Cz. II - Davos Seaworth

21 3 0
                                    

W drzwiach stanął Ser Davos - niewysoki człowiek, wiekiem przypominający zaskoczonego jego wejściem króla. Jego głowę zdobiła siwa czupryna, a na jego brodzie jawił się średniej długości rozmierzwiony zarost w tym samym kolorze, z przebłyskami kruczej czerni tu i ówdzie.
Mimo, że w tym stanie nie można nazwać go przystojnym, co najwyżej niezbyt agresywnie - jak sam to nazywa - wyruchanym przez czas, to widać, że w latach swojej świetności był takim młodzieńcem całkiem całkiem nawet takie mocne 7,5/10. Nad niewielkimi oczami w kolorze brązowym wyrastały pod jego niezbyt wysokim czołem krzaczaste brwi, w kolorze popiołu.

Gdy postawił pierwszy krok w owej sali, w której się znajdowali Stannis i Mellisandre, szybko się cofnął. Obrócił głowę i zakrył twarz przedramieniem, próbując niejako zetrzeć ze swoich oczu nieświęty obraz jaki mu się ukazał.

- Aaaaahh! Sta... To znaczy, Wasza Wysokość! - przyklęknął na prawe kolano chwiejąc się lekko. Na stare lata dręczyły go bóle stawów - Wybaczcie, że ośmielę się zwrócić Wam uwagę, ale moglibyście przynajmniej zamykać drzwi, albo...

Król szybko odepchnął kapłankę od siebie.

- Dobrze, Davosie! - przerwał swemu gościowi zapinając spodnie - Mówże, co cię tu sprowadza, jeżeli bowiem przychodzisz sam, a nie poślesz gońca, sprawa musi być paląca. A poza tym mógłbyś pukać, błąd jest również po twojej stronie.

- Mój Panie! Sprawa to tylko zwykły raport, ale zauważyłem, że odkąd dałeś mi pieczę nad połową spraw w Twoich włościach nie mieliśmy okazji się spotkać. Stwierdziłem, że wpadnę, pogadamy, pośmiejemy się przy winie, jak za dawnych lat bywało...

- O audiencje u Króla trzeba ubiegać się najpierw przez kontakt z Namiestnikiem! - wydusiła z siebie Mellisandre - Nie masz prawa teraz tu być!

- Ja jestem namiestnikiem, miła Pani, a teraz mam nadzieję, że jak najszybciej Pani wyjdzie, bo to Pani nie miała umówionej wcześniej audiencji u Króla.

- Pożałujesz tego! - Kobieta szybkim krokiem ruszyła do wyjścia - Wybrany mnie wybrał i nie zmienisz tego, stary, brodaty sukinsynu! - Wypaliła do Davosa, starającego się zachowywać się spokojnie i  nie zabijać jej pierwszą rzeczą, która trafi mu w ręce.

- No więc jak tam, mój Cebulowy Rycerzu? - nie zważając zbytnio na gniew kochanki zaczął Stannis, po czym obaj mężczyźni wybuchnęli donośnym śmiechem.

Stannis nie pamiętał już, kiedy ostatnio się śmiał. Zdaje się, że jedynym, kto umiał jeszcze sprawić, by perfekcjonistyczny, religijny fanatyk wykrztusił z siebie jeszcze trochę choć radości jest właśnie jego kompan. Ten, który nakarmił go i jego żołnierzy podczas, gdy bronili resztkami sił Końca Burzy i byli bliscy śmierci. Stąd też jego przydomek - Cebulowy Rycerz (głównym pokarmem, który udało mu się przeszmuglować do miasta byłą cebula)

- Od kiedy to nie śmiałem się szczerze z prawdziwiej radości, od serca? - Pomyślał Stannis, przytakując ze szczerym uśmiechem Davosowi, który raczył go porządną porcją anegdot, z których Prawowity Król niewiele rozumiał, bo jego przyjaciel dławił się prawie ze śmiechu mówiąc o swoich, lub cudzych przeżyciach.

Dalszych historii już nie dosłyszał. Pochłonął się doszczętnie myślami, które w parę minut zaledwie zajęły całą jego głowę. Czy pamięta, przez kogo przestał czuć radość? Jedynie nienawiść do wszystkich pozostałych rodów - Lannisterów - jebanych kurew; Starków - głupich, zaślepionych tym ich honorem bydląt; Tyrellów - obrońców tych popieprzonych Targarienów; Martellów - największych sojuszników tych popieprzonych Targarienów; oraz w końcu Targarienów - tych popieprzonych Targarienów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 03, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

As the night is dark and full of loveWhere stories live. Discover now