Stanęliśmy na placu. Oprócz nas było tam jeszcze dużo młodych osób. Bardzo się denerwowałam. Właśnie zaczęła się przemowa. Musieliśmy przysiąc, że nie zdradzimy wojska, ani kraju. Dla mnie najgorsze było w tym wszystkim to, że będę musiała zabijać, aby przetrwać. Zabijać i to nie koniecznie moich osobistych wrogów, bo również Polaków walczących przeciw nam w innych zaborach... Trochę się zamyśliłam, i przemowa szybko mi minęła. No ładnie, to co ja tu robię? Już się raczej nie dowiem... Nagle naszą zbiórkę przerwał olbrzymi huk. Zatkałam uszy ale nic to nie pomogło. Byłam przerażona, nie wspominając już o moim koniu... Zanim się obejrzałam komendanci którzy jeszcze przed chwilą mówili nam co mamy robić, leżeli na ziemi bez tchu. Wokoło unosiły się kłęby czarnego dymu przez który zaczęłam się dusić. Prawie nic nie było widać. Ciemność rozświetlały płonące kawałki drewna, i ofiar. Zamknęłam oczy. To na pewno był zły moment na tajną zbiórkę. Musiałam zachować spokój. Podbiegłam do pierwszego lepszego uzbrojonego trupa i zabrałam mu karabin. Kiedyś strzelałam z czegoś takiego, ale nie jestem pewna czy jeszcze umiem. Wsiadłam na bryzę. Na szczęście nic jej się nie stało. Pogalopowałyśmy jak najdalej od miejsca nieudanej zbiórki, i po chwili się zatrzymałyśmy. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Obróciłam się i zobaczyłam Maćka. Zeszłam z konia i pobiegłam do niego. Pomogłam mu iść. Nie wyglądał najlepiej. Był cały brudny, a z nogi leciała mu krew. Posadziłam go na mojego konia. Na szczęście się nie sprzeciwiał. Zaraz usiadłam obok niego, a właściwie przed nim.
-Na pewno będzie dobrze-szepnęłam z ironią.
Wojna trwała dopiero jeden dzień, a mi już odechciało się żyć. Boże, dlaczego tak jest? Na domiar złego rozpętała się burza.
-Żyjesz?-spytałam przyjaciela.
-Co to za życie?
-Raczej średniej jakości.
-Zgadzam się.
Nagle z oddali dało się słyszeć grzmot. Tak swoją drogą: grzmot czy może wybuch. Dla mnie było to bez znaczenia. Nagle Bryza stanęła dęba i donośnie zarżała. Szybko odskoczyłam od mojego ludzkiego towarzysza, wyciągnęłam broń i w kilka sekund znalazłam się przy koniu. W lesie między drzewami słychać było szmer. Ktoś tu szedł. Nie wiedziałam jeszcze kto, ale tajemniczy szpieg potknął się i przeklnął po niemiecku.To mi wystarczyło. Strzeliłam w stronę źródła hałasu. Trafiłam, ale nie czułam się z tym dobrze. To było okropne. Jeśli się wroga nie zabije, to wróg zabije ciebie. I to był fakt. Pogłaskałam Bryzę po szyi. Całe szczęście, że ją mam. Powróciłam do kolegi, który już spał. Po chwili i ja zasnęłam.
YOU ARE READING
Na linii wroga
Historical FictionZaczęła się pierwsza wojna światowa, rośnie zapotrzebowanie na broń i konie. Tak, to właśnie konie odegrały wielką rolę w czasie tego ,,piekła". Służyły jako środek transportu i nie tylko. Oto historia 17 letniej Agaty i jej konia Bryzy, które wio...