Kolejny atak :(

4.5K 709 152
                                    

21.11.17

Czego się boję w tym momencie? Tylko jednej rzeczy. Porodu naturalnego. Na samą myśl wpadam w panikę i nie umiem się uspokoić. Czemu znowu wracam do tego tematu? Otóż mój mąż dzisiaj zadzwonił do midwife i powiedziała, że przyjdzie do nas jutro o 10 porozmawiać. Zdziwiłam się, że to tak szybko, bo zazwyczaj czeka się kilka tygodni, a położną odwiedza się w przychodni lub szpitalu. Dostałam sms, że mam załatwić, żebym mogła przyjść jutro do pracy na 12. Nie chcieli przyjąć tego jako nieobecność związaną z ciążą, więc musiałam zabookować holiday na 3 godziny ;/ No ale mniejsza z tym. Odkąd dostałam tę wiadomość od męża, nie potrafiłam się już skupić na pracy. Od godziny 15 do 19 ciągle rozmyślałam, co ja mam jutro powiedzieć tej midwife, żeby zrozumiała, że to dla mnie sprawa życia i śmierci. Dosłownie.

Boję się, że jak powiem prawdę, to znaczy, że prędzej sama przeprowadzę sobie cesarskie cięcie za pomocą nożyczek, ewentualnie się zabiję, to zamkną mnie zakładzie psychiatrycznym albo ześlą mi na głowę Social Services (a potencjalnie - odbiorą dziecko). Przeryczałam z godzinę w kiblu w pracy, a prawdziwego ataku paniki dostałam już w samochodzie, kiedy przyjechał po mnie mąż.

Zaczęłam się hiperwentylować, całe moje ciało zdrętwiało, dusiłam się, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Do tego niesamowicie kłuło mnie w dole brzucha. Mój mąż nie wytrzymał, bo już nie potrafił mnie uspokoić podczas jazdy i powiedział coś, co sprawiło, że zaczęłam odpierdalać jeszcze bardziej. "Uspokój się, bo poronisz i to będzie Twoja wina!".

NIENAWIDZĘ! Nic mnie bardziej nie wkurwia niż te dwa słowa. "Uspokój się". NIE CHCĘ TEGO NIGDY SŁYSZEĆ.

Zamiast mnie ogarnąć ("chciałem pomóc"), to doprowadził mnie do jeszcze większej histerii. Praktycznie wniósł mnie do domu, bo nie byłam w stanie chodzić. Od razu usiadłam na podłodze w korytarzu. Mój oddech odrobinę zwolnił dopiero, kiedy podał mi szklankę zimnej wody, a potem przeprosił, za to co powiedział. 

Najgorsze jest to, że jutro znów wpadnę w tę panikę, kiedy będę rozmawiać z położną. A jeszcze gorsze jest to, że nie od niej zależy, czy będę mieć tę cesarkę czy nie. Ona mnie dopiero skieruje do innego lekarza, który będzie mi opowiadał o zagrożeniach wynikających z CC. 

Mam wyrzuty sumienia... Minęła już ponad godzina, a ja nadal się trzęsę i kłuje mnie dół brzucha... Boję się, że coś zrobiłam mojej małej, ale nie potrafię tego powstrzymać... To jest silniejsze ode mnie, tego strachu nie potrafię pokonać. To mój limit wytrzymałości.

Jak ja miałabym niby rodzić naturalnie, skoro to polega na oddychaniu i współpracy z personelem, a ja dostaję bardzo silnych ataków paniki na samo wspomnienie o tym? Tyle już przeszłam, tak bardzo się przełamałam... Dlaczego muszę walczyć o coś, co mi się należy? Czemu muszę walczyć o prawo wyboru?

O tym się nie mówi [NA FAKTACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz