• Rozdział czwarty - Różowe wino •

457 56 13
                                    

Oh Sehun

Gdyby ktoś mi powiedział, że spotkam przypadkiem w miejskim autobusie nikogo innego jak Do Kyungsoo, z pewnością bym go wyśmiał. Czemu musiałem natrafić na tego człowieka akurat dziś i akurat w tym miejscu? Nerwowo przygryzłem swoją dolną wargę, ale zaraz uśmiechnąłem się w miarę możliwości nonszalancko i przeczesałem palcami swoje jasne włosy.

- Witaj, Do.

- Cześć, Oh

Po tej jakże krótkiej wymowie zdań niewysoki szatyn zajął ze swoim przydupasem miejsce gdzieś na końcu autobusu, dzięki czemu nie musiałem przynajmniej oglądać jego krzywej twarzy. Junmyeon przez cały ten czas tłumił śmiech, aż w końcu niekontrolowanie zachichotał za co skarciłem go spojrzeniem, mówiącym raczej jednoznacznie, że lepiej będzie dla niego jeśli zamilknie. Reszta podróży autobusem minęła we względnej ciszy. Nie licząc płaczu jakiegoś dziecka i obrzydliwego charkania staruszka, który siedział na wprost mnie i Kima. Tak czy inaczej widok nazwy naszego docelowego przystanku na niewielkim ekranie zawieszonym pod sufitem sprawił, że szczerze odetchnąłem z ulgą. Mój wewnętrzny spokój trwał jednak stanowczo za krótko. Dlaczego? Ano dlatego, że z pojazdu wysiadł za mną nie kto inny jak Kyungsoo. Z początku to zignorowałem i ruszyłem ze swoim przyjacielem w swoją stronę, pytając go z czystej ciekawości za ile dotrzemy na miejsce.

- Pięć minut? Dom Jongina jest naprawdę niedaleko stąd.

- Dom Jongina? Wy też idziecie na imprezę do niego?

Wzdrygnąłem się na dźwięk czyjegoś głosu i obejrzawszy się przez ramię, mój dobry humor roztrzaskał się na milion małych kawałków. Byun pieprzony Baekhyun i ten konus też szli na tę samą imprezę. Świetnie. Lepiej być nie mogło. Po prostu wiedziałem, że nie powinienem był się na to godzić, jak w ogóle mogłem popełnić taki błąd? W dodatku to wszystko dla jakiejś kurtki dla psa. No dobra, nie jakiejś tam kurtki, ale to nie zmienia faktu, że najzwyczajniej w świecie się za nią sprzedałem i teraz będę musiał męczyć się przez kilka godzin w towarzystwie chłopaka, którego po prostu szczerze nie znosiłem. Nie miałem mu za złe konkretnej rzeczy, po prostu... Cóż, konkurowaliśmy ze sobą w szkolnym rankingu, to tyle. Oczywiście pierwsze miejsce z reguły należało do mnie, ale starania tego szatyna o prześcignięcie mnie były dla mnie jak wrzód na tyłku. Po co w ogóle starał się mnie wyprzedzić? Nigdy mu się to nie uda, co najwyżej po moim trupie.

- ...tam będziecie.

- Co? - zapytałem zdezorientowany, ponieważ ominęła mnie najwyraźniej część konwersacji.

- Powiedziałem, że to niezła niespodzianka i w sumie fajnie, że też tam będą.

Fajnie? Gdyby moje spojrzenie mogło zabijać, Suho zdecydowanie byłby już martwy.

- Ach, tak. Ekstra.

- Może w końcu zakopiecie topór wojenny? - zasugerował niezbyt dyskretnie blondyn, który towarzyszył mojemu nieprzyjacielowi.

No dobra, nieprzyjaciel to może zbyt wiele...

- Z tym dupkiem? Za nic.

Dobra, nieprzyjaciel to zbyt miłe określenie, to zdecydowanie jest mój wróg.

- Dupkiem? Kogo nazywasz dupkiem? - wysyczałem poirytowany, obracając się na pięcie by spojrzeć Do prosto w oczy.

Przez chwilę piorunowaliśmy się nawzajem spojrzeniami, aż w końcu zażenowany Junmyeon wziął mnie pod ramię i z odrobinę nazbyt wymuszonym śmiechem pociągnął mnie w swoją stronę.

- Dobra, my pójdziemy przodem. - rzucił, a ja prychnąłem głośno, wyszarpując rękę z jego uścisku.

We dwójkę przyspieszyliśmy odrobinę kroku a ja w duchu przeklinałem los, który musiał postawić na mojej drodze niskiego szatyna o wielkich oczach.

do you wanna be my lover? • sekai | chanbaek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz