2.

744 48 18
                                    

                    Sam siedział w sali konferencyjnej prawie jak na szpilkach. Czekał na ten dzień całe trzy doby. O trzy doby za długo. Po nocy spędzonej z Buckym miał nadzieję na rozmowę. Co prawda wiedział, jak Barnes nie lubi rozmawiać, ale przecież musieli to zrobić. A co z tego wyszło? Najpierw Buck go unikał, a później wyjechał na misję ze Stevem i Wandą. Wilson był zły, że tak to się potoczyło. Chciał wziąć udział w misji razem z nimi, ale Fury potrzebował go do innego zadania. I tak to się skończyło. Ale obiecał sobie jedno – gdy tylko James wróci od razu z nim porozmawia. Niezwłocznie. Musiał.
Dochodziła 6 wieczorem, a ich jeszcze nie było. Falcon powoli odchodził od zmysłów. Miał nadzieję, że wszystko poszło dobrze. Naprawdę się martwił. Ale w końcu doczekał się ekipy. Zjawili się pół godziny później. Cali i zdrowi. Może trochę poobijani, ale ogólnie było w porządku.
Czarnoskóry zamienił kilka słów z Kapitanem i Wandą, ale i tak zerkał w stronę Zimowego Żołnierza. I kiedy dostrzegł jak sierżant zamierza opuścić budynek, przeprosił Steve'a i poszedł za nim.
- Bucky! – zawołał. – Bucky, zaczekaj!
Bucky przystanął i powoli odwrócił się w stronę Sama.
- Buck... – powiedział nieco ciszej Wilson. – Zaczekaj. Chciałem z tobą porozmawiać.
- O czym? Jestem zmęczony. Chcę wrócić do mieszkania.
„O nas", przeszło przez głowę Falcona.
- Podwiozę cię.
- Nie musisz. Poradzę sobie.
- Buck. Proszę. – Wpatrzył się w chłodne oczy Barnesa.
Buck przewrócił oczami, ciężko wzdychając.
- Jak chcesz... – mruknął, odwrócił się i ponownie ruszył w stronę wyjścia.
Czarnoskóry mężczyzna poszedł za nim, również po chwili wychodząc. Kombinował, żeby porozmawiać z Jamesem. Widział, że Zimowy Żołnierz nie ma na to ochoty. Być może rzeczywiście był zmęczony, ale Sam podejrzewał, że tak naprawdę chodziło o co innego. Sierżant wciąż go unikał. Wilson musiał zrobić wszystko, żeby to się zmieniło.

~

Sam wyłączył silnik samochodu, gdy tylko podjechali pod kamienicę, w której Bucky chwilowo mieszkał.
- Na razie – rzucił Barnes.
- Mogę wejść? – zapytał Wilson.
Buck patrzył na niego przez chwilę, marszcząc lekko brwi.
- Jestem zmęczony... – zaczął.
- Jedno piwo. Opowiesz mi o misji – zaproponował Falcon. Miał nadzieję, że James na to pójdzie. Widział, że Zimowy Żołnierz walczył przez chwilę ze sobą, ale w końcu skinął głową. Czarnoskóry posłał mu lekki uśmiech i obaj wysiedli z auta.
Chwilę później trafili do mieszkania sierżanta. Bucky niedbale rzucił klucze na szafkę w korytarzu i zdjął kurtkę. Już chciał iść do kuchni po piwo, ale Sam go zatrzymał. Chwycił go za rękę, odwrócił w swoją stronę i pocałował. Barnes nieco zamarł i Wilson wyczuł, że nie odwzajemnił mu pocałunku.
- Co z tobą, Buck? – zapytał, odsuwając się od niego.
Buck wbił spojrzenie w podłogę, jakby tam szukał odpowiedzi.
- Dlaczego mnie unikasz? – pytał dalej Falcon. – Dlaczego uciekasz? Powiedz coś.
James nadal uparcie milczał. Czarnoskóry mężczyzna westchnął ciężko.
- Świetnie. Nie chcesz gadać, to nie. Nie będę się narzucał – mruknął pod nosem Sam, unosząc nieco ręce, jakby się poddawał. Tak naprawdę wcale tego nie chciał. Nie chciał odpuszczać, nie chciał odchodzić. Miał cichą nadzieję, że Zimowy Żołnierz zrobi cokolwiek, by go zatrzymać. Wtedy wiedziałby, że była jeszcze jakaś nadzieja.
Odwrócił się z zamiarem wyjścia i wtedy usłyszał te dwa ciche słowa.
- Przestraszyłem się – szepnął sierżant.
Wilson zatrzymał się nagle i powoli odwrócił w jego stronę.
- Czego się przestraszyłeś? – zapytał, ściągając mocniej brwi.
Bucky zacisnął usta, jakby obawiał się wymówić choć słowo więcej.
- Buck? – ponaglił go Falcon.
- Tego... wszystkiego – mruknął wreszcie Barnes. – Powiedziałeś, że chcesz się następnym razem zamienić. Następnym razem... – powtórzył, uparcie wpatrując się w podłogę. – A ja... Ja nie wiem... Ja nie umiem... Nie mam pojęcia... – Zdecydowanie zaczął się plątać, co było widokiem dość osobliwym.
Czarnoskóry zrobił krok w jego stronę. Zrozumiał, choć Buck tak naprawdę wiele nie powiedział, ale to mu wystarczyło. Związek – tego bał się James. Sam chciał go ponownie, więc chciał czegoś więcej. To wiązało się z jakimś zobowiązaniem. Tego właśnie przestraszył się Zimowy Żołnierz i Wilson właściwie się mu nie dziwił. Po tym, co przeszedł... Falcon był pijany, kiedy wtedy to mówił, ale naprawdę go chciał. Uczucia się nie zmieniły. Podszedł bliżej, popychając odrobinę sierżanta na ścianę. Zbliżył się do jego twarzy, spojrzał w oczy, bo Bucky wreszcie zdobył się na to, by podnieść wzrok. Pocałował go. Tak po prostu. Chwilowo bez słowa. I poczuł, że Barnes nieco niepewnie, ale jednak odwzajemnił jego pocałunek.
- Nauczę cię... – szepnął czarnoskóry, odrywając się na moment od chłodnych warg Bucka.
Tego się James nie spodziewał. Obawiał się, że Sam może go wyśmieje. Uzna, że przesadza, czy coś w tym stylu. Miło się zaskoczył, dlatego przy kolejnym pocałunku jego odpowiedź była już pewniejsza. Skoro Wilson wciąż go chciał, mimo tej jego ułomności... Westchnął cicho w jego usta.
Falcon przesunął dłońmi po ciele Zimowego Żołnierza, ciesząc się jego idealną rzeźbą. Przynajmniej dla niego był idealny.
- Chcę cię, Bucky – szepnął. – Nic się nie zmieniło.
Sierżant zamruczał cicho w jego usta i przyciągnął go do kolejnego pocałunku. Czarnoskóry lekko się uśmiechnął i odwzajemnił mu pocałunek.
- Chcę cię też teraz – szepnął. – Chodź do sypialni...
Bucky w pierwszej chwili nieco zamarł, ale zaraz ruszył za Samem.
Gdy już byli w sypialni Wilson pociągnął Barnesa w stronę łóżka. Położyli się na nim obaj. Falcon pochylił się nad Buckiem i ponownie zaczął go całować. Tyle czasu nie całował tych ust. Był ich bardzo spragniony. Był spragniony całego jego ciała i zamierzał tej nocy zaspokoić swoje pragnienie.
- Chcę się z tobą kochać – szepnął.
Pytające spojrzenie Jamesa wiele mu mówiło.
- Tak jak wtedy mówiłem. – Przesunął dłonią po policzku Zimowego Żołnierza, dość czule go gładząc. Po chwili wpił się ponownie w jego wargi, swoją dłoń wsuwając pod koszulkę sierżanta. Ten gest spotkał się z cichym pomrukiem zadowolenia.
Bucky oderwał się od ust mężczyzny i sam ściągnął z siebie koszulkę. Sam uśmiechnął się pod nosem, przyglądając się klatce piersiowej Barnesa. Była idealna. Z siebie też ściągnął zielony t-shirt i pochylił się nad Buckiem, by móc obdarować jego tors pocałunkami. James przyjemnie zamruczał. Zdecydowanie mu to odpowiadało. Każdy pocałunek Wilsona przyprawiał go o przyjemne dreszcze. Falcon na niego działał i Zimowy Żołnierz postanowił się temu po prostu poddać.
Czarnoskóry dotarł z pocałunkami do brzucha sierżanta, dłońmi odpinając jego spodnie. Odsłaniał powoli kolejne fragmenty jego skóry, by je również móc obdarować pocałunkami. W końcu postanowił całkowicie zsunąć z niego spodnie razem z bielizną. Pochylił się ponownie i ucałował wnętrze ud Bucky'ego. Zaraz jednak usta przeniósł na jego męskość, by przez chwilę obdarzyć ją pieszczotami. Barnes cicho jęknął, bo było to cholernie podniecające. Szybko twardniał, więc to tym bardziej świadczyło o tym, jak to wszystko na niego działało.
Sam w końcu wrócił ustami do warg Bucka, całując go przez dłuższą chwilę. Przesunął dłoń na jego uda, rozsuwając je. Poczuł pod palcami przyjemne spięcie mięśni Jamesa i naprawdę mu się to spodobało.
- Zostań tak... – szepnął Wilson i zabrał dłoń. Wsunął swoje palce do ust, nie spuszczając wzroku z Zimowego Żołnierza. Nawilżył je i wyjął z ust, ponownie układając dłoń pomiędzy udami sierżanta. – Jesteś strasznie seksowny – powiedział cicho i przesunął palcami pomiędzy pośladkami Bucky'ego.
Barnes drgnął lekko, wzdychając przy tym cicho. Dotyk w tym miejscu naprawdę był podniecający.
Falcon powoli wsunął jeden palec w Bucka, ostrożnie badając jego rozpalone, jeszcze przez nikogo wcześniej nietknięte, wnętrze. Kręciła go ta myśl. A Jamesa najwyraźniej kręciło to, co robił, bo jego ciało przyjemnie dla oka reagowało. Czarnoskóry zaryzykował i wsunął w Zimowego Żołnierza drugi palec. Teraz sierżant mógł wszystko mocniej czuć. A będzie jeszcze intensywniej.
- Uwielbiam na ciebie patrzeć w takich chwilach – szepnął Sam, uważnie obserwując całą sylwetkę Bucky'ego. – Jesteś niesamowicie seksowny.
- Weź mnie już... – powiedział cicho Barnes, czym nieco zaskoczył Wilsona.
- Niecierpliwy... – szepnął Falcon. Nie spodziewał się, że Buck będzie chciał go poczuć tak szybko, ale było to naprawdę pobudzające. Ściągnął więc z siebie prędko spodnie i bieliznę, i klęknął pomiędzy udami Jamesa. Przesunął po nich dłońmi i przygryzł wargę.
- Vanilla Ice... – zamruczał i uśmiechnął się pod nosem.
Zimowy Żołnierz zmrużył nieco oczy, ale przez jego usta przebiegł delikatny uśmiech. Czarnoskóry przysunął się do niego bardziej, unosząc mu nieco biodra. Nakierował swojego członka na jego wejście i powoli się w niego wsunął. Sierżant jęknął głośniej. Uczucie było dziwne, ale przyjemne.
- W porządku? – zapytał szeptem Sam.
Bucky skinął głową. Było jak najbardziej w porządku. Co prawda brak kontroli nad sytuacją był nieco przytłaczający, ale starał się o tym nie myśleć.
Wilson w końcu zaczął się poruszać. Robił to powoli, dokładnie. Chciał pokazać Barnesowi, że naprawdę mu zależy.
- Jesteś cudowny – szepnął mu do ucha, przygryzając jego płatek. – Seksowny. I strasznie podniecający.
Buck ujął jego twarz w dłonie i spojrzał mu w oczy.
- Za dużo gadasz, Chocolachino – mruknął i przyciągnął go do pocałunku.
Falcon uśmiechnął się podczas pocałunku, nieco przyspieszając ruchy swoich bioder. James cicho jęknął w jego usta, mocniej zaciskając mięśnie na jego członku. Bycie tą stroną było dla niego nowe, ale podobało mu się. Może to przez to uczucie wypełnienia? A może po prostu chodziło o odpowiedniego kochanka? A ten mężczyzna o czekoladowej skórze był idealny.
Sam oderwał się od ust Zimowego Żołnierza i spojrzał w jego niebieskie oczy. Czuł, że był blisko, ale chciał najpierw zadowolić sierżanta. Sięgnął dłonią do jego członka i zaczął go delikatnie masować. Bucky jęknął głośniej, napinając ciało.
- Możesz mocniej... – szepnął, ale Wilson tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Nie. To tylko dodatkowa stymulacja. Chcę, żebyś doszedł przez to jak się w tobie poruszam. Jak ocieram o twoje czułe wnętrze – odpowiedział szeptem.
Barnes lekko zadrżał. Te słowa mocno na niego zadziałały. Poczuł, że jest już na skraju przyjemności. Wystarczyło tak naprawdę kilka ruchów bioder Falcona i Buck doszedł, napinając mięśnie i wyginając nieco kręgosłup. Na ustach czarnoskórego mężczyzny pojawił się błogi uśmiech, kiedy i on mógł skończyć. W nim. To było cudowne uczucie, James był taki ciasny...
- Powtórzę to jeszcze raz – mruknął Sam. – Jesteś cudowny.
- A ja wciąż obstaję przy tym, że za dużo gadasz. – Uśmiechnął się Zimowy Żołnierz. Przymknął oczy, oddając się całkowicie tej chwili. Musiał uspokoić szybki oddech i zwolnić rytm serca.
- Teraz już cię nigdzie nie wypuszczę – szepnął mu do ucha Wilson.
- Nigdzie się nie wybieram – odpowiedział szeptem sierżant. Taka była prawda. Nie kłamał. Chciał z nim zostać. Czuł, że to właśnie było jego miejsce. 

WinterFalconOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz