Rozdział 1

39 3 2
                                    


         Ostatni dzień sierpnia, godzina 10.26. W tym momencie zerwałam się z łóżka jak poparzona. Nadszedł ten dzień! Długo wyczekiwana data. Dziś wyjeżdżam do Nowego Yorku. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Będę w liceum tanecznym, do którego często przyjeżdżają znani artyści i mamy z nimi zajęcia. Czuje się jak w idealnym śnie. Poznam osobiście moich idoli.

  Dobra, pora się odświeżyć. Wyjęłam ze swojej szafy przetarte jeansowe spodenki z ćwiekami i do tego czarny obcisły top. Wzięłam ręczniki, bieliznę i przygotowane wcześniej ubrania i popędziłam do toalety, aby mój brat mi jej nie zajął. Tak, mam rodzeństwo – starszego brata. Nazywa się Josh i ma 19 lat. W łazience przejrzałam się w lustrze. Kurde, nie wyglądam dziś źle.

 -Chyba będę miała dziś szczęście – powiedziałam do siebie i poszłam odkręcić wodę w prysznicu. Zimne kropelki wody spływały po mojej skórze. Świetne orzeźwienie na upalny dzień. Po trzydziestominutowym prysznicu ubrałam się, umyłam zęby i pomalowałam. Standardowo – podkład, puder, pomalowane rzęsy i lekko podkreślone brwi. Po całej porannej rutynie zeszłam na dół by zjeść śniadanie przygotowane przez mamę. Jak się spodziewałam, spotkałam na dole rodziców siedzących przy stole i jedzących swoje porcje ciepłych naleśników. Byłam podobna do swojej mamy, ale jedynie z wyglądu. Obie byłyśmy szatynkami i miałyśmy brązowe oczy. Wzrost także odziedziczyłam po niej – 160 cm w wieku szesnastu lat? Jednak charakterem całkowicie się różniłyśmy. Moja rodzicielka, Camila, to spokojna i opanowana pani prawnik. Jedna z najlepszych w mieście. Tata natomiast, wysoki blondyn o niebieskich oczach, który jest kardiologiem.

- Dzień dobry wszystkim – przywitałam się z rodzicami.

- Cześć córciu – odpowiedziała mama.

 Tata tylko podniósł wzrok znad gazety. Chyba nadal martwi się, że nie poradzę sobie sama w Nowym Yorku. Rozumiem jego obawy. Mieszkamy w Los Angeles, a to prawie 3000 mil od NY. Wzięłam swoją porcję naleśników i zajęłam miejsce obok szatynki. W tym momencie Josh zszedł po schodach. Nie powiem, jest przystojny. Jest bardzo podobny do ojca. Dzięki ćwiczeniom na siłowni i nieprzeciętnej urodzie nie może odpędzić się od dziewczyn lecz nadal jest singlem. Mój brat gra na gitarze w zespole. Często chodziłam na jego koncerty ze znajomymi, ale od dziś to nie będzie możliwe.

Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos mamy

-Lucy, wyjeżdżamy o 14, spakowałaś się już?

-Jeszcze nie, ale właśnie idę to zrobić. – spojrzałam na zegarek. Była już 12, jak ten czas szybko dziś leci.

 Pobiegłam na górę do swojego pokoju i wyjęłam ogromną walizka zza szafy. Modle się, aby się w nią zmieścić. Postanowiłam wziąć 3 pary dresów, taką samą ilość leginsów, kilka par jeansów i spodenek oraz oczywiście ogromną ilość t-shirtów, topów i innych koszulek. Z butów wzięłam moje ulubione do tańca nike i reebok, a także jakieś trampki i adidasy. Muszę mieć dużo butów sportowych. Wzięłam także 2 pary butów na obcasie i kilka sukienek. Podobno mają być jakieś bale, więc trzeba się przygotować. Spakowałam jeszczekilka niezbędnych rzeczy i byłam gotowa.

 Zniosłam walizkę na dół gdzie czekali już na mnie rodzice i brat. Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam w progu moich przyjaciół

- Siema Lu – krzyknęli chórem – chyba nie myślałaś, że się nie pożegnamy.

 Zebrały mi się łzy w oczach, będę za nimi tęsknić. Jasne jest jeszcze Skype, TeamSpeak i inne tego typu programy, ale to jednak nie to samo.

- Hejka, nie spodziewałam się was. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, po czym wyszłam na zewnątrz jeszcze troszkę z nimi pogadać.

Po około trzydziestu minutach przyszła mama

-Kochanie musimy już jechać

 Wstałam, moi przyjaciele zrobili to samo. Wszyscy ujęli mnie w szczerym uścisku pełnym smutku, ale też radości. Po ciężkim pożegnaniu wsiadłam z rodzicami i Joshem do auta i wyjechaliśmy. 

***********************************************************************************************

Po około godzinie jazdy obudził mnie mój brat. Właśnie dojechaliśmy na lotnisko. Czyli to już teraz, moje samodzielne i własne życie, z dala od rodziców, kontroli. Będę wolna. Wyszłam z auta, a tata wyjął moją walizkę z bagażnika.

Po pewnym czasie usyłaszałam, że niedługo mój samolot odlatuje.

-Pa siostra, będę tęsknić. – powiedział Josh – Zadzwoń czasem.

- Ja też będę tęskniła. I będę tyle dzwonić, że aż odechce ci się mnie słuchać

Josh i ja zaśmialiśmy się i przytuliliśmy.

- Córeczko?

Odwróciłam się w stronę rodziców.

- Pamiętaj, że cię kochamy i jakby coś się działo to daj nam znać. Jesteśmy z ciebie dumni i mamy nadzieję, że będziesz jedną z najlepszych tancerek.

Uśmiechnęłam się i przytuliłam oboje.

-Też was kocham i obiecuję, nie zawiodę was. Będę ciężko pracować.

Nadeszła pora mojego odejścia, niestety, a może stety? Wzięłam rzeczy i odeszłam kilka kroków. Odwróciłam się ostatni raz i pomachałam do rodziny, gdy jeszcze byli w zasięgu mojego wzroku. Odwzajemnili mój gest.

Poszłam załatwić wszystkie formalności i po chwili byłam już na pokładzie samolotu.

Sama podróż minęła mi dosyć przyjemnie, bez jakichkolwiek utrudnień. Wyszłam z lotniska w NY i złapałam taksówkę. Podałam kierowcy adres internatu i wyjechaliśmy. Dojechaliśmy tam dosyć szybko. Zapłaciłam, wzięłam walizkę i odeszłam. Pod bramą budynku, w którym będę mieszkać podeszła do mnie kobieta około 30 roku życia.

-Lucy Rain? – spytała.

-Tak

-Chodź za mną - i odeszła

Zaczynamy przygodę...

Love or DanceWhere stories live. Discover now