Near the End "PROLOG" I

10 2 0
                                    

Kilka wieków temu, w sumie nie tak całkiem dawno w porównaniu z tym ile ten świat już istnieje. Dokładniej. Rok 1943.

Nadszedł ten dzień. Już od tygodnia czułem, że to nadejdzie niebawem. Nie wiem czemu ale od zawsze posiadałem taką zdolność. Wszyscy uważali tą moc za cud od samego Boga. Mylą się. Oni wszyscy są w błędzie. Przez ten dar - jestem tutaj. Z daleka od rodzimego gniazda. W obozie. W obozie dla ludzi takich jak ja. Kiedy tu trafiłem, płakałem każdej nocy jednakże z drugiej strony odczuwałem uglę, że nie jestem sam z tymi diabelskimi zdolnościami. Każdy tutaj miał ją inną. 

Pierwszego dnia kiedy przywieziono mnie tutaj nie pamiętam ani trochę. Przypominam sobie jedynie powóz którym jechałem i co takiego się w nim działo. Siedziałem na małym krzesełku na którym ledwo się mieściłem a zaraz obok mnie siedział jakiś mężczyzna. W jednej ręce trzymał ciężką broń. Nie wyglądała na dużo ważącą ale można było zauważyć jej masę poprzez ręce strażnika, które aż się trzęsły od broni. Przyglądałem mu się bardzo długo. Sam nawet nie wiem ile czasu wtedy minęło. Ale zauważyłem w nim coś dziwnego. Nie wyglądał jak ktoś marsowaty. Miał takie ciepłe oczy mimo swojego tajemniczego, szarego koloru. Niepostrzeżenie lekko zachichotałem. Jednak nie obyło się bez zauważenia tego gestu.

- Co Cię tak bawi, chłopcze? - zapytał najwyraźniej zakłopotany moim ruchem. Wtedy nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Zbyt bardzo się bałem. Nie wiem czemu. Być może powinienem zachować się inaczej? Czy wtedy sprawy potoczyłyby się inaczej? Czy gdybym odpowiedział wszyscy by przeżyli? Zadając sobie te pytania czuję wielką pustkę. Nie rozumiem sam siebie. Ale przejdźmy do dalszej części tej historii... Przez resztę drogi starałem się unikać wzroku dozorcy i on mojego także. Minęło kilka godzin a ja uspypiałem ze zmęczenia i braku zainteresowania. Krótko potem zapadłem w głęboki sen. Obudziłem się. Był poranek. Nie zdawałem sobie sprawy z tego ile dni minęło. Leżałem jakby nigdy nic na łóżku przypominające to szpitalne. Pamiętam, że wtedy byłem naprawdę wstrząśnięty. Chciałem krzyczeć jednak moje gardło nie wydawało żadnych odgłosów pomimo wielu prób. Z moich oczu zaczęły wypływać gorzkie łzy. Nie mogłem się ruszyć. Wokół mnie nie było nikogo. 7-letni chłopiec pozostawiony sam w ciemnym pomieszczeniu pozbawionym okien. Wtedy myślałem, że sam Bóg się na mnie uwziął i bawi się moim cierpieniem. Leżałem bez ruchu patrząc na zegar wiszący na przeciwko mnie. Wtedy nie potrafiłem odczytywać z niego godziny więc jedyne co, to przysłuchiwałem się jego dźwiękom i przyglądałem się jego poruszającym strzałkom. Czułem jakby mijały wieki. Przez ciszę znajdującą się w pomieszczeniu usłyszałem kroki. Mimowolnie zacząłem się cieszyć i uśmiechać. Widziałem jak świerkowe drzwi powoli zaczęły się uchylać. Zza nich wyłoniła się kobieta. Była piękna. Na jej twarzy było można ujrzeć lekki makijaż zakrywający jej drobne niedoskonałości. Jej lśniące brązowe włosy były zaplecione w luźny warkocz a spod jej prostej grzywki dało zauważyć się ogromne błękitne oczy. Zmartwiło mnie jednak to, że nie odczuwałem tego ciepła, który znajdował się przy wartowniku. Jej oczy pomimo swojego wdzięku i zjawiskowości nie posiadały tego blasku. Jednak wtedy byłem zaślepiony jej urodą przez co nie zwróciłem na to większej uwagi. Zaraz za panną wyłonił się mężczyzna w podeszłym wieku. Na jego nosie znajdowały się okulary z czerwonymi oprawkami przez co ciężko było mi ujrzeć kolor jego oczu. Włosy znajdujące się na jego głowie mogłem policzyć na zaledwie jednej ręce. Jednak to co najbardziej przykuło moją uwagę to biały płaszcz, który miał na sobie naszywkę gwiazdki. Wtedy pomyślałem, że być może jest kimś ważnym albowiem takie gwiazdy zazwyczaj nosili na sobie szeryfowie w westernowskich filmach, które dosyć często niegdyś oglądałem. Przez to wzbudzali większy respekt wśród mieszkańców. Może on jest kimś na wzór szeryfa? Wtedy tak myślałem. I się nie myliłem. Zarządzał młodą kobietą, która na oko miała z 15 lat jak własną rękawiczką. Odkąd wszedł to tego pokoju ani razu nie wyjął rąk z kieszeni swojego płaszcza. Rozkazał brunetce przenieść mnie do sali 479 po czym wyszedł z tej komory trzaskając drzwiami, które i tak potem same się otworzyły. Widziałem przybitą minę dziewczyny jednak w tamtym momencie nie byłem w stanie nic powiedzieć. Niebieskooka bez żadnych sprzeciwów zaczęła pchać łóżko, które na jej szczęście było na kółkach. Szła w ciszy jednak dzięki mojej mocy wiedziałem co myśli. Chciała uciec stąd. Chciała płakać. Wiedziałem to. W ciszy znaleźliśmy się pod salą. Piękna opiekunka wprowadziła mnie tam. Miała drobne problemy z łóżkiem, które nie chciało się zmieścić w drzwiach jednak nie trwało to zbyt długo. Wtedy zobaczyłem tu jeszcze jedno posłanie. Pomimo bólu przyprawiającego o każdy ruch spojrzałem w prawą stronę skąd słyszałem ciche odgłosy dziecka. Ujrzałem małą dziewczynkę o krótkich blond włosach bawiącą się zniszczonymi laleczkami i misiami, które miały na sobie własnoręcznie uszyte sweterki. Wydawało się, że jest w podobnej sytuacji co ja więc czemu... się tak śmieję? Byłem tak zdziwiony zachowaniem dziewczynki, że nawet nie usłyszałem kiedy brązowowłosa opuściła pomieszczenie. Nie minęła chwila a ja zacząłem czuć, że słabnę. Miałem do siebie przyczepionego motylka, który łączył mnie z kroplówką. Czułem się słabo więc pozwoliłem sobie na przymknięcie oczu. Zasnąłem tracąc przy tym jeszcze większe poczucie czasu. Nie wiedziałem nawet czy jest dzień czy noc z powodu braku okien... Otworzyłem zmęczone i chcące nadal spać powieki. Nad sobą zauważyłem tę dziewczynkę. Przestraszyłem się i onieśmielony krzyknąłem z całych sił. Blondwłosa zatkała mi usta próbując mnie uspokoić ale to wprawiło mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Kiedy na mnie patrzyła spostrzegłem jej piękne lazurowe oczy, które błyszczały na miliony innych sposobów. Wstała z mojego łóżka najwyraźniej ucieszona z powodu mojej pobudki. Z szerokim uśmiechem na twarzy przedstawiła się jako Naomi Saunders i zapytała mnie o to samo. Pomimo odzyskania zdolności mówienia, stres wziął górę. Boję się rozmawiać z innymi. I to nie zmieniło się aż do teraz. Postanowiłem, że pozostanę w ciszy. Wtedy nie chciałem mieć jakichkolwiek znajomości przez strach przed utratą lub nieświadomego zranienia. Przeżyłem to już wiele razy w slamsach w których dawniej mieszkałem z mamą i bratem. Wtedy myślałem jak bardzo mi ich brakuje. Byli moim jedynym oparciem, który mnie wspierał nie zważając na moje lucyferskie moce. Z chwili zamyśleń wyrwała mnie Naomi, która uczepliwie starała się usłyszeć mój głos. Kiedy powoli zaczęła sobie odpuszczać a jej głos Brzmiał coraz bardziej smętnie postanowiłem się przełamać i nawiązać pierwszą więź. Wtedy myślałem, że to może być wielki błąd jednak z perspektywy czasu dostrzegam jak wiele wspomnień mogłem stworzyć dzięki naszej znajomości. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 10, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Near the EndWhere stories live. Discover now