Rozdział 2

294 13 1
                                    

Łowcy wpadli na koniach do pałacu. Kopyta zastukały po posadzce. Księżniczka zeszła ze schodów. Była to córka królowej Em. Miała platynowe, jasne, grube włosy zawsze splecione w warkocz schodzący na lewy bok i zasłaniający lewą stronę klatki piersiowej. Miała delikatną, śniadą cenę i różowe, lekko sine usta. Miała głęboko granatowe oczy, które wydawały się zawierać całą mądrość świata. Ubrana była w chłopską narzutkę – na bladoróżową sukienkę służba narzuciła jej biały, bawełniany sweterek, który był zawiązany z przodu sznureczkami. Na głowie spoczywała jej delikatna tiara. Łowcy ukłonili się przed nią.
- Witajcie, panowie. – powiedziała jedenastoletnia następczyni tronu. Jej słodki, a za razem władczy głos był przyjemny dla ucha.
- Witaj, Leno. Czy można mówić z Pani Matką? – zapytał piąty, Green. Ukłonił się nisko. Księżniczka ukłoniła się równie nisko, co on i skocznie odbiegła. Za chwilkę na schodach pojawiła się Królowa Em.
Królowa była całkiem inna niż jej córka. Miała grube, ciemnobrązowe włosy opadające jej swobodnie na plecy. Miała zielone oczy, które patrzyły na świat z władczością. Jej czerwone od szminki usta zawsze były lekko uśmiechnęte. Ale władczni rzadko się śmiała.
- Tak? – spytała podnosząc na schodach ogromną, bogato zdobioną suknię koloru niebieskiego.
- Pani, w okolicach Wilczej Skały znaleźliśmy ciekawy trop. – rzekł trzeci, a królowa skinęła na niego głową.
- Wald, mów.
- Był to ślad dziecięcej skópki. Wiek dziecka jest w granicach ośmiu do dwunastu lat. Nie więcej. – rzekł, a królowa zeszła już ze schodów i stanęła przed nimi. Zamyśliła się.
- Nie wiecie nic więcej? – zapytała, a czwarty pokiwał głową. – No dobrze. Martinez?
- Tak, pani? – zapytał czwarty wstając.
- Dziś ty zostaniesz na zamku, reszta ma odkryć, czyja to stopa. – powiedziała królowa. Martinez podniósł się z pokłonu i poszedł w ślad za królową Em. Green i reszta Łowców wyszła z sali pokazowej i wsiadłszy na konie wyjechali.
Z sali dziecięcej było słychać piski i krzyki. Jeśli przekroczyło się próg danego pokoju, od razu można było się znaleźć w sali pełnej drewnianych ław zwieszonych z sufitu, koni na biegunach oraz innych, często wypychanych sianem zabawek. Sala była ogrzewana przez koksownik ustawiony w rogu sali, który był zagrodzony metalowymi prętami. Lena i jej starszy brat Kaeto ganiali się po sali, kiedy piastunka opiekowała się najmłodszym z królewskich dzieci – trzyletnią Hallą. Dziewczynka z włosami delikatnymi jak len siedziała na kolanach opiekunki i pokazywała palcem na swoje rodzeństwo. Lenie z głowy spadła tiara, Halla natychmiast biegła założyć ją siostrze na głowę. Chłopiec nie miał tego problemu. Nie musiał nosić tiar, diademów ani koron. W końcu Kaeto machnął ręką, a mała, drewniana piłeczka poleciała i uderzywszy w głowę Leny, zbiła drogocenny kamień w tiarze i wygięła jej złote obręcze. Księżniczka zdjęła ją z głowy.
- Ej, Kaeto! – krzyknęła, a w tym momencie Królowa Em weszła do sali dziecięcej. – Mamo, Kaeto zbił mi tiarę!
- Synku, uważaj. –powiedziała przystawiając Hallę do piersi, a następnie zwróciła się do Leny. – Elleno, powinnaś uważać. Jesteś następczynią tronu, nie możesz tak szaleć. – dziewczyna westchnęła ciężko i zmęczoa padła na ławę koło swojej matki. Jej suknia ułożyła się ślicznie dookoła jej drobnych nóg.
- Ale, mamo. Ja nie chcę zostawać królową. Dlaczego Kaeto nie może zostać królem? – zapytała i oparła głowę o ramię Królowej.
- Już ci mówiłam. Od ponad stu pokoleń tron królestwa Amarogrodu obejmuje nastarsza córka władcy. A teraz najstarszą córką jesteś ty. Prawda, Hallo? – zapytała pobłażliwie trzylatkę, która przestała ssać mleko, a teraz zawzięcie bawiła się kosmykiem włosów swojej matki. Westchnęła i wstała. Halla biegała teraz z drewnianą piłeczką w dłoni, kiedy matka Leny wzięła do rąk tiarę. Popatrzyła zawiedziona na córkę i wyszła.
Rzuciłam śnieżką w Heliosa, a on złapał ją w pysk. Była to jego ulubiona zabawa, mógł się w nią bawić, póki leżał śnieg. A za parę tygodni powinien stopnieć. Lykos zawarczał na drzewo i rzucił się na nie podgryzając korę. Ja zaśmiałam się i powtórzyłam po nim. Zaczęłam drapać korę, a wiórki leciały na wszystkie strony. Moje paznokcie i zęby były bardzo mocne, nie to, co ludzkie zęby. W końcu umiałam rozszarpać mięso konia bez niczyjej pomocy.
Matka podeszła do nas śmiejąc się głębokim głosem. W pysku miała dla nas pożywienie – upolowanego jelenia. Podbiegłam i zaczęłam jeść. W tym czasie Matka głaskała mnie po moich platynowych, jasnych i grubych włosach. Zawsze powtarzała, że do takich włosów idealnie pasują moje różowe, lekko sine usta. Ja jadłam, a ona mnie głaskała. Jak zawsze.
Po pożywieniu mieliśmy wracać do Wilczej Skały, do naszej groty. Jako, że zapadał zmrok, trzeba było uważać. Dosiadłam Matki, a po bokach szli Helios z Lykosem. Delikatny powiew lodowatego wiatru lizał moje łydki, moje włosy falowały na wietrze. Jednak takie przyjemne chwile zawsze się szybko kończą.

Luna, córka wilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz