Rozdział dwudziesty-ósmy

540 44 3
                                    

Cicho westchnęłam zamykając za sobą drzwi i naciągając bardziej na swoje ramiona bluzę mężczyzny, którą tak trochę od niego pożyczyłam bez zamiaru oddania mu. Ściągnęłam gumkę z włosów odkładając ją na stolik i wsunęłam się pod przyjemnie chłodną pościel. 

- Myślałaś już nad imionami? - podskoczyłam przestraszona słysząc niespodziewanie głos mojego męża. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a mężczyzna jedynie wyszczerzył zęby - To nie moja wina. 

- Nie wcale - parsknęłam pokładając sobie jeszcze jedną poduszkę - Będziemy mieć za jakieś cztery miesiące w domu dwie dziewczynki... 

- Myślałem nad Letty - usiadł koło mnie zarzucając swoje łapsko na moje ramię. 

- Hm.. - zastanowiłam się przez chwilę - Może zostać, ja za to myślałam o Lilianne. 

- Letty i Lily Devries, ładnie brzmi - zaśmiał się cicho przykładając usta do mojej skroni - Zaraz wracam idę zobaczyć co robi ten patafian. 

- To nadal twój syn, sieroto! - krzyknęłam za nim i wiem, że mnie usłyszał, bo dostałam w odpowiedzi jego rechot który czasem jest gorszy od zwyczajnej ropuchy. 

***

[Brian]

Słyszałem co rusz kroki w dół i w górę, a później wszystko się uspokoiło. Spojrzałem się na zegarek który wskazywał piętnaście minut po trzeciej. Nadszedł czas. Przewiesiłem przez ramię sportową torbę. Otworzyłem drzwi i na palcach zszedłem na dół trzymając w dłoniach czarne już trochę zniszczone vansy. Ostatni raz spojrzałem się po mieszkaniu i wyszedłem zakładając buty. Założyłem kaptur na głowę i przeskoczyłem przez bramę. Kierunek dom Vicky, a później lotnisko. 

Droga zajęła mi może z dwadzieścia minut kiedy stanąłem przed ogromnym domem. Raz dwa przeskoczyłem przez ogrodzenie i ruszyłem na tyły. Już nie raz przychodziłem do niej nocami, gdzie siedzieliśmy do rana po prostu rozmawiając. Rzuciłem małym kamyczkiem, którego znalazłem na ziemi, a chwilę później okno zostało otwarte, a dziewczyna przekręciła oczami na mój widok. 

- Mogłam się tego spodziewać - bąknęła cicho, kiedy wsunąłem się do środka - Na co ci torba? 

- Tak jakby muszę odpocząć od wszystkiego - wzruszyłem ramionami całując przy okazji jej czoło - Wyglądasz przeuroczo kochanie. 

Stała przede mną w onesie pandy, a jej włosy były po prostu roztrzepane. 

- Nie mów, że.. - jęknęła widząc mój pewny siebie wzrok. 

- Wrócę niedługo - przytuliłem ją mocno - Bo mam dla kogo tak? Kocham cię. 

***

po prostu siebie nie poznaje  xd serio jak będę miała czas wolny wieczorami to opowiadanie skończę w przeciągu dwóch tygodni. do końca jest 7 rozdziałów z epilogiem oops. a teraz miłego dnia/ wieczorku xx

I love you, and you love me || devries ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz