christmas mood

394 41 9
                                    

Zeszłam po schodach zapalając lampki, które wisiały na poręczy. Słyszałam jak w salonie grały cicho typowe świąteczne piosenki. Weszłam do kuchni, gdzie otumanił mnie naprawdę piękny zapach piekących się pierników. 

- Dzień dobry kochanie - powiedziała moja mama uśmiechając się radośnie - Jak się spało? 

- Dziewczynki robiły bitwę w moim brzuchu przez pół nocy, więc tak średnio - skrzywiłam się trochę - Brian już wstał? 

- Pojechał z Leondre po choinkę, jakieś półtora godziny temu - za sobą usłyszałam głos mojej teściowej - Jesse jest na zakupach, a Maya i Mia pakują prezenty. 

- A Tilly? - uniosłam brew, bo od rana jeszcze nie widziałam siostry mojego męża. 

- Dokupuje ozdoby - z pomiędzy jej warg wydarło się ciche westchnienie - A jak się czujesz Lola? 

- Szczerze? - zapytałam retorycznie - Chce być już po wszystkim. Nawet ciąża z Brianem nie męczyła mnie jak ta. 

- Bliźniaki powodują więcej zmęczenia - uśmiechnęła się pokrzepiająco - Idź na górę, a my tutaj z Elizą wszystko tutaj załatwimy. 

- Masz spakowaną torbę na wszelki wypadek? - zanim wyszłam, usłyszałam jeszcze pytanie wypadające ust kobiety, Odwróciłam głowę w jej kierunku i spojrzałam się na nią jak na czystą wariatkę.

- Do porodu mam dobre dwa miesiące i tak spakuje się wcześniej żeby nie było jak rodziłam Briana - parsknęłam i trochę kaczkowatym krokiem ruszyłam na górę. 

***

[Brian]

Spojrzałem się na ojca i otworzyłem drzwi do mieszkania, biorąc chwilę później choinkę. To był po prostu wyczyn, żeby znaleźć te zielone gówno w Boże Narodzenie. Mówiłem „kupmy wcześniej, nie będzie problemu", nie bo po co, lepiej wszystko zostawić na ostatnią chwilę

- Wróciliśmy! - krzyknąłem tak aby każdy mnie usłyszał i powoli ruszyłem z choinką do salonu, gdzie czekało już na nią przyszykowane miejsce. Odłożył ją niezbyt delikatnie, biorąc głęboki oddech. Niby chwila, a człowiek potrafi się mocno zmęczyć. 

- Trochę długo wam to zeszło skarbie - usłyszałem głos babci Vicky.

- Wiedział, że będzie trudno ją znaleźć w Boże Narodzenie - bąknąłem - Bo rodzice zostawili to na ostatnią chwilę! - powiedziałem trochę głośniej, aby mnie usłyszeli. 

- Sam mogłeś po nią jechać Brian - parsknął mężczyzna targając ze sobą torby z wszelakimi ozdobami. 

- Nie, nie mogłem - oburzyłem się, zakładając dłonie na piersi - Mama by miała później do mnie pretensje dlaczego taka, a nie inna. 

- Mamo, po kim mój syn jest tak wredny? 

- W 99% po tobie - roześmiała się staruszka widząc minę swojego najstarszego dziecka. 

Wzruszyłem ramionami i wypakowałem wszystkie zakupy kładąc je na stoliku do kawy. Spojrzałem się na choinkę i powoli zacząłem ją ozdabiać. 

***

[Leondre]

Zabrałem kolejne miski w ręce i ruszyłem do salonu, gdzie miał się niedługo odbyć świąteczny obiad. Wszystkie lampki się odbijały w szybach, a w kominku się paliło dając przyjemne ciepło. 

- Zniosłeś wszystkie prezenty? - zapytałem osiemnastolatka, który tępo się wpatrywał w ścianę. Nawet się nie ruszył.

- Ja pierdolę - wymamrotał pod nosem - Po prostu kurwa mać. 

- Brian Nathaniel Devries - użyłem stanowczego głosu, a chłopak w końcu się na mnie spojrzał nieprzytomnym wzrokiem - A tobie co?

- Co oznaczają dwie kreski na teście? - zapytał dziwnie przejętym głosem i unikał mojego spojrzenia jakby czegoś się bał. 

Zmarszczyłem brwi nie do końca rozumiejąc pytania jakie zadał mi mój syn. Dopiero po chwili zrozumiałem o co chodzi. 

- Victoria jest w ciąży? - zapytałem nie dowierzając, że ta dwójka się do tego posunęła. 

Brunet jakby zamarł słysząc moje słowa, tak trochę pobladł, a spojrzenie się stało nieprzytomne. Wstał szybko i zdążyłem go złapać po tym jak runął jak deska. Złapałem go pod pachami i ułożyłem go na kanapie. Chyba za dużo informacji jak na jedną minutę. Cicho westchnąłem i wszedłem niezauważalnie do kuchni. 

- Coś się stało? - jako pierwsza zauważyła mnie mama mojej żony - Stałeś się jakiś nieswoi. 

- To nic, chyba - posłałem jej słaby uśmiech. Chyba jestem za młody do zostania dziadkiem. 

***

[Lola]

Kilka minut po piętnastej wszyscy zeszliśmy do salonu, gdzie w końcu mogliśmy świętować. Uśmiechnęłam się na widok wszystkich na których mi zależało i usiadłam na krześle naprzeciwko Jesse'a. 

- Prawda, że zostanę jednym z chrzestnych prawdaa? - zapytał niby uroczył głosem, a Mia siedząca koło niego uderzyła głową o stół. Czuje twoje zażenowanie koleżanko. 

- Nie wiem przyjacielu ty mój - zachichotałam - Muszę porozmawiać o tym z Leondre. 

- Nie rób tego, to zły pomysł - parsknęła Mia - Prawda mamo? 

Maya która została oderwana od rozmowy z Mirandą, spojrzała się na swoją córkę ze zmarszczonymi brwiami. 

- Co prawda? - zapytała, a ja i szesnastolatka się zaśmiałyśmy. 

- Złym pomysłem jest tym, żeby tata został chrzestnym jednej ze sióstr Briana. 

- Jak chce to niech zostaje, ja tam nie mam nic do gadania. 

- Widzicie?! Przynajmniej jedna mnie popiera. 

- Siadać dzieciarnia do stołu - powiedziała moja mama ciągnąc tatę za sobą. Wyglądał jakby szedł na śmierć. Miejsce koło mnie zajął Leondre, a obok niego usiadł Brian z niemrawą miną. Złożyliśmy sobie życzenia i resztę dnia spędziliśmy w naprawdę świetnej atmosferze. 

***

taki świąteczny dodatek, który trochę nie jest pod fabułę, ale chciałam go dodać. a teraz zmykam, a wam życzę wesołych świąt i żebyście spędzili je w rodzinnej atmosferze xx 

I love you, and you love me || devries ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz