ROZDZIAŁ 45 ✓

6.8K 452 39
                                    

Gdy tylko przedstawiam wszystkim plan działania, każdy ruszył by spełnić moje rozkazy. Liczyła się każda godzina.

Część ludzi wysłałam na zwiady. Jeśli na coś natrafią mają bezzwłocznie dawać sygnał do gotowości. Jeśli zostaniemy zaatakowani oni odetną wrogowi drogę odwrotu. Atak z obu stron będzie o wiele skuteczniejszy. Nie pozwolimy się zaatakować.

Wydałam również rozkaz by większość nowych członków klanu została ewakuowana w bezpieczne miejsce. I tu znów pojawia się problem...

-Nie możesz mi tego zrobić! - uniosła się Angelin na wieść o tym, że ona także nie będzie walczyć.

-To jest rozkaz - odparłam. - Nie mamy czasu na dyskusję. Masz wykonać rozkaz.

-Przysięgłam walczyć za ciebie.

-A ja przysięgłam, że zrobię wszystko by jak najwięcej moich ludzi nie straciło życia z mojej winy. Gdy nadejdzie czas sama poproszę cię o chwycenie za broń. Jednak teraz rozkazuję ci opuścić twierdzę.

-Ale...

-Wydałam rozkaz - warknęłam wściekła. - masz zamiar go wykonać czy to przejaw niesubordynacji?

Angelin spojrzała na mnie z bólem w oczach.

-Rozkaz to rozkaz - odparła cicho.

Po chwili podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.

-Uważaj na siebie - powiedziała mi na ucho.

Później podeszła do swojego brata i przytuliła go równie mocno, a może nawet i mocnej.

-Obiecaj mi, że po tym wszystkim się zobaczymy - usłyszałam. Widziałam doskonale co miała na myśli. Bała się, że już nigdy go nie zobaczy.

-Spokojnie Aniołku - odparł spokojny Trevor. - Zobaczymy się jak tylko to wszystko się skończy. A teraz jedź już. Będę spokojniejszy wiedząc, że jesteś bezpieczna.
-Do zobaczenia - powiedziała i ruszyła w kierunku wyjścia.

W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, na szczęście nie na długo. Do pokoju wszedł Bruno z meldunkiem.

-Snajperzy w gotowości - powiedział.

-Doskonale - odparłam.

Na dachu twierdzy i w oknach na wyższych piętrach ulokowali się snajperzy. Z doskonałą widocznością będą mogli szybciej rozpocząć akcje i jednocześnie z góry osłaniać pozostałych ludzi.

-Jak idź przygotowywanie barier?

-Dobrze. Prawie kończymy - odparł blondyn.

-Rozumiem.

Postanowiłam również wzmocnić mur wokół twierdzy by opóźnić przedarcie się do twierdzy. Na całym terenie rozstawiono również samochody i prowizoryczne ścianki, które będą stanowiły osłonę dla naszych ludzi.

-Wszystko idzie dobrze. Nie stresuj się - powiedział Bruno podchodząc do mnie bliżej. - Doskonale dajesz sobie radę, ludzie cię słuchają i wykonują rozkazy.

-Wiem - powiedziałam cicho. - Ale nie mogę być spokojna myśląc o tym co wkrótce się stanie.

-Rozumiem, ale zaufaj mi z czasem przywykniesz. Tak jak my - powiedział wskazując głową na Trevora, i stojącego obok niego Hulio oraz mojego ojca.

Byłam im wdzięczna, że są teraz przy mnie. Jednak coś innego dręczyło moje myśli. Pomyślałam, że skoro każdy wie co robić i wszystko jest w porządku to może teraz zadam im to pytanie.

-Coś nie daje mi spokoju - zaczęłam.

-Co takiego - spytał chłopak.

-Co oznaczał ten ryk i to skandowanie? Każdy znał doskonale słowa. Mówili je w jednym czasie. A ja nigdy ich nie słuchałam i pierwszy raz widziałam coś takiego. O co tu chodzi?

Chłopak spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, ale szybko go odwrócił i spojrzał na pozostałych mężczyzn zebranych w sali.

Oni jednak też nie spieszyli się z odpowiedzą.

-Któryś z was mi odpowie? - spytałam patrząc na nich kolejno.

Gdy moje oczy spotkały się z oczami Hulio poczułam dziwny chłód.

-To nie istotne - powiedział ojciec przerywając ciszę.

-Chcę wiedzieć - powiedziałam stanowczo.

-To nie najlepszy moment - odparł.

-Zgadzam się - poparł go Kevin.

-Niby dlaczego? Przecież prędzej czy później i tak się dowiem. Dlaczego nie możecie powiedzieć mi tego teraz?

Znów głucha cisza.

-Może ty mi odpowiesz? - spytałam patrząc na mojego wuja.

-Nie... - zaczął mój ojciec jednak Hulio mu przerwał.

-Z przyjemnością - powiedział z krzywym uśmiechem.

-Zamknij się - syknął mój ojciec.

-No co bracie? Sama spytała, więc ja chcę jej udzielić odpowiedzi.

-Nie masz... - zaczął, ale tym razem to ja mu przerwałam.

-Skończcie pieprzyć i odpowiedzcie mi w końcu - warknęłam poirytowana.

-Otóż moja droga - zaczął Hulio. - Ty owszem słyszałaś to pierwszy raz, ale my nie. Jakby to ująć... Ludzie zgodzili się pójść za tobą, zaakceptowali twoje przywódców i twoją władzę. A pamiętasz co dokładnie mówili?

Zastanowiłam się chwilę, usiłowałam sobie przypomnieć słowa, które wykrzykiwali ludzie w moją stronę. Spojrzałam na wuja i wyrecytowałam słowa, które zapamiętała.

-Za lwi klan. Za klan Blackwood. Za Blackwood'a.

-A chciałabyś usłyszeć tą dłuższą wersję? To w niej jest cały sens. Chcesz?

-Powiedz.

-Zastanów się dobrze - niby się ze mną droczył, ale w jego oczach było coś dziwnego, coś jakby... Jakby chciał usłyszeć, że nie chcę wiedzieć.

-Powiedz mi - powiedziałam pewna swoich słów.

-Jak sobie życzyć - powiedział kiwać głową. - Całość brzmi... Walczmy za lwi klan. Zabijaj za klan Blackwood. Gińmy za Blackwood'a.

Gdy usłyszałam te słowa, aż mnie poraziło.

-Oni nie tylko zgodzili się walczy za ciebie, ale zabijać i ginąć dla ciebie, dla tego nazwiska, dla tego klanu...

-Boże... - wyszeptałam cicho.

-Oni idą za tobą na śmierć... Są gotowi umrzeć po to byś ty nie musiała, po to by klan przetrwał, po to by wciąż miał przywódcę....


















Córka Blackwood'a Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz