Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Connie Springer chciał tylko zaimponować dziewczynie.Bo czego innego może pragnąć niewiasta aniżeli bukietu kwiatów równie pięknych jak ona? Chyba tylko czekoladki mogły wprawić kobietę w większe szczęście, lecz on nie zamierzał ryzykować przybraniem na wadze potencjalnej partnerki. Mimo wszystko kurczowo trzymał się powiedzenia, że małe jest piękne.
Więc feralnego dnia pośpiesznie wybrał się do leżącego nieopodal sklepu, zajmującego się sprzedażą takich właśnie roślin, który słynął z wyjątkowo ładnych róż. W każdym razie, sama jego nazwa mówiła wszystko.
Kwiaciarnia Rose naprawdę była wyjątkowo skromnie umeblowanym miejscem, jak na jedną z trzech najbardziej obleganych w mieście. Mimo rywalizacji z dwoma innymi lokalami o uroczych nazwach Maria i Sina, stanowczo nie dawała się wyprzedzić i ani myślała zostawać w tyle. Jedyne, znajdujące się w tym pomieszczeniu meble to ciemna lada, za którą powinien znajdować się sprzedawca i drewniane półki przytwierdzone do pomalowanych na zielono ścian. Na każdej z nich dumnie prezentowały się różnokolorowe doniczki wypełnione różami. Connie zaczął zastanawiać się, który z bukietów mógłby przypaść jego wybrance do gustu.
— Jestem pewien, że obowiązkiem dobrego pracownika jest mi doradzić. — Mruknął do siebie, poczym odrzekł już głośniej w kierunku zaplecza. — Czy jest tu ktoś? Ktokolwiek? Wolałbym zastać sprzedawcę, lecz przyda mi się każda możliwa pomoc.
Odczekał kilka sekund i już miał zamiar opuścić miejsce pobytu, lecz usłyszał głuchy odgłos tłuczonego przedmiotu, zapewne doniczki i kilka wyjątkowo brzydkich słów, które już na zawsze zapadły mu głęboko w pamięć.
— Wszystko w porządku? — rzucił w kierunku ów tajemniczych odgłosów.
— Oh, nic nie jest w żadnym porządku! — W jego polu widzenia pojawiła się średniego wzrostu, przeraźliwie chuda dziewczyna ze związanymi w kucyk włosami kolorem przypominajacym czekoladę, którą pożerała w zatrważającym tępie. — To już ostatni kawałek, a sklep spożywczy leży tak daleko stąd. — Teatralnie uniosła dłoń, opierając się z westchnieniem o ladę.
Klient zmierzył ją poważnym spojrzeniem, poczym nie mógł się powstrzymać i wybuchł dziwnym śmiechem, który brzmiał zaskakująco podobnie do płetwala błękitnego, wydającego swe ostatnie tchnienie. Cóż innego pozostało kwiaciarce jak dołączyć do nowo spotkanego nastolatka? Już po chwili oboje, dusząc się, trzymali się za brzuchy.
— Ale to naprawdę poważny problem. — Zaczęła rozmówczyni, gdy zdążyła się opanować. — Tu nie chodzi tylko o odległość. Jestem tu uziemiona do dziewiętnastej.
— Fantastycznie. — Skwitował z sarkazmem chłopak. — Czy możemy już poruszyć kwestię mojego zakupu?
— Nie? Ja tu umieram z głodu. Czy naprawdę nie obchodzi cię los nowopoznanej, konającej dziewczyny? — Spytała z bólem w głosie rodem z jakiegoś kiepskiego dramatu.