Był bardzo mglisty i chłodny poranek. Ze Świątyni Natury wyszedł kondukt żałobny z marami, na których spoczywało owinięte w białe płótno ciało starego przeora. Żałobnicy ruszyli wąską ścieżką wzdłuż ścian chramu i weszli na drewniane molo. Na platformie kończącej pomost kapłani z czcią ustawili mary. Młody arcykapłan podszedł w otoczeniu głównych kapłanek do ciała przeora. Ukłonili się i wypowiedzieli modlitwę pożegnalną zmarłych:
Przyjdźcie o Navianice, córki Matki Nocy,
Przybądź Welesie, Panie krainy dusz,
Twój sługa a nasz brat i najwyższy kapłan,
Naszej Matki Natury, boskiej córy, wzywa.
Oto ciało, które spocznie na dnie Prawody,
Tak jak zostało wyjęte z łona matki,
Tak teraz powraca do łona Matki Ziemi.
Jego duch czeka na spotkanie z bogami,
Więc oddajemy, co duchowe Navi,
A na drogę poimy go miodem i mlekiem.
Arcykapłan ujął róg z napojem a kapłanka srebrną łyżeczką rozchyliła usta i zawartość naczynia wypełniła jamę ustną umarłego. Następnie do skostniałych dłoni kapłanki włożyły podpłomyk i sztylet. Wierzono, że chleb to zapłata Navianicom a sztylet był do obrony przed demonami, które atakowały dusze w czasie podróży do Navi. Ciało zostało szczelnie zawinięte i obwiązane pasami z płótna. Do nóg został przymocowany worek wypełniony kamieniami.Siedmiu nowicjuszy podniosło zwłoki z mar i przeniesiono na skraj platformy.Pięciu odeszło na bok a pozostałych dwóch rozbujało ciało zmarłego i na „trzy”wrzucili je do trzęsawiska. Zwłoki powoli znikały w paszczy bagna. Żarłoczne topielisko wsysało z zachłannością powłokę cielesną starca, aż bulgotało.Bożydar skrzywił się na ten widok i wyobraził sobie ciemną gardziel trzęsawiska i wszystkie stwory, które zamieszkiwały takie miejsca. Z tej zadumy wyrwał go głos głównej kapłanki:
- Czcigodny, Głos Wyroczni pragnie się z tobą widzieć.
- Kim on jest? – zapytał ze zdziwieniem. – I czego chce?
- Głos to kobieta i nie wiem, czego chce. Jest bardzo wiekowa, nawet starsza od starego przeora,którego chowamy. – wyszeptała kąciszka.
- Prowadź, więc do niej –rzekł Bożydar i pociągną za sobą Piasta.
Wśród płaczów i lamentacji oraz modlitw żałobników przeszli przez świątynię, kłaniając się przed posągiem bogini i weszli do części mieszkalnej. Domy kapłanów i kapłanek wyglądały jakby wyrastały z drzewa a raczej drzew blisko siebie rosnących. Było to niezwykłe arcydzieło rąk, ale nieludzkich. Dopiero teraz Poszukujący i chłopiec widzieli ten cud natury.Największa budowla była zapewne domem arcykapłana. Tworzyło ją siedem wierzb rosnących blisko siebie. Konary wszystkich drzew były połączone ze sobą i powyginane by tworzyć podłogę, ściany i dach domu. W ścianach były umieszczone obręcze z brązu, które tworzył okna. Wejście było uformowane wprost z połączonych łukowato konar. Do domu prowadziła pochylnia. Wszystkie pozostałe mieszkania były wykonane w podobny sposób, choć miały mniejszą powierzchnię.Były podobne nieco do niekształtnych bulw cebuli. Kapłanka spostrzegła zadziwienie mężczyzn i rzekła:
- To wszystko jest dziełem Drzewoji. – powiedziała i wprowadziła przybyszy do obumierającego ogrodu. Musieli iść gęsiego, gdyż dróżki były wąskie i kręte. Minęli źródełko i weszli do brzozowego gaju gdzie stała kapliczka z wyrocznią bogów. Na drewnianej ławeczce siedziała siwowłosa kobieta. Najwidoczniej spodziewała się gości, gdyż, jako pierwsza przemówiła:
CZYTASZ
Alatyr - łza bogów
FantasíaHistoria opowiadająca młodość wielkiego Kniazia lechickiego - Piasta. Opowieść snuta na bazie legendy protoplasty Dynastii Piastów. Powieść łączy w sobie historie młodego lechickiego kniazia i sławnego wieszcza Wernyhory. P.S. Ilustracja nie stanow...