Tego dnia Hogwart pogrążył się w smutku, odkąd Dippet poinformował uczniów przy śniadaniu o nagłej śmierci jednego Krukonka i dziwnej śpiączce pewnej Ślizgonki. Tom słuchał tego z bijącym sercem, doskonale zatuszował swój pobyt w dormitorium Jacka Bensona, ale nie mógł mieć pewności, że kadra pedagogiczna niczego nie wykryła. Inna sprawa dotyczyła Violet, nadal czuł słodki smak jej ust na swoich wargach. To był moment. Odsunęła się od niego, uśmiechnęła smutno i osunęła na najbliższy fotel. Zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego, nic innego nie mógł zrobić, na dodatek nieświadomie zrobił z niej swojego horkruksa, powierzył jej część swojej duszy, to teraz trzymało ją przy życiu. Patrzył jak zrozpaczona Maya Richard, przyjaciółka Violet, płacze wtulając się w Malfoya, który coś do niej szepcze. Riddle zachowywał pozorny spokój, ale w środku coś go roznosiło, miał ochotę pozabijać wszystko co się rusza tylko dlatego, że Roberts leży teraz w Skrzydle Szpitalnym. Chciał odpuścić sobię lekcję, ale nie mógł aż tak się narażać, Dumbledore obserwował każde jego najdrobniejsze posunięcie.
Lekcja Transmutacji okazała się najtrudniejszą próbą dla jego psychiki. Mieli powtarzać zaklęcia z pierwszej klasy, temat był błahy i nie powinien mieć z nim trudności, ale po głowie ciągle tłukło mu się jedno zdanie Złamałeś mnie Tom. To były ostatnie słowa Violet. Ostatnie zanim osunęła się na fotel. Jej głos w jego głowie stawał się coraz bardziej nstarczywy i głośny, przepełniło go dziwne uczucie... coś odebrało mu oddech, ledwo doczekał dzwonka obwieszczajacego koniec lekcji, wystrzelił z klasy Transmutacji i popędził na siódme piętro. Biegł przepychając kogo się dało, poluzował krawat i przeszedł trzy razy pod ścianą, w której natychmiast ukazały się drzwi. Zagrcony pokój nie zmienił się wcale od jego ostatniej wizyty tutaj, ostatnio był tu z Violet. Znów stracił oddech. Opadł na podłogę i z frusracją pociągnął za końcówki swoich włosów, nawet nie zauważył kiedy targnął nim szloch. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, czyżby to Violet go złamała, to nie mogła być prawda, a jednak działo się coś co nie powinno się dziać, a on nie mógł tego powstrzymać.
▪▪▪▪▪▪
- Byłam u Violet, jej stan się poprawił, zacisnęła palce na mojej ręce.- powiedziała z przejęciem Maya opadają na kanapę obok Abraksasa, który czule objął ją ramieniem.- Minął już tydzień...- dodała smutno.- Tak mi jej brakuje.
Tom popatrzył na nią, było w niej coś niepokojącego. Cieszył się, że Roberts ma jakiekolwiek odruchy, bo znaczyło to, że wraca do zdrowia, ale w ostrym wzroku Mai było coś złego. Podniósł się z fotela bo nie mógł znieść rozmów o Violet i wyszedł na zimny korytarz. Obrazy pochrapywały cicho w swoich ramach, cały zamek był jakby uśpiony. Usłyszał czyjeś ciche chrząknięcie. Richard stała za nim z założonymi na piersi rękoma. Popatrzył w jej zimne, szare oczy i czekał aż się odezwie.
- Powinieneś do niej iść.- powiedziała w końcu zachrypniętym głosem.
- Dlaczego?- zapytał spokojnie.
- Ona często powtarza twoje imię, przez sen.- wyjaśniła cicho Maya opierając się o ścianę.- Wiem, że coś do siebie czujecie, ale oboje nie umiecie tego nazwać.- szepnęła jakby do siebie.
Chłopak obrócił się na pięcie, wpatrzył w ciemny korytarz i po chwili wahania ruszył po marmurowej posadzce. Skrzydło Szpitalne było ciche i puste, Tom upewnił się, że Pomfrey nie ma, ale na wszelki wypadek zachowywał się cicho. Podszedł do jedynego zajętego łóżka. Jej włosy rozsypały się po poduszce, była bledsza niż zwykle, a gdy tylko chwycił jej rękę wyczuł delikatnie pulsującą część swojej duszy. Powoli zacisnęła palce na jego dłoni. Chłopak uśmiechnął się do niej nie zważając na to, że dziewczyna go nie widzi. Schylił się i nie myśląc co robi musnął jej usta swoimi.
- Tom...-jej cichy szept poniósł się po pustym Skrzydle Szpitalnym, a jej usta wykrzywił uśmiech, ale nie otworzyła oczu, nadal była nieprzytomna.
- Brakuje nam ciebie. Mi brakuje.- szepnął i niechętnie puścił jej dłoń.
▪▪▪▪▪▪
Dni mijały powoli i żmudnie, aż gruhnęła nowina, że Violet Roberts wzbudziła się ze śpiączki i jest jak nowo nagrodzona. Wielu uważało to za świąteczny cud, wszak Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami. Violet zdawała sobie sprawę ze wszystkich nowin ostatnich tygodni i ze smutkiem przyjęła wiadomość o śmierci Jacka. Odwiedziło ją wielu Ślizgonów, ale wśród nich nie było tego jednego, nie było Toma. Myślała o nim ciągle, do czasu jak pewnego wieczoru gdy pani Pomfrey wyszła na zwyczajowy obchód korytarzy, do Skrzydła Szpitalnego wślizgnął się Riddle. Była zdziwiona jego obecnością tutaj, na dodatek o tej porze.
- Cześć, jak się czujesz?- zapytał siadając na brzegu jej łóżka. Chwycił jej bladą dłoń i splótł ich palce.
- Jest w porządku Tom.- odparła wzruszając ramionami, nie mogła uwierzyć, że Riddle bez oporu z nią rozmawia.
- Chciałem zajrzeć do ciebie wcześniej, ale jakoś... nie było okazji.- mruknął kiedy usiadła.
- Spokojnie, było tu tylu ludzi, że nie miałbyś czasu ze mną porozmawiać.- zaśmiała się spuszczając nogi z łóżka. Siedzieli teraz ramię w ramię, a Violet nieświadomie położyła głowę na ramieniu Toma.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, a zamiast tego po prostu ją pocałował, a ona oddała pocałunek. Usiadła mu na kolanach i wplątała palce w jego ciemne włosy. Jego ręce błądził po jej plecach i wreszcie mógł ją przytulić, był szczęśliwy jak nigdy. Nie mógł się od niej oderwać, chciał coraz więcej.
- Jak myślisz co by zrobiła Pomfrey gdybym cię z tąd wyniósł?-zapytał między pocałunkami.
- Nie byłaby zachwycona.- odparła uśmiechając się.
CZYTASZ
I can't Riddle
FanfictionWiesz czym jest miłość? Dla ciebie jej definicja jest prosta, wpajano ci ją od małego... Ta dwójka nigdy wcześniej się nie dowiedziała jak smakuje to uczucie, jak jest cudowne i to ich połączyło... To połączyło Roberts i Riddle'a