*

63 10 9
                                    

Śpiew świerszczy towarzyszył każdemu już od dobrych kilku godzin. Letnie niebo przesłoniły drobne chmury, lecz mimo wszystko promienie słońca rozjaśniały całe otoczenie.

Wokół drewnianego, jasnego stołu zebrało się kilka osób. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, podczas gdy w powietrzu unosił się zapach wędzonego sera i pieczonych ziemniaków.

Kilka metrów dalej, na hamaku, leżał kilkunastoletni chłopak. Odizolowany, wyciszony, z książką na kolanach, słuchawkami w uszach oraz okularami zsuwającymi się z nosa. Miękki, jasny materiał otulał go, kołysząc się delikatnie. Tuż obok leżał stary, acz poczciwy labrador, przypatrujący się głośnemu towarzystwu, pozostając jednak przy nastolatku. Jasne włosy zaczytanego chłopaka były dalej mokre po wizycie na plaży. Na jego ubraniach nadal zauważyć można było ziarnka piasku.

Uniósł głowę do góry i, zamknąwszy oczy, westchnął cicho. Jedyne co słyszał, to kilka dobranych starannie piosenek wydobywających się ze słuchawek. Były spokojne, niektóre nawet usypiające; takie lubił najbardziej. Zawsze, gdy miał trudności z uśnięciem, pomagały mu dobre książki i muzyka.

Uchylił lekko powieki i przekręcił głowę w prawo, w stronę gwaru, w stronę światła. Książkę zamknął i odłożył na bok. Zaczął przyglądać się rozmawiającym ludziom, jedzącym ciepłe jedzenie i opowiadającym sobie nawzajem dowcipy czy wzięte z życia anegdoty. Emanowały od nich radość, spokój i myśl, że wszystko, co dobre, może trwać wiecznie. Chłopiec uśmiechnął się do swoich spostrzeżeń, czy może raczej do odnoszonego przez siebie wrażenia.

Kątem oka zauważył niespokojne zachowanie psa. Podniósł się ciężko z drewnianej podłogi werandy i cofnął bliżej hamaka, strzyżąc uszami. Chłopak wyciągnął z uszu słuchawki, a po chwili zaczęło do niego dobiegać ciche warczenie i skomlenie. Sięgnął dłonią ku łbu swego kompana i pogłaskał go delikatnie, jednocześnie rozglądając się wokół zdezorientowanym spojrzeniem.

Labrador zaczął patrzeć w górę, w stronę księżyca, kuląc ogon.

Nikt oprócz nastolatka nie zauważył alarmującego zachowania zwierzęcia; wszyscy dalej dobrze spędzali czas.

Gwar rozmów został przerwany nagłym wyciem. Niskie, gardłowe dźwięki kierowane były w księżyc przez panikującego już psa. Zdziwione i wystraszone spojrzenia zwróciły się także w jego stronę. Ktoś krzyknął w oddali.

Ze wszystkich stron dobiegało już wycie. Ludzie przy stole zaczęli panikować i zadawać pytania, na które nikt nie mógł w tej chwili udzielić odpowiedzi.

Po kilku minutach każdy zrozumiał, czemu zwierzęta zachowywały się tak dziwnie. Na niebie rozbłysło światło.

To księżyc wybuchł.

pożogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz