Dwójka mężczyzn spacerowała już po zmroku w parku. Niewiele wyższy z nich, dotknięty albinizmem, trzymał drugiego za rękę. Zerkał na niego co chwilę, upewniając się, że on dalej idzie koło niego i nagle nie zniknął.
-Gilbert, nie musisz trzymać mnie tak mocno, wiesz? -Austriak przerwał ciszę trafnym spostrzeżeniem.
-Przepraszam, nie chciałem. Wiesz, że nie jestem ostatnio zbyt spokojny.
-Zdaję sobie z tego sprawę, chociaż nie wiem z jakiego powodu. -Westchnął, po czym spojrzał na niego kątem oka. -Nie chcę mieć uszkodzonej ręki.
Gilbert odpowiedział mu jedynie szerokim uśmiechem, przymykając oczy. Śnieg lecący powoli z nieba mieszał się z kolorem włosów Niemca (Nie mogłam napisać Prusaka, ponieważ Prusy już nie istnieją, sorki Gilbert ;; - przyp. autorki), za to zostając na ich ubraniach. Roderich zadrżał lekko z zimna, na co albinos zareagował od razu. Zdjął swój czerwony szalik i założył go na szyję chłopaka, co spowodowało sprzeciw fioletowookiego oraz jego zarumienienie.
-Przeziębisz się, idioto -burknął Austriak.
-To nic. -uśmiechnął się do niego. -Ważne, by tobie było ciepło.
-Nie chce potem dawać ci rosołku do łóżka, ani męczyć się z twoim katarem. -delikatnie odwzajemnił uśmiech.
Jednak otrzymany od Gilberta szalik był przyjemnie ciepły i ogrzewał jego szyję. Z jednej strony nie chciał oddać mu ubrania, ale też nie miał ochoty by albionos zachorował. Nawet głupie przeziębienie były ciężkimi chwilami dla partnerów.
Mieszkali razem z młodszym bratem Gilberta, Ludwigiem, w Berlinie. Roderich od dłuższego czasu nie odzywał się ze swoimi rodzicami, właśnie z powodu chłopaka. Byli zamożni i nie spodobało im się, że ich jedyny syn jest z biednym mężczyzną. Ba, dla nich problemem było samo niezainteresowanie płcią przeciwną Rodericha. Mieli nadzieję, że ich potomek zwiąże się z Węgierką, Elizabet. Znali się z jej rodzicami, więc byłoby im to bardzo na rękę. Gdy pewnego dnia nakryli swojego pierworodnego z białowłosym, zdenerwowali się nie na żarty. Wyrzucili go z domu, odcinając go od wszelkich dochodów. Nie mającego się gdzie podziać Rodericha z otwartymi ramionami przywitał Gilbert. On również ledwo wiązał koniec z końcem i gdyby nie Ludwig, byłby bezdomny. Nie umiał znaleźć pracy odpowiedniej dla jego umiejętności, których mówiąc szczerze, nie posiadał. Jedyne co umiał, to gra na flecie, a z tego raczej nie wyżywi kogokolwiek. Młodszy brat był na początku sceptyczny w stosunku do pomysłu wzięcia najmłodszego Edelsteina, ponieważ razem z braćmi Beilschmidt mieszkał Feliciano - chłopak Ludwiga. Pracował dorywczo jako opiekun do dzieci lub sprzedawał obrazy, namalowane przez niego. W końcu jednak zgodził się. Było mu trochę żal Rodericha, który miał problem ze swoimi rodzicami. Ludwiga i Gilberta wychowywał dziadek. Nigdy nie poznali swoich rodziców, jednak według opowieści Gauthiera byli odważnymi ludźmi, którzy pewnie nigdy nie postąpiliby tak, jak państwo Edelstein.-Nie byłoby tak źle dostawać ugotowany przez ciebie rosołek czy wodę z cytryną -mruknął Gilbert i przytulił go.
Nie chciał go puszczać i wolał, by ta chwila działa się wiecznie; przytulał miłość swojego życia, a z nieba padał śnieg. Im jednak było ciepło, bo ogrzewli się nawzajem. Gilbert wiedział, że to mogą być ich ostatnie chwile razem. W sekrecie przed rodziną, Feliciano i Roderichem okradał sklepy, by mieli co jeść. Było mu z tego powodu okropnie wstyd, a za każdym razem gdy mijał policję, robił się blady jeszcze bardziej niż zwykle. Jego najświeższa kradzież odbyła się dwa dni temu. Przez przypadekm zauważył go pracownik sklepu. Gilbert w panice zadźgał go nożem leżącym na sklepowej półce. Był wtedy nieostrożny i najpewniej zostawił wiele śladów, przez które policja może go znaleźć i aresztować. Bał się tego. Okradł wiele sklepów i zabił człowieka, przez co mogła grozić mu długa odsiadka. Nie chciał opuszczać mężczyzny na taki okres czasu, jednak nie mógł nic zrobić innego jak po prostu nie dać się złapać.
Nagle zawibrował telefon w kieszeni puchowej kurtki Beilschmidta. Roderich odsunął się od niego, by mógł swobodnie rozmawiać. Wyjął komórkę i zobaczył, że to Ludwig dobija się do niego. Czerwonooki przyłożył urządzenie do ucha.
CZYTASZ
【Entschuldigung, Liebling】 //PruAus// One-Shot
Fanfiction"Wer einmal stiehlt, ist immer ein Dieb." niem. - Kto raz ukradnie, na zawsze pozostanie złodziejem. "Nie chciał go puszczać i wolał, by ta chwila działa się wiecznie; przytulał miłość swojego życia, a z nieba padał śnieg. Im jednak było ciepło, bo...