Trudna decyzja

20 6 2
                                    

  -Bryza, szybciej!!!-krzyknęłam spanikowana.

Obróciłam się przez ramię. Jest 28 VI 1914 rok.Właśnie ogłoszono oficjalnie Pierwszą Wojnę Światową.Jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, a dziś? Prawdziwe piekło!Potrzebują koni do wojska, a ja właśnie jednego posiadam i każą mi go oddać. Oddać, moją przyjaciółkę.Zwolniłyśmy szaleńczego biegu. Nikogo za nami nie było. Co nie oznaczało, że jesteśmy tu bezpieczne. Oczywiście istniało jeszcze jedno wyjście, albo oddam Bryzę dobrowolnie, albo mnie zastrzelą, albo zadeklaruję się do wojska... I chyba wybiorę trzecią opcję. Zakłusowałyśmy przed siebie, a następnie wybrałyśmy drogę w prawo. To taki skrót do mojego domu. Z którego jak się za moment okazało nic nie zostało... W milczeniu podjechałam pod ruiny jedynego miejsca gdzie czułam się bezpiecznie. Zaczęłam głośno płakać. Świetnie. Nie mam domu, rodziny ani jedzenia. Z budynku nic nie zostało. Tylko ruiny. Przytuliłam się do grzywy kasztanki i dalej płakałam. To jakiś horror. Nagle ktoś mnie złapał za rękę. Krzyknęłam głośno, ale zaraz się opanowałam. To był mój najlepszy przyjaciel Maciek. Odetchnęłam z ulgą i zeszłam z konia. Przytuliłam się do mojego nowego towarzysza i spróbowałam się uspokoić.

-Co ja teraz mam zrobić?-spytałam cichutko.

-Chodź do mnie - powiedział chłopak.

Uśmiechnęłam się przez łzy. Dobrze, że miałam kogoś takiego na kim mogłam polegać. Wzięłam Bryzę za wodze i poszłam z kumplem.

-A co dalej-spytałam po chwili ciszy-nie mogę ciągle u ciebie mieszkać

-Ja pójdę do wojska-powiedział ze smutną miną.

Zamknęłam oczy. Czemu to wszystko jest takie trudne?

-Nie możesz-powiedziałam płaczliwie.

-Muszę.

Znowu cisza. Potrzebuję czasu. Trzeba to ogarnąć. Ile taka wojna może trwać? Ile może być ofiar? A może to jest szansa, aby Polska odzyskała niepodległość? Było by wspaniale mieszkać we własnym państwie... Z rozmyśleń wyrwał mnie krzyk austriaków. Ścisnęłam mocniej wodze, i przyśpieszyłam kroku. Maciek też usłyszał.Głosy były już naprawdę blisko. Nie było sensu uciekać. Zatrzymaliśmy się i odwróciliśmy w stronę okupantów.

-Stać- krzyknęli!

Podjechali bliżej. Oni również byli na koniach. Jeden z nich już wcześniej mnie gonił. Będą kłopoty.

-Pokarzcie dokumenty

Pokazaliśmy. Jeden z nich podszedł do mnie.

-Chcesz dołączyć do wojska?-spytał podejrzliwie.

Wiedziałam z czym to się wiąże. Wiedziałam jednak też, że jeśli się nie zgodzę zabiorą mi Bryzę. Teraz i tak wiedziałam, że nie mam innego wyboru.

-Tak-powiedziałam cicho.

-A ty?- mężczyźni zwrócili się do mojego przyjaciela.

-Tak-odpowiedział pewnie.

-Świetnie-odpowiedzieli-Jutro o piątej zbiórka na placu głównym, wiecie gdzie to?

Pokiwaliśmy głowami.

-Ty-skinął na mnie-będziesz walczyć na koniu!

-Dobrze.

Mężczyźni odjechali. A ja pogłaskałam Bryzę czule po szyi. Kocham ją ponad wszystko. Szturchnęła mnie lekko w ramię. Ma rację, poradzimy sobie. Jednak mimo wszystko nie uśmiechała mi się perspektywa zabijania innych ludzi. Oczy zaszły mi łzami. Będę dzielna. Maciek objął mnie ręką. Przejdziemy przez to razem... Doszliśmy już do jego domu. Weszliśmy do środka. Pomieszczenie było małe i skromnie urządzone. Nie przeszkadzało mi to. Usiadłam na krześle i zasnęłam.Maciek obudził mnie nad ranem.

-Co jest-szepnęłam ledwo przytomna.

-Mamy się stawić na placu-powiedział mój przyjaciel lekko podenerwowany.

W mgnieniu oka moje całe zmęczenie przeszło. No tak to już dziś...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I co myślicie? Następna książka, i następny pomysł. Piszcie czy mam to dalej pisać.

Na linii wrogaWhere stories live. Discover now