Ocknąłem się kiedy ktoś wylał na mnie zawartość wiadra z wodą po szorowaniu pokładu. Szumiało mi w głowie, ale zerwałem się na równe nogi i pospiesznie naciągnąłem swój za duży sweter w żółto - zielone pasy.
Przywykłem do takiego traktowania, w końcu byłem tu od dłuższego czasu jako rozrywka dla załogi, więc nikt nie przejmował się moim samopoczuciem Zaszyłem się, jak zwykle, pod pokładem statku, gdzie nikomu nie zawadzałem i próbowałem przypomnieć sobie zdarzenia minionej nocy.
Wieczór na pewno spędziłem z kapitanem, jedliśmy kolację... Dalej nie pamiętam, ale on nigdy nie wyrzuciłby mnie ze swojej kajuty... Poza tym nie sypiamy ze sobą, więc nie nabiłby mi siniaków - wyliczałem w myślach. - W takim razie kto mógł mi to zrobić? - zacząłem poważnie się nad tym zastanawiać. - Majtkowie odpadają, bo wczorajszego dnia byli zbyt pochłonięci szorowaniem pokładu. Zostają jeszcze kucharz i przydupas kapitana.
Szczerze wolałbym drugą opcję, bo kucharz to prawdziwy oblech i staram się unikać go jak ognia.
Rozmyślałem nad tym dłuższą chwilę, kiedy usłyszałem fragment rozmowy na pokładzie.
- Doszły mnie słuchy, że kapitan jest wściekły - facet, który to powiedział miał niski, chrapliwy głos, aż dreszcz mnie przeszedł.
- Myślisz, że wyśle winnego na spacerek po desce? - odpowiedział mu ktoś młodszy, którego głos był nieprzyjemnie skrzeczący.
- Tak bez żadnych wrażeń? Prędzej mu rękę utnie albo oko wydłubie, żeby było ciekawiej - zanieśli się głośnym śmiechem, a mnie ponownie przeszedł dreszcz. Zastanawiało mnie o czym tak właściwie mówili.
- Ej, wy! - wtrącił się ktoś trzeci. - Na ploteczki przyjdzie czas, teraz zabierać się do roboty! - wydawało mi się, że to głos kapitana, ale nie miałem pojęcia, co on mógł robić o tej porze nad zejściem pod pokład. Strach mnie sparaliżował, ale czułem, że muszę się gdzieś ukryć. Co jeśli to na mnie kapitan jest wściekły?! - ta myśl krążyła mi po głowie, kiedy rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu kryjówki.
Zanim klapa się otworzyła wskoczyłem do pierwszej otwartej skrzyni. Słyszałem kroki i ciche przekleństwa, ale nie miałem zamiaru się poruszyć. Pech chciał, że kichnąłem.
Kroki ustały, a ja modliłem się w duchu, żeby kapitan nie zajrzał do tej konkretnej skrzyni.
Tym razem miałem szczęście, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy klapa wydała z siebie przeciągły jęk, co oznaczało, że zostałem sam i teoretycznie mogę wyjść, problemem był fakt, że nie byłem w stanie otworzyć wieka. Ogarnęła mnie panika, momentalnie nie mogłem zaczerpnąć powietrza, zacząłem się szamotać bez opamiętania. Wtedy wieko delikatnie uniosło się, a ja usłyszałem donośny śmiech. Byłem zdezorientowany, ale szczęśliwy, że nie umrę samotnie w zamknięciu. Wygramoliłem się ze skrzyni i rozejrzałem dookoła. Na wieku, którego jeszcze przed sekundą nie mogłem otworzyć, opierał się kapitan we własnej osobie. Natychmiast spuściłem wzrok, a on przysunął się do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Wzdrygnąłem się na ten gest.
- Coś się dzieje młody? - delikatnie uniósł moją brodę.
- N-nie, p-po prostu myślałem, że jesteś na mnie zły - w moich oczach pojawiły się łzy, a do moich uszu dotarł cichy śmiech.
- Na ciebie? - przytulił mnie do siebie - Blondasku, Leo, oszalałeś? - nie odpowiedziałem mu tylko wtuliłem się w jego klatkę piersiową - Jestem zły, ale na tego, który ci to zrobił - zapadła cisza.
Staliśmy tak chwilę, a ja po raz pierwszy od kiedy zajmuję się prostytucją rozpłakałem się jak dziecko. Nawet nie wiedziałem dlaczego, po prostu łzy spływały mi po twarzy, a brunet gładził mnie po plecach. Powinienem był się odsunąć, bo w końcu jestem jedynie jego dziwką i nie mogłem sobie pozwolić na jakikolwiek emocjonalny związek z kimś z załogi, ale potrzebowałem poczucia, że nie jestem sam z tym, co się stało.
Po pewnym czasie ostrożnie się odsunąłem, wolałbym żeby ta sytuacja nigdy się nie wydarzyła, ale czasu nie da się cofnąć. Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco, a ja zacząłem bawić się rąbkiem swetra.
- Słuchaj... Leo, nie możesz się tu wiecznie ukrywać - odpowiedziała mu głucha cisza, więc kontynuował. - Nikt więcej cię nie dotknie, już ja o to zadbam. I obiecuje ci, że sprawiedliwość zostanie wymierzona - powiedział i ponownie mnie przytulił.
Nie wiedziałem, co się wydarzyło, dlaczego on okazał mi współczucie? To nie powinno nigdy mieć miejsca, przecież byłem tylko zabawką, którą każdy pomiatał! A on ot tak po prostu był dla mnie miły? Odepchnąłem go, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Brunet jedynie kiwnął głową i podszedł do klapy. Zanim wyszedł na pokład zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
- Mam nadzieję, że pojawisz się na obiedzie, ostatnio strasznie schudłeś - uśmiechnął się pobłażliwie. - Dziś ryba - otworzył klapę, a światło dobiegające z zewnątrz oślepiało mnie, więc zmrużyłem oczy. - jak zresztą zawsze - dodał i wyszedł zostawiając mnie w osłupieniu wpatrzonego w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą się znajdował.
W takim odrętwieniu spędziłem kilka minut, gdy wreszcie doszedłem do siebie postanowiłem opuścić kryjówkę. Dokładnie przeczesałem wzrokiem pokład, nie zwracając uwagi na kąśliwe uwagi załogi rzucane w moją stronę.
Poszedłem na dziób statku. Narcyz, bo taką właśnie nosił nazwę, był dużym okrętem mieszczącym ponad setkę ludzi. Wyjrzałem za burtę, gdybym wyskoczył pewnie nikt by się nie zorientował, ale słyszałem, że śmierć przez utonięcie nie należy do najprzyjemniejszych, więc postanowiłem nie próbować. Usiadłem wsuwając nogi pod rozciągnięty sweter i zacząłem zastanawiać się nad słowami kapitana. Bałem się, co może wymyślić, nie chciałem żeby komuś stała się krzywda, ale jak on sobie coś postanowi to nie ma przebacz, nic go od tego nie odciągnie, nawet egzorcyzmy.
Kiedy tak rozmyślałem zauważyłem cień zbliżający się w moim kierunku.
- Podobno nieźle ci się dostało w nocy - postać kucnęła przede mną. - Pamiętasz cokolwiek? - spojrzał na mnie wyczekująco.
Podniosłem głowę i moim oczom ukazała się ruda czupryna, na której widok momentalnie się ożywiłem.
- Jared! - krzyknąłem ucieszony. - No podobno, ale w głowie mam kompletną pustkę.
- Było tyle nie pić kochaniutki - zaśmiał się i poczochrał mi włosy.
- Ale ja nie piję! - zapiszczałem wywołując wywołując kolejną salwę śmiechu u chłopaka. - Chyba bym czuł gdybym upił się do nieprzytomności - skrzywiłem się lekko. - Jak kapitan tydzień temu - dodałem w myślach.
- Dobrze, już dobrze - chłopak uniósł ręce w geście obrony. - Masz jakieś podejrzenia? - kiedy zapytał miałem wątpliwości co odpowiedzieć, więc siedziałem przez chwilę otwierając i zamykając usta. Postanowiłem jednak, że muszę mu powiedzieć, mógł mi przecież jakoś pomóc, poza tym, to przecież mój przyjaciel.
- Emm... wykluczyłem majtków, bo, po pierwsze szorowali pokład, a po drugie wieczorem przygarnął mnie kapitan...
- Nie wdawaj się w szczegóły - Jared przerwał mi w połowie zdania. - Nikt nie lubi słuchać historii dziwki o jej klientach - dodał.
Ja prychnąłem tylko i kontynuowałem wypowiedź.
- U niego spędziłem jakiś czas, a potem obudziłem się na pokładzie niczego nie pamiętając - rozłożyłem ręce w geście rezygnacji.
- Wszystko się na pewno niedługo wyjaśni, spokojna głowa - chłopak posłał mi promienny uśmiech, a ja jedynie pokiwałem głową. - Muszę już iść, jak się czegoś dowiesz, wiesz gdzie mnie szukać - puścił do mnie oczko i oddalił się, a ja nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić.
Chciałem się na coś przydać, więc zacząłem szukać sobie zajęcia. Jednak czegokolwiek się dotknąłem kończyło się to katastrofą. Takim sposobem zdobyłem kolejne kilka siniaków do kolekcji oraz poczułem na własnej skórze, co to znaczy wkurzyć majtka.
Kiedy po raz kolejny coś rozwaliłem ktoś poszedł po kapitana, ale oczywiście wrócił nie z nim, a z jego przydupasem, który już z daleka zanosił się śmiechem. Spojrzał na mnie z politowaniem i kiwnął żebym za nim poszedł. Westchnąłem i ze spuszczoną głową podążyłem za szatynem. Tak jak myślałem zaprowadził mnie do kajuty kapitana. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Nie miałem ochoty na rozmowę, więc po prostu przysiadłem na krześle, które było dostatecznie daleko od potencjalnych rozmówców, a na tyle blisko drzwi bym w razie potrzeby mógł się szybko ulotnić.
- Leo, jak nie mogłeś sobie znaleźć zajęcia to trzeba było do mnie przyjść, a nie przeszkadzać i dokładać roboty tym biedakom - Keith spojrzał na mnie z udawanym wyrzutem, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. - Posiedź tutaj do obiadu, a potem znajdziemy ci jakieś zajęcie, prawda Thomasie? - zdaje mi się, że kapitan wypowiadając jego imię chciał zaznaczyć obecność szatyna, bo spojrzał znacząco w kierunku, gdzie tamten stał.
- Tak, tak, oczywiście - odpowiedział mu z tym swoim dziwnym uśmiechem, który pojawiał się na jego twarzy, tylko kiedy rozmawiał z kapitanem.
- No, to co nawyrabiałeś młody? - Keith ponownie odwrócił się do mnie. Nieco się speszyłem, bo chciałem zapomnieć o mojej wtopie, ale najwyraźniej nie było mi to dane.
- Bo ja chciałem tylko pomóc, ale, ale... nie wyszło - moja twarz przybrała odcień buraka, więc szybko schowałem ją w dłoniach.
Usłyszałem śmiech kapitana, który na moje słowa pokręcił tylko głową. Nastała niezręczna cisza, którą przerwał dźwięk zamykanych drzwi, kiedy Thomas opuścił pomieszczenie. Chciałem jakoś zacząć rozmowę, bo nie lubiłem takich sytuacji, ale nie potrafiłem się do tego zmusić. Byłem zbyt zawstydzony wydarzeniami z dzisiejszego dnia, więc wlepiłem wzrok w ścianę. Po pewnym czasie poczułem, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, zaskoczyło mnie to, więc delikatnie podskoczyłem na krześle.
- Leoś, nie bój się, nikt ci tu krzywdy nie chce zrobić - słowa były wypowiedziane tak łagodnym tonem, że od razu się uspokoiłem. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że musimy iść na posiłek, ale jeżeli nie chcesz jeść ze wszystkimi, mogę ci przynieść twoją porcję.
- Nie trzeba, pójdę - mój głos był cichy, ale stanowczy.
Poszliśmy zjeść, ale nie czułem się najlepiej, więc udałem się do siebie i zasnąłem.
Przez kilka następnych dni starałem się zbytnio nie wychylać, co wychodziło mi w większym lub mniejszym stopniu. Kilkukrotnie pytałem Keitha czy to jego całe dochodzenie jest konieczne, bo mi w sumie nie zależało na złapaniu winnego, ale on się uparł, że musi wymierzyć sprawiedliwość. Nie chciałem się z nim kłócić, bo mogłoby się to dla mnie bardzo źle skończyć.
Jakoś dwa tygodnie po całej sprawie do mojej kajuty wparował kapitan i bez słowa chwycił mnie za ramię ciągnąc na główny pokład. Byłem w tak wielkim szoku, że miałem trudności ze złapaniem oddechu. Widząc to Keith natychmiast się zatrzymał.
- Leo, spokojnie. Oddychaj powoli, nic się nie dzieje - kapitan wyglądał na przerażonego, ale jego głos był spokojny, co sprawiło, że mój stan stopniowo wracał do normalności. - Nastraszyłeś mnie młody - powiedział kiedy całkowicie mi przeszło.
Nie odpowiedziałem tylko spuściłem delikatnie głowę, bo poczułem wstyd, że znowu robię problemy. Keith czekał chwilę aż coś powiem, ale zrezygnował i, już delikatniej, złapał mnie za ramię.
- Dowiedzieliśmy się czegoś nowego w twojej sprawie i bardzo chciałem abyś się o tym dowiedział, dlatego tak gwałtownie cię wyciągnąłem - położył mi rękę na ramieniu. - Przepraszam, nie pomyślałem, że możesz tak silnie zareagować.
============================================================
Witam wszystkich czytelników!
To moja pierwsza praca tego typu na wattpadzie, więc chciałabym poznać szczere opinie na jej temat.
Opowiadanie powstaje w ramach wyzwania, które dostałam od moich przyjaciół. (Mam napisać opowiadanie na podstawie 7 słów, które jako pierwsze przyszły im na myśl)
Życzę wszystkim miłego ranka/popołudnia/wieczoru czy innej pory, kiedy to czytacie. Do następnego ^^
CZYTASZ
Historia pewnego blondyna
Teen FictionLeo nie do końca pamięta swój pierwszy dzień na statku, pamięta za to, że można na nim ufać jedynie Keithowi, który od zawsze był dla niego miły. No i nigdy go nie zgwałcił...