Był piękny, wiosenny poranek. Jednak nie dla wszystkich. Jedna z Gryfonek uczęszczających na piąty rok szła powoli po korytarzach Hogwartu z różdżką w ręku, kulejąc lekko na lewą nogę. To znowu się stało. Już przestała liczyć, ile razy dopadła ją banda Riddle'a. Alex nie mogła jednak nic z tym zrobić. "Przecież Tom to taki miły chłopak, nie mógłby zrobić czegoś takiego" odpowiadali jej nauczyciele, a nawet sam dyrektor Dippet, kiedy brunetka próbowała ich naprowadzić na działalność Ślizgona.
-Jeszcze ci mało, Clarke?-usłyszała przepełniony kpiną głos.
Nie musiała się nawet odwracać, żeby rozpoznać Walburgę Black. Jęknęła cicho, po czym gwałtownie przyśpieszyła. Zacisnęła zęby, czując ból nogi i próbowała uciec napastnikom. Po kilku minutach w końcu jej się to udało. Nie zwalniała jednak, bojąc się, że jakimś sposobem ją znajdą. Była już prawie przy wieży Gryffindor'u, kiedy na kogoś wpadła. Zachwiała się, lecz zdołała nie upaść na podłogę.
-Przepraszam, ja nie...-urwała, napotykając spojrzenie zimnych, ciemnobrązowych tęczówek.
Do oczu Alex napłynęły łzy, tak bardzo się bała. Chłopak stał kilkadziesiąt centymetrów od niej, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami, mierząc wzrokiem mugolaczkę. Brunetka chciała stąd jak najszybciej uciec. Cofnęła się kilka kroków, po czym odwróciła się z zamiarem odbiegnięcia.
-Stój-rzekł tonem, którego nie można było pomylić z prośbą. Dziewczyna posłusznie stanęła, zaciskając dłonie w pięści i zamykając powieki. Po jej policzkach spłynęło kilka łez.-Odwróć się.
Nie czekając długo wykonała polecenie, jednocześnie otwierając oczy. Riddle zbliżał się do niej dumnym krokiem, dzierżąc w dłoni różdżkę. Gryfonka drgnęła i opuściła głowę. Jeszcze nigdy nie stała tak blisko szkolnego postrachu. Przez te pięć lat nigdy nie pofatygował się do niej osobiście.
Ślizgon widząc skruchę i strach dziewczyny uśmiechnął się z pogardą. Końcem różdżki uniósł jej brodę tak, by zmusić ją do spojrzenia w jego oczy. W intensywnie niebieskich tęczówkach Gryfonki dostrzegł przerażenie wymieszane z bezradnością. Ona z jego twarzy nie mogła wyczytać nic. Pozwoliła łzom swobodnie płynąć. Nic już jej nie uratuje. Upuściła różdżkę i odwróciła wzrok. Tom powoli podniósł jej własność, cały czas przyglądając się brunetce. Schował magiczny przyrząd do kieszeni.
-Chodź za mną-rozkazał, ruszając w, chwilowo, sobie tylko znanym kierunku.
Alex szła kilka kroków za nim, cały czas ze spuszczoną głową. Za względu na wczesną porę nie minęli nikogo. Dotarli do jednej z damskich łazienek.
-Colloportus-mruknął, zamykając tym samym pomieszczenie od środka.Następnie podszedł powoli do niebieskookiej, unosząc minimalnie różdżkę. Stanął metr przed nią i uśmiechnął się ironicznie. Alex cofnęła się do granic możliwości, dotykając plecami zimnej ściany. Nie miała jednak czym płakać, więc jedynie patrzyła ze strachem w lodowate oczy szatyna.
-Jak masz na imię?-zapytał, podchodząc jeszcze bliżej.
-A-Alex-wyjąkała, kuląc się w kącie.
Riddle powtórzył pod nosem odpowiedź Gryfonki. Przyjrzał się dokładnie ranom zrobionym przez swoich sojuszników. Przez chwilę w jego oczach widoczny był smutek. Już od dawna obserwował Clarke z ukrycia. Od momentu, kiedy pierwszy raz zobaczył jej intensywnie niebieskie oczy czuł jakąś pustkę. Jednym krokiem pokonał dzielącą ich przestrzeń. Miał ochotę pogładzić dziewczynę po policzku. Podnosił już rękę, przez co brunetka skuliła się bardziej. Cofnął dłoń, wdychając w duchu. Schował różdżkę do tej samej kieszeni w szacie, gdzie trzymał własność mugolaczki. Następnie starał się uśmiechnąć ciepło, co niezbyt mu wyszło. Brunetka, patrząc na powstały grymas ledwo powstrzymała się od wyschnięcia śmiechem. Ślizgon widząc to uśmiechnął się przebiegle, jednak nie tak, jak zwykle. Zarzucił szaty za siebie. Nie wiedział, co go do tego skłoniło, ale nagle zaczął łaskotać dziewczynę. Brunetka przez chwilę stała jak zamurowana, starając się nie oddać pokusie. Nie udało się jej jednak i już po chwili starała się ukryć swoje słabe punkty przed zwinnymi palcami chłopaka, śmiejąc się głośno.
Alex upadła na podłogę, próbując uniknąć dalszych "tortur", jednak Tom był bezlitosny. Klęknął obok niej i łaskotał ją dalej. Po kilku minutach zaprzestał czynności, kładąc się obok niej. Gryfonka z pewnością teraz by uciekła, gdyby nie zamknięte drzwi i brak różdżki. Niepewnie odwróciła się twarzą do brązowookiego, a jej oczy ponownie wyrażały lęk. Szatyn leżał zwrócony w jej stronę z dłońmi położonymi pod głową i przyglądał się jej.
-Boisz się mnie-stwierdził, a ona, zdumiona, wyczuła w jego głosie smutek.-Nie chcę, żebyś się mnie bała-kontynuował.-Nie ty...
Spojrzała na niego z żalem. Nie rozumiała go. Nie rozumiała jego zachowania. Dopiero co zachowywał się, jakby chciał dokończyć dzieło swoich podwładnych, a teraz mówi, że nie chce, by się go bała. Z jej oczu nie znikał jednak strach.
Dziedzic Slytherin'u wahał się chwilę, po czym przygryzł lekko wargę. Delikatnie, nie chcąc przestraszyć jej bardziej, przesunął się i musnął wargami jej ciepłe usta. Mimo zwątpienia spowodowanego bezruchem dziewczyny nie cofnął się. To nie było w jego zwyczaju. Naparł na nią mocniej, a w końcu doczekał się oddania pocałunku.