Rozdział II "Tajemnice, pytania i odpowiedzi."

96 2 2
                                    

 Światła. Rozbłyski. Ciepłe kolory. Zimne kolory. Zapach czereśni w powietrzu. Tak wyglądały przygotowania do Festiwalu Świętojańskiego.

Dorośli przygotowywali różne dekorację, które potem zawieszano na budynkach, płotach, straganach... Wszystkim!

Dzieci biegały w koło z kolorowymi chorągiewkami w rękach.

Piekarze przyrządzali różne wypieki, typu szarlotki, pierniki, ciasta owocowe i inne.

Artyści przygotowywali występy na wieczór, wśród nich widzialni byli klauni, akrobaci, połykacze ognia, oraz kabareciarze.

Panie dobierały sobie eleganckie suknie, drogą biżuterię i olśniewające maski balowe, podczas, gdy panowie pomagali w wyborze.

Wyglądało na to, że każdy miał coś do roboty...

*****<0>*****

  Albert i Rocka biegli wśród kolorowych uliczek, mijając po drodze przygotowujących poddanych. Zwykle Rozalia poszłaby razem z nimi, ale z powodu ostatnich wydarzeń i straszliwego gniewu jej matki niestety nie mogła. Zamiast niej poszła Bianka. Głównie z dwóch powodów: Pierwszy, musiała dokupić parę przyborów na jej zajęcia z szycia i dwa, bo ktoś musiał „pilnować tych dwóch, przed wpakowaniem się w kolejne tarapaty." Podobno chłopcy (zwłaszcza Albert) mieli dość wadliwą reputację w części miasta. Młodej księżniczce zbytnio się nie śpieszyło, to bardzo irytowało Alberta.

-Ej! Jak już musisz za nami łazić, mogłabyś to robić trochę szybciej?!

-Nie, nie mogłabym! Damie nie wypada biegać. Zwłaszcza bez żadnej straży.

-A na co ci ona?! To najbezpieczniejszy kraj na świecie! Nic się nigdy nie dzieje!-Rocka miał już serdecznie dość dziecinnych kłótni rodzeństwa.

-Jest jakiś moment, kiedy się nie kłócicie?

-W soboty- odpowiedział Albert, uśmiechając się złośliwie. –Wtedy Bianka ma lekcję dobrych manier w innym zamku.

-Tobie też by się przydały! Już nie wspomnę o prysznicu! Co z ciebie za książę?!-Bianka tupnęła nogą.

-Jedyny w swoim rodzaju-ognistowłosy chłopiec ukłonił się. Rocka jedynie przewrócił oczami. Postanowił, że na chwile odłączy się od grupy i rozejrzy się po okolicy.

Po chwili podszedł do jednego ze świeżo rozstawionych straganów. Były na nim różnorodne nakrycia głowy. Od szykownych cylindrów, po zabawne czapeczki. Jeden z obiektów szczególnie przykuł uwagę chłopca. Była to fioletowa czapka czarodzieja.

 Rocka od dziecka marzył, by któregoś dnia poznać prawdziwego czarodzieja. W sumie słowo „czarodziej" było swoistym zdrobnieniem. Poprawne słowo, to „mag". Byli bohaterami wielu mitów i legend, jednak nie było wielu dowodów na ich istnienie. Na palcach ręki można policzyć ludzi, którzy opowiadali o rzekomych spotkaniach z magami. Poza tym, nawet, jeśli magowie faktycznie istnieli, to było bardzo dawno. Mimo tego, Rocka marzył. Nie ważne, jak bardzo wydawało się to absurdalne i jak bardzo Albert by się z niego wyśmiewał.

-Poproszę tę czapkę-Powiedział chłopiec do straganiarza, wskazując na wybrany przedmiot.

-Proszę uprzejmie. Niech służy młodemu księciu-Straganiarz wręczył Rockiemu czapkę z uśmiechem i puścił oczko.

 Rocka założył czapkę. Pasowała, jakby była stworzona wprost dla niego. Przy sklepie obok straganu stało lustro. Chłopiec podszedł do niego i ujrzał swoje odbicie. Po chwili zaczął robić głupie miny. Jeszcze potem stanął tak dumnie, jakby zaraz miał zdobyć nieodkryty ląd. Jego ogon zaczął kołysać się w lewo i w prawo, w lewo i w prawo, w lewo... i... w prawo...

Klejnot ŻyciaWhere stories live. Discover now