03. "But lately I don't trust my brain"

318 34 11
                                    

"Zbieg okoliczności jest wygodnym wytłumaczeniem dla przeznaczenia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

"Zbieg okoliczności jest wygodnym 
wytłumaczeniem dla przeznaczenia." 

Niedawno przydarzyła mi się niesamowita, wręcz filmowa historia. Ścigany przez grupkę natrętnych fotografów byłem na tyle zdesperowany, by zapukać w pierwsze lepsze drzwi i szarpać za klamkę czyjegoś mieszkania. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, nie mogę się nadziwić, że naprawdę to zrobiłem, ale jednak. Wparowałem do mieszkania młodej dziewczyny, co było ostatecznie niezłą przygodą, biorąc pod uwagę fakt, że na początku nie mogliśmy się wcale dogadać, a później zastałem jej dom w kompletnym pobojowisku. Na pierwszy rzut oka Noelia, bo tak bodajże miała na imię, wydała mi się stuknięta, ale po krótkiej rozmowie z nią, życie udowodniło mi, że nie zawsze należy ślepo polegać na pierwszym wrażeniu. 
Ale dlaczego przypomniałem sobie to teraz, prawie trzy tygodnie po owym incydencie? 
Ostatnio, idąc ulicą, miałem wrażenie że wśród tłumu ludzi mignęła mi jej twarz. Nie byłem pewien, czy to ona, dopóki nie natknąłem się na nią następnego dnia, w tym samym miejscu, tym samym czasie, lecz tym razem nie była sama, tylko z gromadką pięciu różnej rasy psów: od yorka, po labradora. Zapewne nawet nie zwróciłbym na nią uwagi, gdyby nie fakt, że jej czworonożni przyjaciele zapodali jej niezłą rozrywkę. Każdy z nich ciągnął ją w inną stronę - labrador biegł na przedzie, ona próbowała za nim nadążyć, jednocześnie rozprawiając się z charakternym pudlem, który uparty nie chciał ruszyć się ani na krok. Pozostała trójka plątała się jej pod nogami jak opętana, co ostatecznie doprowadziło do tego, że okręciły się jej dookoła nóg i zakneblowały ruchy na amen. 
- Ringo, choć tu w tej chwili! - zdesperowana i poirytowana zarazem zawołała do wielkiego biszkopta, który zbył ją i pchał się dalej. - Cicho, Sombra, przestań szczekać, bo zwariuję! A ty, Bobby, o co znowu się obraziłeś? 
- Może mogę pomóc? - podszedłem powoli.
- Nie trzeba, mam wszystko pod kontrolą - odpowiedziała z automatu, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. 
- Właśnie widzę - nie kryłem uśmiechu w moim głosie i na twarzy, co ostatecznie ją zainteresowało, bądź raczej rozdrażniło, i zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Kilkanaście sekund zajęło jej zorientowanie się, że ja to ja, ten sam "ja", który niedawno dobijał się do jej drzwi. 
- Och - wypuściła jeszcze tylko kilka iskier w moją stronę, zdmuchnęła grzywkę z twarzy, starając się podkreślić to, iż niby faktycznie kontroluje sytuację. - Cóż, no dobrze. Możesz chwycić Ringo i Bobby'ego? Albo nie, spróbuj mnie wpierw jakoś rozplątać. 
- Zrobię co w mojej mocy. Nie ugryzą mnie? - upewniłem się, zanim ukucnąłem, a kiedy zrobiła minę znaczącą ni mniej, ni więcej co "nie mam bladego pojęcia", pomyślałem, że raz kozie śmierć i zbliżyłem się do psiaków. - To twoje psy? - umierałem z ciekawości, więc w końcu musiałem zadać to pytanie. 
- Tak. To znaczy... niezupełnie - zawahała się, a gdy zobaczyłem, że unoszę brew, udzieliła kolejnej odpowiedzi, cicho wzdychając. - Nie, nie są moje. Pomagam sąsiadom. 
- To ładnie z twojej strony - przekładając smycz cocker spaniela między jej kolanami, poczułem jak po jej gołych nogach przechodzi dreszcz i cała jej sylwetka rozprostowuje się. Uśmiechnąłem się pod nosem i dokończyłem zadanie w ciszy, starając się nie dotykać jej zanadto, by nie wprawić jej w jeszcze większe zakłopotanie. 
- Dziś nie biegasz po cudzych domach? - zagadnęła, kiedy udało mi się rozwiązać ostatniego malucha. 
- Nie, dziś zrobiłem sobie wolne - wyprostowałem się, zakładając z powrotem na nos ciemne okulary, a ona powstrzymała się od uśmiechu, słysząc moją odpowiedź. 
I to było na tyle, chwilę później, ciągnięta niemiłosiernie przez Ringo, pomachała mi na pożegnanie i tyle ją widziałem, nie myśląc więcej o tym spotkaniu. 
No przynajmniej aż do kolejnego, kiedy to, tym razem w innym miejscu, zobaczyłem ją idącą w towarzystwie grupki rozbrykanych przedszkolaków. Szła po drugiej stronie ulicy, trzymając za rękę jednego z maluchów, najwyraźniej pogrążona w rozmowie. Obserwowałem ją, zastanawiając się kim w zasadzie jest ta dziewczyna, dopóki nie zniknęła za rogiem budynku.  
Jakiś miesiąc później, wracałem wieczorem z treningu wzdłuż jednego z skwerów, po którym kręciło się wielu turystów i zakochanych par. Jej osoba zdążyła mi już kompletnie ulecieć z głowy, przez codzienne zabieganie i własne problemy, zapomniałem o intrygującej Noelii Lanzy, dopóki nie zobaczyłem jej tego dnia. Na początku nie byłem pewien, czy to ona, gdyż po raz kolejny prezentowała się w nietypowym wydaniu. Z koszem wielkich róż w ręku, spacerowała po alejkach, proponując parom zakup kwiatów. Usiadłem na jednej z ławeczek, przyglądając się nieudanym próbom sprzedaży. Mało kto chciał je kupować, głównie dlatego, że były o połowę droższe niż kwiaty w jakiejkolwiek innej kwiaciarni. Po jakichś piętnastu minutach, widząc jej zrezygnowanie, przybrałem na twarz poważną minę i podszedłem powolnym krokiem. 
- Dobry wieczór, biorę wszystkie - powiedziałem zdecydowanym tonem, po czym wyciągnąłem portfel. Podając jej banknot, napotkałem na jej zaskoczone spojrzenie. 
- Wszystkie? - powtórzyła, wlepiając wzrok w moją twarz jak zaczarowana.
- Bez wyjątku - zabrałem od niej cały koszyk, wsuwając pieniądze do kieszonki jej spodni i uśmiechnąłem się pogodnie. - Czy to oznacza, że na dzisiaj jest już Pani wolna?

  "Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jaki wtedy, kiedy cię omija

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  "Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: 
zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak
i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. 
To skazujący i skazany. To kat i ostrze."

Generalnie rzecz ujmując, niewiele było sytuacji w moim życiu, które mógłbym zakwalifikować jako największe błędy przeze mnie popełnione. Wiadomo, czasem źle odczytałem znaki od jakiejś dziewczyny, czasem przegiąłem z alkoholem, co zazwyczaj nie kończyło się dobrze, no albo w zawodzie piłkarza zdarzało mi się zrobić coś, co skutkowało później smutnymi konsekwencjami. Nigdy jednak nie zrobiłem nic takiego, żebym później tego tak okropnie żałował. 
Nigdy wcześniej, zanim postanowiłem okłamać Neymara da Silva Santosa Juniora, a przy okazji jego cudowną siostrę, w której byłem beznadziejnie zakochany. Krótko rzecz ujmując: wykopałem sobie własny grób pod nogami.
Jak wielkim trzeba być kretynem/debilem/idiotą (niepotrzebne skreślić) żeby wkopać się w opowieści o związku, który nie istnieje? Tak, to właśnie zrobiłem, wymyśliłem sobie dziewczynę. 
- Nie wierzę, że nadal nie chcesz nam o niej nic więcej powiedzieć - jęknął Neymar jakiś tydzień po owym wieczorze, kiedy to razem z Rafaellą napadli na mnie z pytaniami. Nie miałem wyjścia, musiałem na szybkiego coś wymyślić. Nie mogłem przecież przyznać Beckran prosto w twarz, że to ona jest powodem mojego rozkojarzenia, to przez nią boczę się na cały świat i to jej śmiech doprowadza mnie do szaleństwa. A może już doprowadził i to by wyjaśniało dlaczego byłem takim durniem. 
- Nie ma o czym mówić dopóki nie upewnię się, że jest warta opowiadania - mruknąłem, robiąc sobie kawę z ekspresu w jego domu. 
- Ale myślisz o niej cały czas, to widać - moje serce momentalnie podeszło mi do gardła na głos wchodzącej do kuchni dziewczyny, sprawczyni całego tego zamieszania. W zasadzie może gdybym zaczął ją obwiniać, poczułbym się trochę lepiej? W końcu to przez nią musiałem skłamać i teraz męczyć się z ich podejrzeniami. Chrzań się, Rafaello. - Musi być wyjątkowa, skoro zaprząta Ci głowę - uśmiechnęła się. Uśmiechnęła się tym kurewskim uśmiechem, który doprowadzał mnie do szewskiej pasji. 
Ona nie rozumiała. A ja nie potrafiłem wyjaśnić. 
- Jest - potwierdziłem. 
Tak, jest  wyjątkowa, a ja jestem tak beznadziejnie w niej, w Tobie, zakochany, i jestem tak zajebiście wściekły, że nigdy się o tym nie przekonasz, że nigdy nie obudzę się przy tobie, podziwiając błąkający się uśmiech po twojej zaspanej twarzy, i jestem też cholernie zmęczony tym, że twój głos rozgrzewa moje serce, że każdy skrawek twojego perfekcyjnego ciała przypomina mi, że nigdy na niego nie zasłużę.
Bo jeszcze nic, nigdy tak bardzo mnie nie uszczęśliwiało 
i nic, nigdy tak bardzo mnie nie łamało
jak Ty. 

× × × × × × × × × × × × × ×
Wracam z kolejnym rozdziałem i jestem bardzo ciekawa co sądzicie! :)

Tytuł: 5SOS - Want you back
Cytat 1 J.A. Redmerski - Na krawędzi nigdy
Cytat 2: Lauren Oliver - Delirium

Open WoundsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz