Rozdział 2
Obudziłam się dość wcześnie jak na mnie, bo około godziny 9.00. Ledwo otworzyłam oczy, a przed sobą zobaczyłam wyszczerzoną twarz mojego przyjaciela. Przestraszyłam się, krzyknęłam i aż spadłam z łóżka. Możecie się śmiać, jak robił to Chase, ale takie widoki zaraz po przebudzeniu nie wpływają dobrze na człowieka.
- Mógłbyś się zamknąć Chase i mnie spakować - powiedziałam lekko oburzonym tonem.
Mój głupi przyjaciel nie przestając się śmiać, wyjął spod łóżka torbę i zaczął wrzucać do niej moje rzeczy.
Po weekendzie spędzonym na obserwacji w szpitalu w końcu wracam do domu.
- Co cię tak śmieszy Chasie? - zapytałam, przekrzywiając głowę.
Chłopak momentalnie przestał się śmiać i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- Powtórz to.
-Chasie, Chasie, Chas...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Chase rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać po całym ciele.
- Chase... - próbowałam go bezskutecznie powstrzymać.
- Co Steph? Chcesz mnie może przeprosić? - zapytał chłopak z demonicznym uśmiechem na twarzy, a ja już wiedziałam, że nie przestanie dopóki go nie przeproszę.
- Nie, nie zamierzam cię przepraszać - chciałam się z nim trochę podroczyć.
Chase przekrzywił głowę i uniósł jedną brew.
- No dobra - uśmiechnął się cwaniacko po czym zaczął mnie łaskotać.
Razem spadliśmy z łóżka i tarzaliśmy się po podłodze, jak małe dzieci. Zapewne potrwałoby to jeszcze dłużej, gdyby nie to, że weszła dr. Alice. Spojrzała na nas jak na pięciolatki, które coś przeskrobały i uśmiechnęła się pod nosem.
- Widzę, że humor już ci się poprawił - stwierdziła - tu masz zapisane co kiedy brać.
Kobieta podała mi kartkę z wypisanymi lekami.
- To do zobaczenia za dwa tygodnie Stephanie - doktor Alice podała mi rękę.
- Do widzenia Alice - odwzajemniłam gest uśmiechając się serdeczne do kobiety.
Lekarka wyszła, a do mnie podszedł Chase z moją torbą na ramieniu.
- To co, wracamy do domu?
- O niczym innym nie marzyłam - odpowiedziałam.
Już po chwili ramię w ramię wychodziliśmy ze szpitala, kierując się do samochodu chłopaka.