Notki będą raczej krótkie, będą się skupiać na relacjach głównie mojej OC z innymi członkami Świętych, ale także innymi postaciami z uniwersum gry.
Kilka dni po uratowaniu Waszyngtonu przed bombą atomową...
Przywódczyni Świętych wracała po bohaterskiej akcji do ukochanego Steelport, gdzie - jak miała nadzieję - będzie mogła odpocząć od ratowania świata, a przynajmniej Ameryki. Wyłożyła się na całym tylnym siedzeniu, zaś nogi oparła na szybie.
- Ale cię zaszczyt kopnął Pierce, w końcu pozwoliłam ci prowadzić - dziewczyna wyszczerzyła się, spoglądając kątem oka na swojego przyjaciela, twarz Świętych i jednocześnie szofera. Ciemnoskóry mężczyzna odpowiedział jej uśmiechem, spojrzał we wsteczne lusterko, aby móc ujrzeć szefową.
- Tak, w końcu...a wiesz co to oznacza? - jego dłoń powędrowała do pokręteł samochodowego radia, za pomocą których zaczął ustawiać stacje. Mina dziewczyny zrzedła momentalnie.
- Błagam...tylko nie dupstep! - pasażerka zawyła męczeńsko, ale było już za późno, z głośników poleciała jakże znienawidzona przez nią muzyka. Rękoma zakryła uszy, by w jakikolwiek sposób wytłumić szatańską melodię - Pierce! Jak dojedziemy do Steelport to skopię twoje czarne dupsko tak, że rodzona matka go nie pozna!
- Ej! Mamusi w to nie mieszaj!
- Będzie w to wmieszana dopóki nie wyłączysz tego szajsu! I to teraz! - przez kilka kolejnych minut trwała zażarta kłótnia, która zakończyła się przestrzelonym radiem. Pierce widząc pistolet w dłoni Szefowej wolał już nie dyskutować. Narzędzie samo w sobie było niebezpieczne, a co dopiero w rękach tej kobiety. Dalej jechali w ciszy, gdy gnat znalazł się poza zasięgiem wzroku czarnoskórego, ten postanowił znów zacząć rozmowę.
- Ktoś ci już mówił, że jesteś-
- Tak - dziewczyna ucięła. Spoglądała przez szybę, dojeżdżali już to Steelport, stęskniła się za tym miastem, kilka ostatnich miesięcy spędziła poza nim, aby przygotować akcję przeciw terrorystom.
- Nawet nie wiesz co chciałem powiedzieć!
- Że jestem impulsywna, nieodpowiedzialna? Że czasami po prostu lubię sobie pomordować? Że jestem pieprzoną socjopatką? Kto z kim przystaje takim się staje. Przecież znasz mnie i Johnny'ego...-zamilkła. Cały dobry humor uleciał z niej już chwilę temu, ale wspomnienie martwego przyjaciela po prostu ją dobiło. Gat'a znała od dawna, od swoich pierwszych dni w Świętych, a była jeszcze dzieciakiem, dosłownie. Miała wtedy szesnaście lat, w tym samym wieku Matt Miller rozpoczął i swoją działalność przestępczą jako szef gangu Deckersów, a przynajmniej wtedy Święci go poznali. Później ta śpiączka, Ultor, Stillwater, aż w końcu Steelport i ten nieszczęsny samolot. Johnny Gat, stara gwardia Świętych, największy twardziel jakiego kiedykolwiek poznała, ani wcześniej ani później nie było człowieka, który mógłby mu dorównać. On nie był po prostu kimś z gangu, nie był tylko jej prawą ręką, nie był tylko jej przyjacielem, był rodziną.
Mimowolnie przygryzła wargi, a palce zacisnęła w pięści. Obwiniała się o jego śmierć, próbowała zapełnić tą pustkę po jego śmierci czymkolwiek, ale...po prostu się nie dało. Zemsta przyniosła ukojenie jedynie na krótką chwilę. Było jej ciężko, ale nie mogła okazywać słabości tak jak teraz, rządziła pieprzonym gangiem, a nie przedszkolem. Choć było to niemal niemożliwe, to poczuła jak pieką ją oczy, ruchem ręki starła niechciane łzy i odwróciła głowę, by szofer nie mógł jej widzieć.
- Rozumiem...
- Gówno rozumiesz Pierce...
CZYTASZ
Saints Row Fanfiction
FanfictionW tej książce będą się znajdować miniaturki, być może kiedyś dłuższe opowiadania czy one shoty z Saints Row. Głównie będę się skupiać na relacjach i własnych historiach nie opowiedzianych w grach.