1 • ślimaki nie mają nóg, bo inaczej uciekłyby z talerza

545 47 29
                                    

Od zawsze marzyła o wolności.

Chciała czuć wiatr we włosach, piasek na mokrym ciele, małe kamienie w butach wbijające się lekko w stopy.

Chciała uciekać z pracy w samym bikini, tańczyć z gliniarzami w areszcie i kołysać się przy kubańskiej muzyce, gdy jej twarz ogrzewana była płomieniem ogniska.

Chciała życia.

Odczuwała nieosiągalne pragnienie bycia jak powietrze — bycia wszędzie, bycia zawsze, bycia nieskończenie.

Teraz jednak siedziała w taksówce i z niecierpliwością zeskrobywała z płytki paznokcia czerwony lakier, chcąc zająć czymś myśli. Srebrny Mercedes w którym siedziała, od godziny próbował dostać się do jej akademika w Nicei.

Na samą myśl, że będzie tutaj w bardziej realny sposób, niż poprzez Google Street View, chciało jej się ściągnąć ubrania i biegać nago po ulicy.

Nie zrobiła jednak tego. Uważała, że kierowca taksówki jest chyba zbyt staroświecki. To byłoby faux pas. Zdecydowanie w złym guście.

Spojrzała więc za okno, próbując pochłonąć jak najwięcej widoku, aby zachował się w jej pamięci jak najdłużej.

Jechali wzdłuż Promenady Anglików, dlatego po jej prawej stronie, dosłownie na wyciągnięcie ręki, znajdowały się liczne kawiarnie i kluby, które ozdobione palmami i parasolami, zapraszały do swoich prywatnych kawałków plaży.

Jemima Rosales Rocío była z pochodzenia Hiszpanką, co powinno wskazywać na to, że jest przyzwyczajona do takich widoków. Nie było tak jednak. Mając zaledwie pięć lat, została wyciągnięta przez matkę pod pachą z mieszkania i usadzona w siedzeniu ostatniej klasy najtańszego lotu do Wielkiej Brytanii, by zamieszkać tam już — jak pewnie jej matka planowała — do grobowej deski.

Mała pięcioletnia Jem siadywała więc przed oknem, które zawsze pokryte było deszczem. Wpatrywała się w szare Glasgow, by przywołać w pamięci choć odrobinę ciepła, słońca, tańca i szaleństwa, które w Hiszpanii było tak zwyczajne, jak krew pulsująca w żyłach żywego człowieka.

Próbowała wtedy odtworzyć w pamięci obraz swojego ojca, który wychowany na Kubie, potrafił tańczyć jak jeszcze żaden człowiek nigdy. Jej papa, jej cudowny ojciec...

Poczuła lekkie szturchnięcie i zorientowała się, że taksówka zahamowała. Kierowca spojrzał się na nią wymownie, orientując się już wcześniej, że to dziwne dziewczę za cholerę nie potrafi mówić po francusku. Opanowany podał jej więc karteczkę, na której napisał — sporą notabene — sumę euro za przejazd.

Merci — powiedziała lekko, podając mężczyźnie pięćdziesiąt euro. Tak naprawdę wcale mu nie dziękowała, facet oskubał ją z jednej czwartej pieniędzy, jakie przy sobie miała. Uśmiechnęła się jednak lekko i widziała, jak mężczyzna topi się pod jej urodą, niczym bałwan na słońcu.

Zdawała sobie sprawę ze swojego piękna. Nie należała nigdy do przemądrzałych i zarozumiałych, ale posiadała niezburzoną świadomość własnej wartości, której nikt nie mógł jej pozbawić. Nie mogła sobie bowiem pozwolić na słabości, gdy jej matka była taka, jaka była. Jemima musiała być twardą skałą, nie pozwalającą sobie na jakiekolwiek próby złego potraktowania ze strony mężczyzn czy też innych kobiet.

De rien. — Jego nie ma za co brzmiało bardziej francusko niż cokolwiek, co ona wcześniej próbowała powiedzieć w całym swoim życiu. Rozbawiona chwyciła swój mały bagaż i rozpoczęła ciągnąć za klamkę.

Jej nowe życie. Właśnie otwierała do niego drzwi.

Mogła wgramolić się do mieszkania o wiele wcześniej, niż po czterdziestu minutach, podczas których trzymała dzielnie swoją torbę ze wszystkim, co miała. Cóż jednak z tego za przyjemność, skoro mogła oglądać najmniejszą drobnostkę architektoniczną przepięknej budowli, jaką był jej akademik?

baise - moi • h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz