PROLOG

29 0 3
                                    

Zmęczony i niezwykle zdenerwowany Kapitan Mauricio wszedł w swe nieskromne progi i rozsiadł się na ulubionej sofie. Przez chwilę zmyślał się nad tym jakie życie potrafi być paskudne, ale już po chwili otrząsnął się i westchnął ciężko. Włoch poczochrał swoje długie, kręcone włosy, westchnął raz jeszcze i poprawił wyrazistego wąsa. Ostatni wojna doprowadziła go do załamania i postanowił na chwilę odpocząć od codziennych obowiązków. Zjechał więc do swej rezydencji we Florencji. I właśnie tutaj we Florencji będzie się dziać rzecz, o której pragnę wam opowiedzieć. Natomiast skupmy się teraz na postaci Kapitana Mauricio. Był on niechybnie człowiekiem o mocnym charakterze, który nie dał sobie jak to mawiają w kaszę dmuchać. Wiedział czego chce i dążył do swoich celów. I byłoby to w porządku, gdyby nie to, że potrafił w tym być nienośnie uparty i wredny. Mężczyzna zdawał sobie jednak z tego sprawę i próbował się kontrolować. Pomimo szorstkiej maski człowiek ten w rzeczywistości był kimś niezwykle wrażliwym. Można było z nim normalnie porozmawiać, czasem jednak zarzucał rozmówcę całymi tuzinami własnych problemów. Nie akceptował też porażki, a gdy już do tego był zmuszony bardzo źle to znosił. Nie dalej jak 1,5 roku temu jego zaloty odrzuciła nijaka Hrabina Martina z Sycylii. Był naprawdę fajnym człowiekiem, ale jakoś panny go nie chciały. Dziwna sprawa. Zdołowany tego typu myślami Kapitan wstał, przeciągnął się i poprosił sługi o lampkę wina. W oczekiwaniu na trunek obserwował przez ono zachód słońca. Zachód jak zachód pomyślicie. Ale w tym zachodzie było jednak coś niezwykłego. Coś nadzwyczaj ponadprzeciętnego. Kapitan Mauricio w zachwycie oglądał ostatnie promyki światła dziennego. Uśmiechnął się i wyszedł na balkon by lepiej obserwować ten cudowny performens natury. Rozejrzał się po ulicach Florencji. Przypatrywał się podróżnym kupcom, żebrakom oraz innym nieco zamożniejszym ludziom.

- Pańskie wino, signore. – przerwał mu głos podwładnego.

- Dziękuje. – odparł Kapitan zabierając słudze lampkę, a następnie biorąc sporego łyka.

Alkohol nigdy mu nie smakował, ale wierzył głęboko, ze pod jego wpływem człowiek odpływa gdzieś daleko w krainy szczęśliwości i śmiechu... no... niekoniecznie miał rację. Kapitan patrząc jak słońce całkiem już zachodzi usłyszał nagle kobiecy śpiew. Śpiew wręcz niebiański.

- Skąd wydobywa się te głos? – zapytał samego siebie.

Począł rozglądać się we wszystkie możliwe strony, ale źródła nie mógł wychwycić. Wtem z okna pobliskiej willi zobaczył młodą dziewczynę i to ona była źródłem danego śpiewu. Mauricio od razu stracił głowę, patrząc się na jej piękną sylwetkę.

- O Stefani, kocham cię nad życie. – wyjęczał nagle z dołu jakiś obskurny człowiek.

-Stefani... - powtórzył Mauricio, po czym skierował swój wzrok ku adoratorowi –Będzie moja.    

Filippo i StefaniWhere stories live. Discover now