Poprawiam swoją długą granatową suknię, którą specjalnie założyłam na ten dzisiejszy wieczór. Przyznam szczerze, nie mogłam się doczekać. Coroczna gala charytatywna zapowiada się wspaniale. Mnóstwo gości, sław, osobistości... Krótko mówiąc to, co uwielbiam.
- Na prawdę, nieźle się odstawiłaś dzisiaj. - Słyszę głos mojej najlepszej przyjaciółki - Ámbar.
Uśmiecham się do niej i spoglądam na jej fantastyczną bordową suknię. Muszę przyznać, wygląda w niej nieziemsko.
- Ty też, Ám. - Odpowiadam z uśmiechem.
Kiedy wchodzimy do środka, rozglądamy się uważnie po ogromnej sali balowej, w której ma się odbyć dzisiejsza gala charytatywna. Jak zwykle ten sam wspaniały wystrój wnętrz zabiera mi dech w piersiach.
- Dobry wieczór. - Słyszymy nagle głos kelnera, który do nas podchodzi. W prawej ręce trzyma srebrną tacę, na której stoją kieliszki wypełnione szampanem.
- Luna, pijesz? - Zadaje mi pytanie blondynka. Od razu bez chwili zastanowienia przytakuję, na co blondynka uśmiecha się i bierze dwa kieliszki z tacy.
- Na pierwszym piętrze znajduje się ciekawa wystawa obrazów. Zachęcam do obejrzenia. - Dodaje mężczyzna, po czym z lekkim uśmiechem odchodzi od nas.
Blondynka podaje mi jeden z kieliszków napełnionych szampanem, a następnie spogląda na mnie z uwagą.
- W takim razie za co pijemy? - Zadaję pytanie ciekawa.
- Za nas?
- No dobrze, za nas i za naszą przyjaźń. - Odpowiadam. Obie unosimy kieliszki, którymi się stukamy, a następnie kosztujemy szampana.
- Ten sam, co rok temu. - Komentuje blondynka. - A tak w ogóle to co u twoich rodziców? Wszystko okej? Wiesz... Moi chcieliby zjeść wspólnie kolacje.
- U moich rodziców? Wszystko dobrze. Mama w Paryżu, a tata jak zwykle zajęty pracą. Ostatnio całe dni przesiaduje w biurze i robi interesy.
- Takie to już jest życie biznesmena. - Komentuje blondynka, po czym upijamy kolejny łyk szampana.Kiedy zajmujemy miejsce za stołem, ponownie zaczynam rozglądać się po sali. Moją uwagę, jak zawsze, przyciąga duży, kryształowy żyrandol. Egh, jest tak piękny, że gdybym mogła, to bym go ukradła.
Nerwowo poprawiam swoje loki, które ułożyłam specjalnie na dzisiejszą galę. Bardzo bym chciała, aby rozpoczęła się licytacja. Chcę w końcu kupić jakiś obraz. Jestem w stanie dać dużą kwotę pieniędzy. I tak cała pula zostanie przekazana na cele charytatywne. Uwielbiam pomagać innym.
Moje rozmyślania przerywa nagle blondynka, która zachwyca się menu.
- Jak zwykle wspaniałe jedzenie. - Mówi podekscytowana.
- Najlepsi kucharze, nie dziw się. - Odpowiadam krótko i kończę swojego steka.
- Panie i panowie, nadszedł teraz czas na licytacje. - Słyszymy nagle.
Spoglądam na blondynkę, która uśmiecha się delikatnie. Odpowiadam jej tym samym. Wstaję z krzesła i kieruję się w stronę sceny, gdzie zebrało się dość sporo ludzi.
Jako pierwsza pod licytację idzie przepiękna błękitna sukienka od Chanel. Z chęcią bym włączyła się, jednak obiecałam sobie obraz i tak pozostanie.
Kiedy rozlegają się na sali oklaski, spoglądam na młodą kobietę, która cieszy się, jak szalona. Zapewne ona wygrała sukienkę.
- Czas teraz na obraz Gustava Klimta ,,Portret Adele Bloch - Bauer". - Słyszę nagle. Uśmiecham się delikatnie. To musi być moje.
Na scenie pojawia się wcześniej wymieniony obraz. Przyglądam mu się uważnie. Jest przepiękny. W moim apartamencie znajdzie się idealne miejsce, w którym powieszę ten obraz.
- Sto milionów dolarów. - Krzyczę nagle.
- Sto dziesięć milionów dolarów. - Słyszę głos jakiegoś młodego mężczyzny.
- Sto dwadzieścia milionów dolarów. - Podwyższam cenę.
- Sto trzydzieści milionów dolarów. - Młody mężczyzna nie ustępuje.
Staje tuż obok mnie, więc spoglądam na niego kątem oka. O cholera, ale przystojniak.
Ubrany w czarny garnitur wygląda niesamowicie. Włosy ułożone do góry na żelu, przepiękne czekoladowe oczy... Staję jak wryta. Nigdy nie widziałam tak cholernie przystojnego i seksownego faceta. Czuję po chwili woń tych wspaniałych męskich perfum od Chanel. Rozpoznaję doskonale ten zapach.Mój oddech staje się tak samo równy, jak uderzenia serca. Gorąco mi. Moje nogi są miękkie, jak z waty. Dodatkowo jeszcze te motyle trzepoczące w moim brzuchu...
Spoglądam jeszcze raz na tę piękną twarz i zdaję sobie sprawę, że jeżeli zaraz nie przestanę, to rzucę się na niego i zacznę całować każdy milimetr tego cuda.
Postanawiam przestać, więc odwracam wzrok w drugą stronę i przypominam sobie, że jestem na licytacji i jeżeli marzy mi się ten obraz, to muszę podać wyższą cenę.
- Sto czterdzieści milionów dolarów. - Krzyczę po chwili.
Spoglądam na przystojniaka, który zastanawia się.
- Po raz pierwszy... Po raz drugi... - Zaraz będzie mój!
- Sto pięćdziesiąt pięć milionów! - Krzyczy, a ja ponownie zaczynam wpatrywać się w niego. To coś, ten cud stoi tuż obok mnie. Zapominam o wszystkich. Tylko on i ja.
- Po raz pierwszy... Po raz drugi... Po raz trzeci.. Sprzedane! - O cholera, nie!
Odwracam wzrok, po chwili jednak ponownie kieruję go na przystojnego nieznajomego. Kiedy obdarza mnie swoim uwodzicielskim uśmiechem, czuję, jak kolana mi miękną, a serce zaczyna bić jeszcze szybciej.
Postanawiam zachować się poważnie. Krzyżuje ręce na piersiach. Spoglądam na niego poważnym wzrokiem.
- Ukradł mi pan obraz. - Burczę niezadowolona.
- Nie, ja go nie ukradłem. - Odpowiada z uśmiechem. Lewą ręką przeczesuje swoje włosy, co sprawia, że moje serce jeszcze szybciej bije. - Ja go wylicytowałem.
- W takim razie gratuluję. - Odpowiadam i odwracam się, a następnie znikam w tłumie.- Ám, idę na górę. Chce obejrzeć tą wystawę. - Mówię do swojej przyjaciółki, jednak ona chyba mnie nie słucha.
Odkąd poznała na gali przystojnego bruneta, nie zwraca na mnie uwagi. A ja nie mam zamiaru siedzieć w miejscu, kiedy mogę podziwiać dzieła malarskie.
Wstaję z krzesła i kieruję się w stronę marmurowych schodów. Po drodze mijam kelnera, od którego biorę kieliszek z szampanem.
Kiedy znajduję się na pierwszym piętrze, wchodzę do dużej sali, w której znajduje się wystawa. Podchodzę do obrazu i przyglądam mu się uważnie. Pablo Picasso ,,Le Reve" odczytuję.
Po dłuższej chwili przyglądania się, upijam łyk szampana, a następnie podchodzę do następnego dzieła sztuki. Przyglądam mu się uważnie.
- Piękny, prawda? - Słyszę znajomy męski głos. Odwracam głowę w prawą stronę i dostrzegam obok pana przystojniaka. Czuję, jak moje serce zaczyna szybciej bić.
Nie jestem w stanie wydusić cokolwiek z siebie, czuję, jak w moim gardle pojawiła się ogromna gula. Delikatnie przytakuję i zaczynam pić szampana, aby nie powiedzieć czegoś głupiego przed nim.
- Strasznie jest pani małomówna. - Oznajmia i cicho się śmieje.
Spoglądam na obraz. W dość szybkim tempie w moim kieliszku nie zostaje nic. Nic! I co ja mam teraz zrobić? Rozmawiać z nim? O czym?
Dobra, dam radę. W końcu liczy się dobre pierwsze wrażenie, prawda?
- Tak już mam. - Odpowiadam po chwili.
Spoglądam na niego i widzę, że przygląda mi się uważnie. Nie mogę tego powstrzymać i delikatnie się rumienię.
- Widzę, że jest pan fanem mojej sukni. - Mówię po chwili. Szatyn od razu spogląda na mnie. Upija łyk szampana.
- Jestem. Bardzo ładna kreacja. - Komentuje.
- Dziękuję. - Mówię z uśmiechem i podchodzę do następnego obrazu. Przyglądam mu się z uwagą.
- A może właścicielka przepięknej granatowej sukni zdradzi mi chociaż swoje imię? - Słyszę po chwili.
Spoglądam na niego z delikatnym uśmiechem.
- Sol Benson, ale wszyscy mówią mi Luna. - Mówię.
- O, a więc to ty przejmiesz po swojej mamie światową markę odzieżową Benson Design? - Przytakuję. - Twój tata jest biznesmenem, czasami robimy interesy. - Oznajmia i upija kolejny łyk szampana.
- A ty? - Zadaję pytanie zaciekawiona. - Jak się nazywasz? - Szatyn uśmiecha się uwodzicielsko.
- Matteo Balsano. - Przedstawia się wreszcie.O cholera, wiem kim on jest. Biznesmen, właściciel kilkudziesięciu luksusowych hoteli oraz restauracji na Manhattanie. ,,Niezła partia, Benson." - Mówi mi moja podświadomość. Muszę się z nią zgodzić.
*
Ktoś tu jest? Jak tak to witam w nowej książce o Lutteo.