Power

100 7 6
                                    

Drzwi męskiej łazienki trzasnęły z impetem. W pękniętym lustrze ujrzał swoją pokaleczoną twarz.
Bliski płaczu, odkręcił zimną wodę i otarł brudną od krwi szczękę. Pójście do skrzydła szpitalnego nie wchodziło w rachubę, więc postanowił sam doprowadzić się do użytku, zanim ktokolwiek go zobaczy.
Gniew wzrastał w nim z każdą kolejną sekundą. Jeszcze go popamiętają. Już wkrótce. Przeklęty James Potter, po raz kolejny pragnął przypomnieć o swojej obecności Severusowi Snape'owi, gdy ten wracał z lekcji zielarstwa do swojego dormitorium. Na terenie szkoły nie mógł się postawić, poza tym James nigdy nie działał sam.
Szkaradna krew, nie przestawała ciec z haczykowatego nosa.
A gniew wciąż wiercił dziury w jego duszy. Wyglądał gorzej niż poprzednio, gdy James postanowił wytargać go za włosy. Wykrzywił wargi w obrzydliwym grymasie i zaczął przyglądać się wielkiemu siniakowi pod okiem. Nie był już nawet pewien za co obrywa...

****
-Sev, zaczekaj! Ja...- zawołała próbując go dogonić. Robił uniki byle tylko ją zbyć. Nie może go zobaczyć. Nie ona.
Piękna Lily Evans, zgrabnymi ruchami pokonywała przeszkody i gdy wreszcie zwolnił tempo, chwyciła koniec jego brudnej szaty. Snape próbował ukryć siną twarz, osłaniając się ręką, ale nic z tego nie wyszło.
-Co oni ci zrobili...-brzmiało to bardziej jak twierdzenie niż pytanie. Jej delikatna dłoń przejechała po szorstkim policzku, zatrzymując się na rozciętej wardze. Syknął z bólu, odsuwając się. Ręka Lily będąca dalej w powietrzu, zawędrowała do jego tłustych włosów.
-Musimy iść do skrzydła szpitalnego -oznajmiła i pociągnęła go za rękę. Severus zaparł się, wytrzeszczając oczy.
-Nie ma mowy. To będzie już 3 raz w tym tygodniu, a przypominam ci, że dzisiaj dopiero czwartek! -panna Evans zmierzyła go czułym spojrzeniem.
-Wyglądasz tak jakby ktoś rzucił na ciebie zaklęcie żądlące. Wtedy dopiero ten idiota James będzie miał powód do wyśmiewania się z Ciebie. -Severus spojrzał na nią ukradkiem i zdał sobie sprawę z jednej, bardzo żenującej w jego mniemaniu sytuacji.
-Dlaczego to robisz? -Zapytał zawstydzony. -Chyba to mężczyzna powinien bronić kobiety, a nie odwrotnie -Zbita z tropu Lily zmarszczyła czoło. Po chwili milczenia odpowiedziała.
-To co widać na pierwszy rzut oka nie wiele o Tobie mówi. Na co dzień przybierasz zuchwałą pozę, ale prawda jest taka, że czujesz wszystko mocniej i głębiej. Nie oszukasz mnie....wiem kim jesteś naprawdę, Severusie. Jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy, wiesz gdzie mnie znaleźć. -Posłała mu krótki, zdawkowy uśmiech i ruszyła w stronę zamku. W głębi duszy czuła, że nie powinna zostawiać go samego, ale kobieca intuicja podpowiadała jej, że niepotrzebnie za nim biegła. Musi zostać sam. Rozczulanie się nad nim, zawsze kończyło się wyrzutami ze strony czarnowłosego i Lily tak czy owak, musiałaby odpuścić.

Sprawa Jamesa i jego przyjaciół pozostawała wiele do życzenia. Wszczęcie awantury mijało się z celem, gdyż młody mężczyzna zawsze robił to, co mu się żywnie podobało. Dokuczanie Snape'owi było na porządku dziennym. Każdemu który próbował zawracać Jamesowi uwagę, po piętnastym razie dawał sobie spokój. Dziewczyna, dla uspokojenia wrzeszczącego sumienia, postanowiła porozmawiać z Remusem Lupinem po kolacji. Może on będzie miał wpływ na swojego przyjaciela i dręczenie Ślizgona przestałoby odbijać się na wzajemnych relacjach. Niestety....Lily była pośrodku dwóch największych wrogów uczniowskiej poświaty. Po jej prawej Gryfon, dowcipniś i chuligan James, a po lewej antypatyczny, pasjonat czarnej magii Severus.

Lily zniknęła za pierwszym zakrętem. Po jej obecności pozostał delikatny zapach nieznanych mu kwiatów.

Powrót do domu był koszmarem. Ukrywanie się po krzakach nie było niczym przyjemnym. Ale to nie było najgorsze. Musiał udać się do Wielkiej Sali na kolacje, a przyjście w babcinej chuście czy krzywo nalepionych opatrunkach było ostatnią rzeczą na którą miał ochotę.
Podczas gdy Snape, obmyślał plan wkroczenia do wielkiej sali w trybie incognito, Lily siedziała na ławce i przeglądała książkę do transmutacji. Był to chłodny październikowy wieczór, mrok nadchodził powolnym krokiem, ale jej nie zdawało się to przeszkadzać. Ma godzinę dla siebie. Wiatr delikatnie muskał jej odsłonięty kark, a rudo-brązowe włosy podrygiwały, jakby niewidzialna dłoń próbowała odsłonić skrawek skóry spod chmary skręconych kosmyków. Nie nacieszyła się jednak błogą ciszą. Z daleka było słychać śmiech. Znajomy.
-Witamy cudowną, Evans! -Usłyszała za plecami. -Co tam czytasz? -Czyjaś ręka wyrwała jej podręcznik z których wyleciały skrawki pergaminu. Syriusz usadowił się obok niej, posyłając w jej kierunku czarujący uśmiech. Wyglądał na bardzo rozbawionego w porównaniu do Lupina, który był ewidentnie zirytowany. Stanął z boku, w cieniu wielkiej kolumny.
-James! -Fuknęła w jego stronę -Uczę się, oddaj mi podręcznik! -James z rozmachem rzucił książką w Remusa. O dziwo księga nawet nie zdążyła do niego dolecieć. Sprytny mężczyzna zatrzymał ją zaklęciem i wystrzelił (prawdopodobnie przypadkiem) w powietrze. Upadła z trzaskiem na chodnik. Twarz dziewczyny napięła się mocno.
-Powiedziałam wyraźnie, żebyś mi to oddał! -Podniosła podręcznik i łapiąc go za grzbiet, kilka razy nim strzepnęła. Luźne kartki sterczały niewinnie. Wycelowała różdżką w przedmiot, który natychmiast wrócił do stanu sprzed wizyty chłopców -Reparo.
-Flitwick byłby zachwycony, Evans. -Zachichotał, zdejmując okulary i przecierając go o materiał szaty. Lily z premedytacją zignorowała zaczepkę. Kolegowanie się z Jamesem było równoznaczne z droczeniem się. -Powiedz....widziałaś może gdzieś Śmiecierusa? Zapomniałem przyozdobić jego drugie oko...wiesz, że nie lubię asymetrii...Zanim zdążył dokończyć Lily celowała w niego różdżką. Jej mina była niepokrzepiająca. Remus stanął przy niej.
-Co Wy....-Zaczął niepewnie -To tylko żarty -Syriusz w ramach osobistej interwencji pociągnął za ramię przyjaciela, który mimo otwartych ust, wolał przemilczeć wszystko.
-Żarty się skończyły James. Dawno temu -Powiedziała i opuściła różdżkę. -Wybaczcie mi, ale nie zamierzam pójść spać o pustym żołądku. Żegnam. -warknęła i mocno ściskając podręcznik do transmutacji pod pachą opuściła dziedziniec. Remus wypuścił teatralnie powietrze.
-Wszystko gra, Lunatyku? -Zapytał Syriusz - Od rana masz muchy w nosie! -parsknął.
-Doskonale wiesz o co mi chodzi. Nie zgrywaj debila, dobra? -Rozdrażniony Lupin usiadł na ławce po między przyjaciółmi, tam gdzie jeszcze chwilę temu siedziała Lily. Przetarł twarz wierzchem dłoni, spoglądając ukradkiem przez palce na Syriusza, który zdawał się mieć lekceważący stosunek do wszystkiego, co się w okół niego działo.
-Dobrze, już dobrze...jakoś to odkręcimy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 18, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Victim of my spells -SnilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz