedziałam na parapecie patrząc w gwiazdy. To jedyne, co naprawdę mnie uspokaja. Życie z alkoholikami pod jednym dachem nie było dla mnie za przyjemne. Często w naszym domu (o ile mogę tak to nazwać) wybuchały kłótnie - tata i mama non-stop się bili, a ja uciekałam do lasu. Uwielbiałam te miejsce, było ono takie... magiczne? Znałam większość leśnych dróg, wszystkie zakamarki. W pewnym momencie zapaliła się lampa naftowa w pokoju obok. Ojciec wstał, cudownie... Szybko i zwinnie zeskoczyłam z parapetu i w ostatnim momencie schowałam się pod kołdrą.

- Co tu robisz smarkulo? 
Zamarłam. 
- Nic ojcze.
Tata spojrzał na mnie z pogardą i wyszedł. Było blisko.
Odczekałam chwilę i ponownie usiadłam na parapecie. Po paru godzinach zasnęłam.


[Następnego dnia]

-Mel, obudź się. - usłyszałam spokojny głos.
Otworzyłam oczy.
Moja siostra... Najważniejsza dla mnie osoba.
Zczołgałam się z łóżka, ubrałam i poszłyśmy razem do jadalni. 
Zazdrościłam wszystkim innym dziewczyną, które wstawały rano, budzone przez kochające matki, otrzymujące pełnowartościowe śniadanie. Ja z Irish otrzymywałyśmy bułkę, całą z wody i tyle. Tak, tu pewnie spytacie - Melanie? Irish? Polska? Tak tak... 
Nasz ojciec, Amerykanin z krwi i kości uparł się, że swoje "kochane" córeczki nazwie Melanie, czyli Mel i Irish, czyli Irlandię. 
Nienawidzę swojego pełnego imienia - Irish ma przynajmniej jakieś ciekawe, Irlandia.
A Melanie? Melcia... Pomińmy to.
Po śniadaniu zawsze schodziłyśmy pomóc mamie przy koniach. Posiadałam swojego konia, nazywał się Svetish. Później miałam czas wolny - Irish szła do znajomych, którymi się otaczała a ja wsiadałam na Svetish i jeździłam na wycieczki. 
Pojechałam do lasu galopem, wszystko było dobrze - wiatr we włosach, spokój i harmonia, aż nagle Svetish stanęła dęba, zrzuciła mnie i uciekła w dal. 
-Nigdy wcześniej tak nie robiła...-
Zrezygnowana ruszyłam do lasu, zawsze lepiej niż wracać do tej śmierdzącej nory.
Po paru godzinach odpoczynku w lesie wróciłam pieszo do domu.

[W nocy, Melanie siedzi znów przy oknie]

Wieczór minął bez większych dram. Oprócz awantury, "gdzie ty byłaś" to wszystko ok.
Siedziałam na parapecie, oglądając gwiazdy aż usłyszałam huk.

Z strachem spojrzałam na Irlandię, która również nie spała.
- Co to ? 
- Obawiam się, że coś poważnego. MAMO! TATO!

Przerażone wybiegłyśmy z domu, nie odwracając się za siebie. Złapałam Irish za rękę i poprowadziłam łąką.

Jak przeczuwałyśmy - wojna nadchodzi.
Mnóstwo noży, mieczy! Łuków! 


Cdn.


I jak? Pierwsze w zyciu! :DD

Partyzantka - opowieść bez końca.Where stories live. Discover now