Wydało się..

833 28 29
                                    

Wybiegła z Wielkiej Sali ze łzami w oczach. Ron ze nią zerwał dla Lavender na oczach wszystkich uczniów i nauczycieli. Nie zauważyła, że tuż za nią wyszedłem. Przyglądałem się Granger przez całe to ,,przedstawienie''. Widziałem, że jest blisko załamania i w każdej chwili może wybuchnąć płaczem, na szczęście wybiegła z Wielkiej Sali. Podążałem za nią do łazienki prefektów. Widziałem jak usiadła pod ścianą, schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać.

- Ja już dłużej nie dam rady, chcę to wszystko wreszcie skończyć- powiedziała do siebie po czym wyciągnęła coś z torby, od tego przedmiotu odbiło się światło, ale nadal nie widziałem co to jest. Podwinęła rękaw prawej ręki szaty i koszuli.

-Pora zakończyć ten mój durny żywot- powiedziała po czym zrobiła długą pionową linię na przedramieniu. Z przerażeniem w oczach szybko zerwałem się z miejsca, z którego obserwowałem dziewczynę. W między czasie z przedramienia Hermiony zaczęła spływać krew. Podbiegłem do niej i popatrzyłem w oczy, już nie było w nich iskierek szczęścia, które widziałem rok temu, zamiast tego zobaczyłem w nich ogromny ból i prośbę o zakończenie cierpienia. Jej oczy zaczęły się zamykać. Chwyciłem delikatnie jej rękę, a drugą zerwałem rękaw mojej koszuli, owinąłem jej rękę, żeby zatamować dopływ krwi do rany.Wziąłem ją na ręce i pobiegłem do Skrzydła Szpitalnego. Biegłem bardzo szybko. Uczniowie zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali po kolacji i patrzyli na mnie z niedowierzaniem. W końcu wielki Draco Malfoy Książe Slytherinu, tępiący szlamy, biegł z Hermioną Granger na rękach w stronę Skrzydła Szpitalnego, a na ręce dziewczyny była opaska z koszuli z mojej koszuli a poniżej rana z mnóstwem krwi. Wszyscy obracali się z naprawdę głupimi i przerażonymi minami za mną ale nie zwracałem na to uwagi.

- Pani Pomfrey! Pani Pomfrey! Granger umiera!- krzyknąłem a ze swojego pokoju wybiegła pielęgniarka.

- Co jej się stało?- zapytała przerażona patrząc na jej zakrwawioną rękę z tymczasowym opatrunkiem i na mnie.

- Nie widzi Pani?! Próbowała się zabić!!-Krzyknąłem a po chwili streściłem całą historie. pielęgniarka kazała mi biec do profesor McGonagall i Snape'a. Położyłem delikatnie dziewczynę na łóżku, zostawiając obok moją zakrwawioną szatę, po czym wybiegłem ze Skrzydła Szpitalnego. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać dlaczego nic wcześniej nie zauważyłem. Przecież mówiła, że dłużej tak nie wytrzyma. Czyli musiało już wcześniej coś się dziać. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, dlaczego ona mnie tak interesuje, w końcu to zwykła szlama, ale jeszcze bardziej przyśpieszyłem swój szaleńczy bieg. W końcu dopadłem do gabinetu Prof. Snape'a i zacząłem walić w nie jak oszalały. Po kilku minutach moje dłonie poczerwieniały od szaleńczego walenia w drzwi, które nadal pozostawały zamknięte. Jak w transie pobiegłem na górę do gabinetu Prof. McGonagall. Gdy dobiegłem do drzwi, znowu zacząłem w nie walić, a one otworzyły się po kilku sekundach. W drzwiach stanęła Prof. McGonagall i ku mojemu zdziwieniu za nią zobaczyłem Profesora Snape'a oboje mieli włosy w ogromnym nieładzie a McJużNieCnotka miała odpięte kilka guzików koszuli nocnej.

- Nie chcę Pani i Panie Profesor przeszkadzać w dobrej zabawie, ale Granger próbowała się zabić i Pani Pomfrey wzywa do Skrzydła Szpitalnego - Gdy to powiedziałem Profesorowie szybko wybiegli z gabinetu i pognali w stronę wyznaczonego skrzydła.

Gdy dobiegliśmy Profesorowie zaczęli na zmianę zadawać mnóstwo pytań, ale Pani Pomfrey uciszyła ich delikatnym ruchem dłoni.

- Dziewczyna przecięła sobie główną żyłę i tylko szybka reakcja Draco ją uratowała- Powiedziała kiwając pocieszająco do mnie głową. Ja chciałem się lekko uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko lekki grymas bólu - Zatamowałam krwawienie ale Panna Granger straciła przytomność już w łazience, tak przynajmniej mówił Draco. Powinna wybudzić się do rana. Inaczej będziemy musieli przetransportować ją do Świętego Munga - Profesorowie na tę wiadomość kiwnęli głowami. - A teraz prosiłabym o wyjście z Sali. Pacjentka potrzebuje spokoju.

Gdy wyszliśmy ze Skrzydła Szpitalnego Profesor McGonagall kiwnęła mi głową w podzięce i odeszła w stronę swojego gabinetu.

- Dobrze postąpiłeś, Draco- Powiedział do mnie Snape.

- Postąpiłem tak jak trzeba było- powiedziałem z maską obojętności na twarzy.

- Tylko nie zrań jej tak, jak ja zraniłem moją ukochaną- powiedział Snape z dobrze widocznym smutkiem wymalowanym na twarzy

- Profesor Mcgonagall? - zapytałem niepewnie na co Snape zaczął się śmiać

- Nie oczywiście, że nie! Z Profesor McGonagall się tylko przyjaźnimy- Powiedział

- Taa o tym mówiły wasze włosy i pogięte szaty- powiedziałem i uśmiechnąłem się moim typowym ironicznym uśmieszkiem, który powiększył się gdy zobaczyłem zmieszanie na twarzy Profesora.

- Czemu ja w ogóle z tobą rozmawiam?- Zapytał Snape sam siebie po czym krzyknął- Nie widzę cię już wynocha do swojego dormitorium!- A ja posłusznie z nadal ironicznym uśmieszkiem udałem się w stronę mojego prywatnego dormitorium.Nie chciałem dzisiaj wracać do Zabiniego, który zacząłby od razu wypytywać o moje szybkie wyjście w Wielkiej Sali.

*Magia Czasu*

Obudziłem się sam a przynajmniej tak myślałem dopóki nie poczułem ciężaru na klatce piersiowej. W pierwszej chwili pomyślałem, że znowu spędziłem noc z jakąś panienką, ale po chwili przypomniała mi się cała poprzednia noc, którą spędziłem z dziewczyną, ale nie była to byle jaka dziewczyna, gdyż była to moja ukochana- Hermiona Granger. Tak, dobrze słyszycie, zakochałem się w mugolaczce- Hermionie Granger, moim małym pudelku, który potrafi zrobić naprawdę dobre lody.... czekoladowe. Zakochałem się. Ale to nie jest szczenięca miłość bo prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie niczego już w zamian się nie oczekuje.


Mamy 862 słowa!!!

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i zapraszam do moich pozostałych twórczości!

Wydało się..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz