"I wtedy zrozumiała, że miłości nic nie ogranicza, nawet śmierć. Miłość nie ma temperatury. Może bycie zimnym nie jest wcale takie złe." — C.C. Hunter — "Przebudzona o Świcie"
Tej nocy na ulicach miasta zakochanych naprawdę wiało chłodem. Temperatura z całą pewnością zeszła poniżej zera. Lśniące płatki śniegu spadały z nieba gromadząc się na oblodzonych chodnikach. Takiej zimy nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy.
Większość osób nie zwracała uwagi na warunki pogodowe, panujące tuż za oknami malowanymi przez mróz w różne wzory. Wszyscy martwili się bardziej wigilią, która już za kilka minut miała się rozpocząć. Każdy w gronie swoich bliskich wypatrywał na niebie pierwszej gwiazdki, która w ogóle mogła się nie pojawić przez kłębiące się chmury śniegowe.
Nie wszyscy byli jednak tak szczęśliwi jakby się zdawało. Jedna z osób siedziała przy oknie oczekując przyjścia swojego ojca. Był to chłopak, dość młody o wyrazistych blond włosach. Miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że zje z nim przynajmniej kolację we dwójkę, ale się przeliczył. Zastał w jadalni tylko kartkę z przeprosinami, że możliwie się spóźni . Gabriel mógłby się przynajmniej postarać zastąpić mu w jakiś sposób matkę.
— Młody nie zadręczaj się tak. Jeszcze cię akuma w święta obezwładni i co wtedy będzie. — Wyleciał z pod stołu jego kwami zajadając się serem.
— Spokojnie Plagg, nie masz się co o mnie martwić. Wszystko jest dobrze, pozwól tylko, że trochę się przewietrzę. Wysuń pazury. — szepnął ledwo słyszalnie chłopak.
Uchylił okno, by jak najszybciej uciec z tego pustego budynku, jednak coś go zatrzymało. Był to powiew lodowatego powietrza, od którego dostał ciarek na plecach. Jeżeli przez kostium super bohatera odczuwało się chłód to na zewnątrz musiało być naprawdę lodowato.
Poszedł do garderoby, by wyciągnąć z szafy cokolwiek co mogłoby go choć w jakimś stopniu ogrzać. Jako pierwsze co chwycił był niebieski szalik, który dostał od ojca na szesnaste urodziny, później natomiast wziął czapkę świąteczną od swojej przyjaciółki. Te rzeczy niestety musiały mu wystarczyć. Jako model nie potrzebował choćby nawet płaszcza, bo wszędzie zawożony był limuzyną, więc nie zaopatrzył się w nic podobnego.
Nałożył czerwoną czapkę z pomponem na swoje kocie uszy, szalik rozłożył natomiast tak by móc zawiązać go na szyi. Wtedy coś na nim dostrzegł. Był to złoty ,mały, prawie niewidoczny podpis jego przyjaciółki, Marinette. Od razu przypomniała mu się jej wypowiedź z dnia, gdy Chloe próbowała oszukać jego ojca. Prawdziwi projektanci zawsze skrycie podpisują swoje projekty. Łzy pociekły po jego oliwkowych policzkach.
Mawiają, że faceci nie płaczą, jak bardzo wielkie jest to kłamstwo. Myślał, że otrzymał ten prezent od Gabriela, że wreszcie o nim pamiętał i coś się zmieniło. Jak bardzo się mylił. Nawet nie podziękował Marinette za ten prezent nie wiedząc, iż to od niej. Jak musiała się poczuć.
Zrobiłby to najchętniej teraz, ale dziewczyna zapewne spędza wigilię z bliskimi, nie chciał przeszkadzać. Chociaż zawsze może sprawdzić co u niej, i tak miał wyjść z domu. Nie zastanawiał się więc dłużej, tylko wskoczył wprost w panującą na dworze śnieżycę pędząc do małej piekarni.
W tym czasie u rodziny Dupain - Cheng zabawa dopiero co się zaczynała. Wszyscy zdążyli połamać się już opłatkiem i usiedli przy wigilijnym stole, na którym nie zabrakło rozmaitych potraw. W tle słychać było dźwięki kolęd, które na akordeonie wygrywał kuzyn Jack. Ciepło biło od tego pomieszczenia. Ilość miłości do bliźniego była tu prawdopodobnie najwyższa w Paryżu i mogłaby z pewnością roztopić ten padający w całym mieście śnieg. Ach, gdyby to tylko było możliwe.
CZYTASZ
Miraculum: Białe Święta
Fanfiction"Granatowy nieboskłon pełen nadziei i ludzkich marzeń przysłoniła chmara białych motyli. Leciały niczym anioły, niektórym dając wiarę w swoje możliwości, a innych przerażając. - Niezwykła Biedronka! - rozległ się dźwięczny, dziewczęcy głos po pustyc...