Gdzie jest mój wymiar cz.II

755 73 143
                                    

Jakaś dłoń chwyciła mnie i KnockOut'a i wyciągnęła ze ścian budynku. Broniłam się, ile sił w moich zmęczonych łapkach, chwytając czegokolwiek, nawet samego czerwonego cona tak samo będącego w uścisku, jak ja, próbując jakoś się wypchnąć z mocnej ręki, która unosiła nas na poziom jak dla mnie zbyt wysoki. Oczywiście medyk wrócił do swojego normalnego rozmiaru, od razu transformując rękę w piłę tarczową, dla własnej obrony. Kilka klonów odsunęło się od niego. Na mnie nawet nie spojrzał.
Ja nadal tkwiłam w zaciskającej się pięści. Gdzie tu sprawiedliwość dla biednego człowieka? 

- Kim jesteście? - głos klona Megatrona przebił się przez moje wrzaski o równouprawnienie dla stania na ziemi, zamiast bycia w powietrzu. 

- Domyśl się! - Odwarknęłam, szamocąc się jak dzika. Szkarłatne optyki zawisły na mojej skromnej osobie. 

- Ty. Ty do mnie napisałaś.

- Mówiłam, że masz się domyśleć! Głupi jesteś czy co? 

Skoro to jakiś klon lorda, to można go po wkurzać, co nie? 

- Argh. Dajcie mi robla.

O nie. Zniosę gąbczaka, małą paskudę, nawet tkankowca, ale tylko nie robale! Szarpnęłam się mocniej, na co niosący mnie Vehicon zawahał się. W końcu chyba miał pierwszy raz do czynienia z węglowcem mojego pokroju. Inni pewnie krzyczeli ze strachu, a nie ze złości, godnej ich samego pana. W końcu się od kogoś tego nauczyłam. 

Lord Megatron numer 2 zawarczał głucho. Cichy szept, którego tematem rozmów pewnie byłam ja, ucichł. Zostałam wyszarpnięta przez podrabiańca i teraz znalazłam się w dłoni Pana Wiecznego Wkurwienia. O tak, to przezwisko jest idealne.  Ave ja. 

- Ty mała glizdo.

- Wypraszam sobie! To ty jesteś to jakimś kosmitą, ja jestem pełnoprawnym obywatelem tej błękitnej planety. A teraz panie jestem wielki i fajny i mogę robić, co chcę, żądam, abyś postawił mnie na ziemi. Już.

- Nie będziesz mi rozkazywać! - robot wysunął kły, jakby chciał mnie przestraszyć.

- A kto bogatemu zabroni?! 

- Skylar(!) - mocno poddenerwowany głos medyka, stojącego niedaleko mnie, przywrócił mnie na ziemię. Stał on, mając przy głowie kilka luf. Wyglądał na troszeczkę zestresowanego. - Pogarszasz tylko sytuacje. 

- Cii! Ja tu konwersuję. Ty będziesz następny, obiecuję. - bogowie. Gdybym się rozdwoiła i stanęła koło siebie, słuchając, co mówię, sama przyznałabym sobie nagrodę Darwina. Na tyle ile mogłam, odwróciłam się z powrotem w stronę facjaty Megatrona. Patrzył na mnie z mieszaną miną. Chyba go zaskoczyłam, moim zachowaniem. Szczerze mówiąc, cieszyłam się, że go widzę. Nie wiem, czy on sam mnie rozpoznawał jakoś, bo po ostatniej rozmowie z nim, trochę w to wątpiłam, ale czułam się jakoś lepiej przy kimś, kogo znałam. W każdym razie, o ile nic się nie zmieniło, to ja wiedziałam więcej o nim, niż on o mnie. 

- Jesteś irytująca. I rozgadana. Ale to dobrze - uśmiechnął się tajemniczo. - Umiejętność mowy dobrze się sprawdzi, kiedy przekażesz swoim braciom i siostrom, że wkrótce zostaną moimi niewolnikami. 

- A co jeżeli im powiem pewną rzecz o tobie?

- Niby jaką człowieku? Mów! - zagrzmiał, aż po plecach przebiegły mi ciarki. 

- Że ich nowy pan, w przeszłości nie potrafił zostać nawet Prime'em. No błagam, ludzie będą się spodziewać kogoś, kto ma jakąś pozycję, nie wiem władca innej planety, a nie jakiegoś zbuntowanego byłego gladiatora, który zaczął się bawić w politykę.

Transformers: Mój Przyjaciel Decepticon (nie będzie kontynuowane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz