🌅

210 35 28
                                    

回到我身边- (Wróć do mnie)

Niebo barwiło się na rozmaite odcienie różu, żółci i fioletu, a także czerwieni już przy samym widnokręgu, który wydawał się być jakby pożerany przez zarówno śmiercionośny, jak i życiodajny ogień. Czas wydawał się zatrzymać specjalnie dla tych, którzy potrafili jeszcze cieszyć się tak wyjątkowym, a jednocześnie zwykłym widokiem. Specjalnie dla tych, którzy szukają wytchnienia w zachodzie słońca, oznaczającym koniec dnia i możliwość powrotu do domu, a także dla dzieci, którym rodzice kazali wrócić przed zmierzchem. Mimo wszystko rozłąki przy zachodzie słońca były bardziej bolesne niż efektowne. Nawet jeśli następne spotkanie było bliżej niż dalej. Księżyc powolnie wyłaniał się zza pokrywy chmur, pokazując, że on też ma tu swoje miejsce, a razem z nim pierwsza gwiazda.

Pierwsza gwiazda, w którą od kilku minut wpatrywał się Oh Sehun, opierający się o jedną ze zniszczonych ścian opuszczonej galerii sztuki, powolnie się trując kolejnymi papierosami, jakie wypalał. Może to była już druga paczka? Może pierwsza? Młody mężczyzna sam nie wiedział, kiedy to tak szybko zleciało. Dla niego czas się nie zatrzymał. On nie wpatrywał się w piękny zachód słońca, nie delektował się chwilą, nie szukał wytchnienia w pięknym widoku. On zwyczajnie się truł, tak desperacko szukając ukojenia w czymś, co dawało mu je tylko na chwilę. Hun tęsknił. Niezaprzeczalnie tęsknił, za swoim najdroższym promyczkiem, którego stracił tak dawno temu... Tęsknił za słodkimi pocałunkami i wspólnymi wieczorami w budynku, o którego ścianę właśnie się opierał. I to był przykre. Ich miłość pochłonął pożar, ale Oh nie mógł zaprzeczyć, iż nie czuje nic do swojego byłego partnera.

Byłego...

Sehun żałował, że skończyło się to właśnie w ten sposób, ale widocznie tak to musiało się skończyć. Widocznie ich drogi musiały się rozejść. Hun widocznie musiał upaść na samo dno, zapijając przedwcześnie zakończony związek i uczucie pustki, jakie zostawił po sobie Kim Junmyeon. Uczucie pustki, jakiego piękna Park Soo-young, z którą Sehun od roku był w związku, nie była w stanie zapełnić.

Wraz z ostatnim promieniem słonecznym, jak i wyrzuceniem przez Sehuna niedopałku papierosa, powolnym krokiem po parkingu opuszczonej galerii sztuki, jak co każdy wieczór kroczył przeciętnego wzrostu brunet, kierujący się wprost do swego ulubionego miejsca. Wraz z ostatnim promieniem ognistej gwiazdy serce Oh Sehuna na chwile straciło swój rytm, a umysł wyparł wszelkie wspomnienia pięknej, długowłosej brunetki, której mężczyzna zawdzięcza swoje życie. On zwyczajnie nie potrafił uwierzyć, że po tak długiej przerwie znów go widzi. Nie potrafił uwierzyć, że po trzech latach Kim Junmyeon wywołuje u niego tak samo słodko-gorzkie odczucia, a jego widoczne zasinienia pod oczami i bladość wcześniej zdrowo wyglądającej skóry napawała go wyrzutami sumienia. Nie mógł uwierzyć, że mimo wszystko dalej wyglądał tak samo dobrze.

Myeon, czując na sobie czyjś wypalający w nim dziury wzrok, odwrócił swą głowę w bok, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, starszy czuł, jak jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Nie potrafił zrobić chociaż kroku więcej, nie potrafił zamknąć oczu, nie potrafił nic powiedzieć, złapać oddechu czy uspokoić swojego szybko bijącego serca. Zupełnie tak, jakby Sehun wzrokiem zamienił go w kamień, niczym Meduza, najmłodsza z trzech Gorgon. Tyle że Hun w niczym nie przypominał jednej z córek Forkosa. Oh Sehun był w mniemaniu Junmyeona co najmniej Apollem, bogiem piękna i jego muzą. Jego natchnieniem. Dawną miłością.

Z pierwszym krokiem współczesnego boga w stronę Kima, ten automatycznie chciał się cofnąć, ale nie potrafił. Nie potrafił się ruszyć, będąc jakby przybitym do podłogi. W oczach bruneta zbierały się łzy od intensywnego wpatrywania się w ciało przed sobą. Ciała, które nie wykazywało chociaż najmniejszego poruszenia zaistniałą sytuacją. Ale pozory lubią mylić. W umyśle Huna aż wrzało od natarczywych myśli. A jego ciało z sekundy na sekundę drżało coraz bardziej ze stresu i strachu. Nie panował nad swoim ciałem. On nawet nie chciał podchodzić bliżej, ale tu interweniowały jego uczucia. Działał sercem, nie umysłem.

Byłych kochanków dzielił już zaledwie krok, kiedy Myeon odzyskał zdolność panowania nad swoim ciałem. Pierwszym jego pomysłem była ucieczka, jak najdalej od tego miejsca. Od Sehuna. Od kolejnego zranienia i nieprzemyślanych czynów. Ale tak samo jak w przypadku Huna, Kim działał sercem, nieco nieśmiało sięgając po dłoń dawnego kochanka, łącząc ją z tą swoją. A nawet jeśli Oh wiedział, że to złe i może zranić swoją dziewczynę, po prostu splótł ze sobą ich palce, posyłając starszemu mężczyźnie nieśmiały uśmiech. I tak jak czerwień, róż, fiolet i żółć na niebie ustępowały nocy, gwiazdom, księżycowi i bezkresnemu granatowi, tak bladość na policzkach Myeona ustępowała różanym rumieńcom. A Sehun nie mógł poradzić nic na to, że uroda byłego kochanka mogła być porównywalna do piękna Afrodyty.

Chociaż jego zdaniem i tak ją przewyższała.

I tak wraz z zachodem słońca, serca dwóch dawnych kochanków zabiły trzy razy szybciej, a ich wzrok skrzyżował się po raz pierwszy od trzech lat. I to według nich było magiczne. Ten wieczór był magiczny. Ostatnie promienie słoneczne odbijane w tafli wody były magiczne. Ten dzień, godzina czy każda upływająca sekunda były magiczne. To spotkanie było.

- Tęskniłem, Sehun... - szepnął, a niepewność w jego głosie uderzyła w wyższego niczym piorun. On się bał. Jego słoneczko bało się, że powie coś nieodpowiedniego, że zniszczy całą 'romantyczną' atmosferę, jaka panowała miedzy nimi.

A młodszy nawet jeśli bardzo chciał, nie potrafił odpowiedzieć na nieśmiałe wyznanie swej dawnej miłości, gdzieś w tyle głowy mając głos słodkiej Soo-young, mówiącej "Kocham cię" tak pewnie i gładko, że Sehun był w stanie uwierzyć, że to prawda. Co więcej, był w stanie odpowiedzieć kobiecie tym samym. Junmyeon już wtedy wiedział, że jego wysoki blondyn kogoś ma. I nawet jeśli ta myśl bolała go bardziej niż te trzy lata rozłąki, mógł przysiąc na własne życie, że teraz, trzymając dłoń Oh Sehuna, wpatrując się w jego twarz oraz podziwiając jego piękno, widzi miłość w jego oczach. Prawdziwą, szczerą miłość, którą kiedyś pochłonął ogień.

Ta noc była ich.

W najmniej erotyczny i namiętny sposób. Z pustego parkingu przenieśli się na zroszoną rosą trawę przy ich stawie, po prostu wpatrując się w siebie i pokrótce opowiadając sobie o tym, co robili przez te trzy lata. I nawet jeśli Kima bolało, gdy Hun opowiadał o swojej dziewczynie, słuchał dalej i naprawdę nie mógł nienawidzić tej kobiety... W końcu to tylko dzięki niej jego skarb wyszedł na prostą. I nawet jeśli ta noc należała tylko do ich dwóch, byli kochankowie nie posunęli się dalej niż do trzymania się za ręce.

To było w pewien sposób krzywdzące.

Nie widzieli się przez ponad trzy lata... Przez trzy lata Junmyeon żałował, że obaj zastąpili wyznania miłości seksem, co po prostu ich zniszczyło. Przez trzy lata Junmyeon tęsknił za wyższym kochaniem, za właścicielem jego serca. Przez trzy lata Junmyeon nie potrafił spojrzeć na kogoś innego wzrokiem, jakim obdarowywał jedynie Sehuna. Przez trzy lata Junmyeon nie potrafił ponownie się zakochać.

A teraz? Teraz nie może nawet przytulić swej dawnej miłości, która zwyczajnie go odpycha. I nawet jeśli Hun miał dobry powód, Kim nie potrafił go zaakceptować. Szczególnie, że miał go dla siebie tylko od zachodu do wschodu słońca, po którym Sehun zwyczajnie odszedł bez słowa.

Tak na spopielonej łące ich uczucia wyrósł pierwszy od dawna kwiat. Kwiat Dalii.

,,Dlaczego mnie odrzucasz?"

let's fall in love again ✾ kjm&oshOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz