I. Porwanie

106 11 16
                                    

     Jeżeli to byli dobrani przyjaciele, to klasowy pyskacz był ideałem.

     — Dlaczego ta menda się spóźnia! — jęknął Kuba patrząc co chwila na ekran wielkiego telefonu.

     — Menda? Myślałam, że jesteście razem! — zachichotał Mati szturchając Kubę w ramię.

     Kuba posłał Mateuszowi wymowne spojrzenie, po czym wrócił do bawienia się kalkulatorem.

     — Zresztą skąd wiesz, kim jest „menda” o której mówię — burknął.— Może to być każda inna dziewczyna.

     — Zmienna X — mruknął Mati. — Nie znałem cię od tej strony podrywacza.

     Kuba znowu nie odpowiedział, na co Mati i Iga parsknęli śmiechem. Po chwili wskazał ręką czarne audi wjeżdżające na pusty, zadaszony parking. Natychmiast podbiegli do samochodu, z którego wyszła Basia – owa panna X.

     Ruszyli razem w kierunku kina na drugim piętrze. Nie obyło się bez dokuczliwych odzywek Matiego i rewanżu Kuby.

     — Właściwie to jaki film wybraliśmy? — zagadnęła milcząca dotąd Iga.

     — Żaden. Jak zwykle dyskutowałam o tym z Kubą, ale do niczego nie doszliśmy. — Basia wywróciła oczami. — Jak zwykle.

   Grupka przyjaciół weszła w sam środek tłumu. Faktycznie, dzisiaj był dzień premiery drugiej części fenomenalnej komedii, która ściągnęła multum ludzi z całej okolicy. Mati i Iga ruszyli bawić się z dziećmi interaktywną planszą z rzutnika – gry zmieniały się co chwilę i nie nadążali zdobyć ani jednego punktu! Tymczasem Basia i Kuba poszli zakupić bilety. Po chwili podeszli do rozbrykanej dwójki.

     — Niestety, ostatnie miejsca były dla par, więc nie chcąc robić siary, powiedzieli nam, że druga sala też będzie puszczać tę nową komedię i nie zgadniecie! Mamy najlepsze miejsca! — trajkotała Basia. Podała wszystkim colę, paczuszkę żelków i dwa pudła popcornu. Razem ruszyli do ostatniej sali w kinie.

     Nie zwracając uwagi na brak ochroniarza, weszli do pustej, spowitej mrokiem sali. Resztki popcornu walały się po podłodze, a wylane napoje dalej skrzyły się od zielonych świateł napisów „Emergency escape”, jakby po ostatnim seansie sala nie została posprzątana. Oj, kino poleci po ocenie.

     Zajęli miejsca i rozłożyli się na siedzeniach.

     — Chyba jesteśmy za wcześnie, zobaczcie, nawet nie ma reklam — zauważyła Iga.

     — Właśnie, coś mi tu śmierdzi. Naprawdę! — Mati wskazał za siebie. — Stara... kanapka...

     — Nonsens, zapłaciliśmy drożej za bilety, więc to logiczne, że nie będzie reklam. Ale faktycznie, komfort mógłby być lepszy. — Kuba odgonił od siebie małą muszkę.

     — W-wiecie co, c-chyba wyjdę do toalety — jęknęła Iga. — Wodospady czerwoności... chwila kobiecości... piekielne męczarnie...

     — Czekaj, zaczyna się! — Basia zatrzymała ją gestem.

     Klatka po klatce, film rozpędzał się jakby ktoś nawijał go na taśmę. Czarnobiałe kontury pojawiły się na wielkim ekranie. Powoli, niepewnie z rozmazanych odcieni szarości wyłoniły się cztery postacie. Wszystkie wychudzone, zaniedbane, siedziały przywiązane do krzeseł gdzieś na amerykańskim stepie. Jedna z nich trzymała puszkę fasoli, inna butelkę wody, a jeszcze inna paczkę suszonego mięsa. Obraz nędzy i rozpaczy trwał już kilka minut, ale przyjaciele dalej patrzyli się w nie jak woły w malowane wrota.

Ostatnia KlatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz