☕Prolog☕

230 31 4
                                    

Zwykłe rzeczy, mogą być piękne.

Musisz po prostu chcieć dostrzec więcej.

Wyjść ze schematów, poszerzyć horyzonty.

I jak odbijające się promienie wschodzącego słońca na wysokich, dworcowych okiennicach, wyglądały niczym najpiękniejsze, gotyckie witraże. Jak oszlifowany diament, migający w jego zabrudzonych okularach.

Wszystko miało swój urok.

A on, mrużył oczy
z przyjemności, gdy brylantowe światło muskało jego twarz, wsłuchując się w stukot obcasów, obdartych walizek, płaczu dzieci, kolejnych komunikatów wypowiadanych zaspanym głosem.

Wygładził dłońmi swoje brązowe, garniturowe spodnie, spoglądając przelotnie na tarczę eleganckiego zegarka, ciasno zapiętego na jego lewym nadgarstku.

Skierował się ku nastrojowemu lokalowi, przypominający mu z lekka babciny salon, w którym zwykło mu tak często bywać za dziecięcych lat.

Okrągłe, mahoniowe stoły z nienagannie ułożonym haftowanym obrusem i wściekle żółtym żonkilem na środku.

Ściany były w kolorze jasnego fiołka, a zdobiły je ceramiczne talerze.

Każdy był inny, innego koloru, kształtu, wykonany z innego materiału, pochodzący z innego miejsca.

To również było według niego urokliwe.

Każde naczynie nabywało poniekąd charakteru tworzącego, każda ryska, pęknięcie, odłamany kawałek był oznaką temperamentu właściciela.

Usiadł przy jednym ze stołów, naprzeciwko kasy, zaciągając się zapachem świeżo mielonej kawy.

Zadawał sobie pytanie, czemu nie było go tu wcześniej?

Może, to właśnie dziś miał niespodziewanie natknąć się na miejsce nowych inspiracji...

Znajomości?

Opierając brodę na dłoni, stwierdził, że nie tylko urokliwe jest owe miejsce.

Chłopak z burzą bursztynowych włosów, przemieszczał się z gracją miedzy stolikami, co jakiś czas zagryzając brzoskwiniowe, pełne usta.

I gdy mężczyzna pojawił się tuż przed nim, podając poplamioną kartę napojów, on już wiedział.

I zamawiając podwójne espresso, był świadomy.

I widząc jak szczupłe dłonie nalewają energetyzującego naparu do porcelanowej filiżanki, nie bronił się.

I dostając gratis, speszony uśmiech wraz z kawą położoną na szydełkowanej serwecie, poddał się.

Chłopak był iście u r o k l i w y.

Pijąc spontaniczne espresso,
w niebanalnej kawiarni, na banalnym dworcu, słuchając zacinającej się gramofonowej płyty przebojów Cole'a Portera, czując ukradkowe spojrzenia na swojej skórze, które muskały go o wiele przyjemniej niż wschodzące słońce, dostrzegał w tym więcej.

Czuł się szczęśliwy.

Mógł jednoznacznie stwierdzić, że takie poranki chciał już mieć codziennie.

Z lekka zaspane, zakrapiane kofeiną przez czarującego chłopaka, spisując potok myśli do obitego skórą notesu.

Gdy nie miał czasu na codzienność, zapominając czemu tak właściwie tutaj był.

Będąc w transie owianym aromatem marcepanowego ciasta, niewiele rzeczy było teraz dla niego ważnych.

I nikt nie musiał tego rozumieć.

W końcu był poetą.

Artystą, szaleńcem, nieudacznikiem, który stracił zmysły.

Jego zakres widzenia był o wiele szerszy, niż pozostałej szarej masy.

Gdy inni wpadali w ścianę, on przechodził przez tynk na drugą stronę.

Czuł się wolny i niezależny, nawet jeśli biegł teraz na pociąg, kurczowo trzymając piaskową aktówkę i paragon między palcami.

Czuł wszechobecną bezkresność, nawet jeśli był z lekka infantylny, śmiało uśmiechał się do samego siebie, rozwijając pomięty paragon.

Złote drzewa rozmywające się w szybkości pokonywanych kilometrów były tak samo piękne i niespodziewane jak rozmazane słowa na pozornie nic nieznaczącym świstku papieru.

I nawet jeśli był szalony to chłopak o burzy bursztynowych włosów, przywołał prawdziwy sztorm i zatapiał go w niedopowiedzeniach, które wciąż były niewinne.

Całkiem jak urokliwe:

Masz piękny uśmiech.

Który nieprzerwanie kwitł na zauroczonych wargach, wciąż czujących smak podwójnego espresso.

Sweeter than you | sekaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz