Nowy Dom

1K 92 30
                                    

  Wnętrze domu, które ukazało się twoim oczom, wcale nie wydawało się takie złowrogie, jak wskazywał na to charakter Sansa. Cóż, bordowe ściany i czarna podłoga dodawały ogólnego mroku – szczególnie że szare zasłony wpuszczały do środka zaledwie wiązkę białego światła –natomiast czerwona kanapa i fotele dodawały trochę burdelowego klimatu. Być może było to dziwne wrażenie, ale mimo wszystko musiałaś przyznać, że salon wyglądał dość nowocześnie. Nawet był otwarty na kuchnię! Zastanawiałaś się tylko, co stało się z poprzednimi właścicielami tego miejsca, bo jakoś nie potrafiłaś uwierzyć, że potwory stać było na takie mieszkania.

  Rozglądałaś się po pomieszczeniu z lekko otwartymi ustami, stojąc już o własnych siłach, ale wciąż podpierając się lekko o ramię Sansa. Nigdy nie narzekałaś na brak pieniędzy, ale jednak musiałaś przyznać, że było tu naprawdę ładnie. W duchu miałaś tylko nadzieję, że potwory tego nie zniszczą. Trwałaś w takim stuporze jeszcze chwilę, aż w końcu przypomniałaś sobie, że powinnaś zwracać uwagę na tego, który cię porwał. Kiedy odwróciłaś głowę w jego stronę, zobaczyłaś wielki uśmiech samozadowolenia. Wyglądało na to, że ziomek patrzył na ciebie cały ten czas i podobało mu się to, co widział... Huh. Prawie zdążyłaś zapomnieć o sytuacji, która miała miejsce zaledwie moment temu.

  Zamknęłaś usta, oddychając głęboko, by uspokoić szaleńczo bijące serce. Nawet udało ci się uśmiechnąć delikatnie, choć zrobiłaś to bardziej po to, by dodać otuchy samej sobie.

 – Jak się czujesz z faktem, że będziesz spała w łóżku po zabitych tu ludziach? – To jedno pytanie sprawiło, że zrobiło ci się duszno, a przerażenie momentalnie wypisało się na twojej twarzy. Zimny pot spłynął ci po plecach, a odruchowo spojrzałaś, czy przypadkiem okno nie było otwarte, bo chłód tych słów przeszył twoje kości. – Mogę nawet dorzucić ci martwe ciało, żebyś nie czuła się samotna. – Zamknął jedno oko i wywalił swój paskudny jęzor na zewnątrz. W pierwszej chwili pomyślałaś, że naprawdę chciałabyś, by mówił o sobie jako o tym trupie w łóżku, ale potem jednak zaczęłaś to kwestionować...

 – Obejdzie się... – odpowiedziałaś powoli, jakbyś rozważnie dobierała każde z tych dwóch prostych słów. Brzmiało to trochę tak, jakbyś odpowiadała na zwyczajną propozycję, ale każdy wiedział, jaka była rzeczywistość.

  Szkielet parsknął śmiechem, rozkładając się na kanapie, a nogi opierając o szary stolik, na którego środku stała dawno już nieopróżniana popielniczka. O dziwo, udało ci się ustać w miejscu nawet bez podpórki, którą do tej pory był dla ciebie potwór, ale teraz nie byłaś pewna, co powinnaś ze sobą zrobić. Wciąż męczył cię głód, więc musiałaś oprzeć się pokusie pójścia po coś do jedzenia, a jednocześnie nie chciałaś pozwalać sobie na zbyt dużo, bojąc się reakcji ze strony agresora.

  Twoje rozmyślenia przerwał cichy dźwięk uderzania dłonią o miękki materiał. Widać, że nie musiałaś już sama podejmować decyzji, bo Sans tym małym gestem kazał ci usiąść obok siebie – co też zrobiłaś bez cienia sprzeciwu.

  Odetchnął głęboko, jakby właśnie pociągnął łyk dobrego, zimnego piwa, a ciebie objął jednym ramieniem, przygarniając cię tym samym bliżej siebie.

 – Teraz dopiero się zacznie. – Wykonał zamaszysty ruch ręką, jakby próbował ogarnąć tym gestem całą planetę. – Potwory zawładną całym światem, a setki albo nawet tysiące ludzkich ciał będą walać się w każdym możliwym miejscu, by rozszarpały je dzikie zwierzęta. Ulice spłyną krwią, zacznie się nowa era... – Do tej pory wodził wzrokiem po suficie, jakby dostrzegał w nim coś nieosiągalnego dla twoich oczu, ale teraz spojrzał na ciebie. – Pewnie bardziej posłuszni ludzie staną się niewolnikami i będą wykonywać za nas całą robotę. Dużo was jest, nie? Nieźle się to wasze plugastwo namnożyło pod naszą nieobecność... – Jego ręka zjechała niżej, dokładniej na twoje biodro, ale bardziej skupiałaś się na tym, o czym mówił.

  Miałaś ogromną nadzieję, że to wszystko było jedynie żartem lub koszmarem, ale wcale się na to nie zapowiadało. Całkowicie sparaliżował cię strach, choć otworzyłaś usta, by coś powiedzieć i naprawdę chciałaś to zrobić, ale żaden dźwięknie wydobył się z twojej buzi. Zrobiło ci się tak słabo, że miałaś wrażenie, że twoja twarz była teraz tak blada jak jego, chociaż pewnie nie było to możliwe. Spuściłaś głowę, błądząc wzrokiem gdzieś po swoich nogach, jakby to na nich miała być wypisana odpowiedź na wszystkie zadręczające cię pytania, ale niczego w nich nie było. Pozostawałaś sama ze swoich strachem, a szum w twoich uszach sprawiał, że nie byłaś pewna, czy szkielet mówił coś dalej. Może znów tylko się w ciebie wpatrywał, ale nie chciałaś na niego spoglądać, bo czułaś, że twoje oczy się zaszkliły.

  Poczułaś, jak jego druga ręka zbliżała się do twojej głowy, ale w tym samym momencie drzwi wejściowe gwałtownie się otworzyły, a Sans poderwał się na równe nogi, przybierając przestraszony wyraz twarzy. Nie sądziłaś, że ktoś taki jak on może wyglądać na tak zestresowanego...

  ...ale słysząc coraz głośniejszy stukot obcasów, sama poczułaś to narastające napięcie.

Underfell!Sans x human!Reader [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz