1.

345 12 2
                                    

-Jeśli myślisz że jadłaś kiedyś pyszną pizze to się zdziwisz- powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
-Amy uważam, iż pizza w San Diego nie różni sie od tej z całego świata, a tym bardziej z Los Angeles przecież to tylko parę godzin drogi.
-Dobra chodź- złapała za rękę przyjaciółkę i pobiegła wzdłuż alejki. Mijały ulice znaną z wytwornych restauracji, gdzie zawsze trzeba rezerwować stolik trzy miesiące z wyprzedzeniem. W oknach widać było pełno ludzi, czekających na swoje dania, rozmawiających lub popijających włoskie  wytrawne wino. Dobiegły do rogu ulicy, gdzie stał foodtrack z jedzeniem. Wyglądał jak wózek z hot dogami w Nowym Yorku, stał przy nim masywny mężczyzna z kilku dniowym zarostem. Zauważając dwie dziewczyny uśmiechnął się w ich stronę machając.
-Witaj Amy, dawno Cię nie widziałem- przywitał ich miły głos.
-Część Johnny,uczyłam się do egzaminów, ale teraz  przyszłam z ważną misją- znizyła głos i przybliżyła się do mężczyzny- ta dziewczyna tutaj jest przekonana, że jadła już najlepszą pizzę, a tym bardziej myśli że nie różni się od tej z Los Angeles
-Miasto Aniołów ma tylko dobrą reklamę- odparł, po czym sięgną po kartonowe talerzyki i wyjął pizzę z podgrzewacza- Dla kogoś kto nigdy nie zaznał tego smaku, proszę za darmo.
Amy spojrzała na przyjaciółkę odgryzającął
kawałek trojkąta z serem i porcją pieczarek
-Okej, trudno to przyznać, ale miała rację.- odpowiedziała blondynka- a panu zapłacę podwójnie, tylko żeby robił to pan dalej.
-Zawsze mam rację- odparła dumnie.
-Zawsze ma- wtrącił się sprzedawca, pakujący kolejny kawałek pizzy do papierowego opakowania.
-Dobra rozumiem, bardzo dziękuję za to cudo, a teraz musimy iść, bo nie zdążę na Busa jadącego do miasta w którym nigdy nie znajdę tak pysznej pizzy.- wzięła jedzenie, spakowała je do plecaka i zapłaciła.- Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Dowidzenia
-Dowidzenia- krzyknął za znikającymi wśród tłumu dziewczynami.
Szły powolnym tempem, mimo iż miały do dworca 10 minut starały się wydłużyć chwilę przed rozstaniem.
-Louis kiedyś pracował u mojego ojca, chciał uzbierać na wózek. Jego marzeniem było robić pizzę, ale rozumiesz nie w jakiejś drogiej włoskiej restauracji, on chciał, aby ludzie pędzący w nie wiadome, zatrzymywali się na chwilę, poczuli zapach. Poprostu chciał uszczęśliwić komuś dzień. Takie marzenia są najlepsze...
-Oh Amy.
-Wiem, że się już częściej widujemy, ale może chcesz zostać jeszcze na parę dni?- uśmiechnęła się nie winnie.
-Amy muszę wracać, przyjechałam tu tylko na event- po wypowiedzeniu tych słów zauważyła szybko zmienajacę sie zadowolenie w poirytowany wzrok- no i dla Ciebie, ale to przecież oczywiste.
-Oh, chodź tu- przyciągnęła do siebie koleżankę i ją przytuliła- A może ja wejdę z Tobą do autokaru i nie wyjdę?
-Amy, bo zamówię ci taksówkę pod sam hotel. Wejdziesz do niej i zadzwonisz jak będziesz w łóżku.
-Niech Ci będzie- powidziala, po czym odprowadziła wzrokiem koleżankę idącął do drzwi autokaru.

Poczekała chwilę na parkingu patrząc raz na koleżankę, która pomachała jej na dowidzenia, raz na odjeżdzające obok z dworca busy. Chwilę po tym jak pomachały do siebie pojazd z przyjaciółką odjechał.
Zaczęła zastanawiać się jak dawno temu poznała się z Kate i jak na początku się nie lubiły. Miały zupełnie inne charaktery, cały czas myślały o czymś innym, mówiły o różnych rzeczach, a i tak z czasem zaczęły rozumieć się jak siostry.Mimo, iż od dworca autobusowego nie miała daleko do domu postanowiła przejść się po mieście. Włożyła słuchawki do uszu po czym wznowiła jeden z jej ulubionych utworów zatrzymany przed trzema dniami. Lubiła słuchać muzyki, gdy było jej smutno, dzięki temu zaczynał przechodzić "Depresyjny stan". Jej ojciec często powtarzał, że "Depresyjny Stan" można pokonać dobrą muzyką albo wielką ilością lodów. Ponieważ nie lubiła kupować lodów na mieście, zadowoliła się piosenkami. Na szczęście wszystkie płyty ulubionego zespołu znajdowały się w telefonie.
"Ile ja ci zawdzięczam małe urządzonko"- pomyśła po czym schowała rękę, w której miała telefon do kieszeni czarnych spodni.
Postanowiła powoli kierować się w stronę centrum San Diego, gdzie znajdował się jej dom, wielki I popularny hotel.
Nigdy nie lubiła tam mieszkać, zawsze były tam tłumy ludzi, a ojciec był zajęty papierowką robotą, co prawda spędzał z nią czas, gdy nie było tak "ważnych gości".
Niestety ważni goście od paru lat byli bardzo często, tata starał się, aby wszyscy wychodzili zachwyceni.
Kiedyś był tam nawet zespół muzyczny, który pokonuje Depresyjny Stan, ale Amy nie wiedziała wtedy kim oni są, Co prawda powiedzieli że jeśli będą mieli planować koncert w San Diego to na pewno wrócą, bo nigdy nie byli w tak zadbanym I pięknym hotelu.
Firma się rozrosła, dzięki czemu więcej osób się o niej dowiedziało, teraz codziennie mają pełno gości, często nawet brakuje pokoi.
Gdy była bliżej masywnego budynku, przestała o nim myśleć i zaczęła zastanawiać się nad tym jak szybko minął jej ten weekand. Przypomniała sobie o spaghetti które jadła w sobotę wieczorem I zdecydowała, że to dzisiaj będzie jej kolacja. Miała małą nadzieję, że w hotelu będzie akurat to danie I nie będzie musiała nigdzie wychodzić.
Wchodząc na parking zauważyła przed wejściem grupkę dziewczyn co mocno ją zdziwiło, zwykle nikt nie podchodził, aż pod same drzwi, nawet jeśli w hotelu było dużo sławnych ludzi. Podchodząc bliżej dostrzegła ochroniarza, który był już z lekka poirytowany. Uśmiechnęła się i powiedziała:
-Dziewczyny jeśli chcecie spotkać kogoś sławnego...
-Oczywiście że chcemy- przerwała jej dziewczyną trzymająca karetkę z napisem "kochamy Cię".
-Okej to musicie przejść na tyły budynku, tam zwykle wyprowadza się tych znanych ludzi. Tylko macie jeszcze max pół godziny- spojrzała na zegarek, po czym pokazała w lewo- może jeszcze ktoś wyjdzie, ale nie jestem pewna wszyscy mieli wyjechać do siedemnastej.
-O mój Boże dzięki- krzyknęła niska brunetka I pobiegla za resztą dziewczyn.

Amy w spokoju weszła przez masywne hotelowe wejście, zauważyła ochroniarza, który najwyraźniej poszedł za nią. George (ochroniarz) miał ciężką pracę,  jeśli chodziło o bezpieczeństwo tylko on potrafił ogarnąć cały hotel, był tutaj jednym z najdłużej pracujących, Amy pamięta jak był chudszy, teraz wygląda jak typowy amerykański policjant, grubszy pan w mundurze, zrobiły mu się zakola i często można zobaczyć go z donutem, mimo tego spełniał swój zawód bardzo dobrze.
-Czy tam przypadkiem kuchnia nie wychodzi wyrzucać zbędne, zepsutę produkty, bądź zapalić papierosa?
-Tak, ale umówiłam się z Charlsem, że będzie mówił "nie zdążyłaśyście, wszyscy już pojechali". Jak zauważy takie dziewczyną. W  końcu Ci celebryci też muszą mieć trochę spokoju.
-Racja- odparł ochroniarz.
-Charles jest nałogowym palaczem, więc za chwilę je wyprosi. Po za tym, skąd te dziewczyny się tu wzięły? Ludzie rzadko przychodzą, aż pod wejście.
-Ale był ten event z sławami hollywoodu, gdybym tu nie pracował, też bym przyszedł, żeby chociaż jednego zobaczyć.
-Okej to zaczyna być dziwne, idę do pokoju być jedyną normalną osobą w tym budynku.
-A właśnie, na recepcji jest stażystka, proszę nie zrób jej nic złego, bądź miła- z krótkofalówki zabrzmiał głos "potrzebujemy cie na piątce"-teraz muszę lecieć- powiedział,
następnie ruszył w klatki schodowej.
-Dobrze wiesz, że nie będę miła- krzyknęła za nim dziewczyna.
-Zawsze warto próbować Cię namówić- odkrzyknął ochroniarz, znikający za masywnyni drzwiami. Amy ruszyła w stronę recepcji,

"Faktycznie jest nowa"- Przyspieszyła tępa, gdy była bliżej podskoczyła i usiadła na blacie recepcji.
-Hej- powidziała podając rękę- Jestem...
-Przecież tu nie wolno siadać- odparła oburzona recepcjonistka.
-...Amy, wiesz moja karta pokojowa jest gdzieś w twoim schowku, mogłabyś mi go przynieść- wskazała na drzwi.
-Słuchaj zejdź stąd, albo...
-Albo wezwiesz ochronę, a pan George który dopiero sobie poszedł z tego piętra  będzie znów musiał tu przyjść, więc przez słuchawkę powie "to jest córka Dyrektora, jest taka dla każdej recepcjonistki, bo uważa że najlepszą była jej mama, która już nie żyje". Przykrę, ale prawdziwe.- wtrąciła sarkastyczny uśmiech- Więc rusz sie łaskawie  na zaplecze jest tam półka z napisem "Amy" tam powinienna być moja karta, a jeśli jej nie będzie to się módl, żeby nie stracić tej pracy- powiedziała.
-Jezu no dobra- Stażystka odeszła niechętnie w stronę drzwiczek na których wisiała tabliczka  "nieupoważnionym wstęp wzbroniony". Dziewczyna zeszła z blatu i sięgnęła po cukierki znajdujące się w małej miseczce, oparła sie o kolumne i zaczęła rozpakowywać pierwszego, nagle usłyszała ciche "pssst".
Obróciła się i przybrała wyraz twarzy jakby miała wybuchnąć śmiechem.
-Wyglądasz jakbyś miał mi sprzedać narkotyki, albo nie, chwila, jakbyś nie siedział w San Diego tylko na przykład w Europie, załóżmy w Polsce bo tam potrafi się rozpadać tak nagle, A zwłaszcza że mamy kwiecień.
-Mogłabyś ciszej- powiedział zdenerwowany nieznajomy.
-Przepraszam, jesteś ubrany jakby na zewnątrz było 7, a nie 22 stopnie, a na dodatek wyglądasz jakbyś miał mi sprzedać jakieś narkotyki. Dobra słuchaj znam paru takich co by wzięli, ale ja wolę siedzieć w fotelu z herbatą i dobrą książką niż wstrzykując sobie jakieś gówno.
-Wow, to w sumie fajne, czyli nie lubisz imprez?
-Okej nie znam Cię, więc...
-Nigdzie nie ma karty- przerwał jej przerażony głos
-Słuchaj, pamiętaj, że ty odpowiadasz za rzeczy zostawione w recepcji. Poszukaj jeszcze tutaj, karta do pokoju numer 316- pomachała rękami w stronę szafki, gdzie znajdowały się karty do pokoi hotelowych - więc nie powiem Ci czy lubię imprezować, chyba że próbujesz mnie gdzieś zaprosić, ale z drugiej strony wolę się przejść po mieście niż do jakiegoś klubu tańczyć.
-Okej, to fajnie- uśmiechnął się- byłaś dla niej trochę nie miła.
-Ale tylko dla niej, nie lubimy się. W każdym razie tak się zgrzejesz I będziesz musiał nosić nie potrzebnie tonę rzeczy, jeśli je zdejmiesz. Lepiej wyjść poprostu wieczorem, wiesz gdy jest ciemno.
-Chciałem pójść kupić ciasteczka "Chocho".
-W Hotelu ich nie ma- powiedzieli równocześnie.
-Też je lubisz?- zapytała Amy śmiejąc się.
-Tak są tylko w Ameryce- odparł uśmiechając się.
-Czekaj czyli nie jesteś z Ameryki? Twoj Angielski jest bardzo dobry, jak na standardy tutejszych gości. Sądząc po akcencie to Wielka Brytania.
-Anglia. Kingston upon Thames, miasteczko pod Londynem.
-Zapamiętam- uśmiechnęła się- jak chcesz mogę dać ci parę paczek tych ciasteczek, ale mam je w pokoju. Idź w stronę windy A ja już dołączam.- odprowadziła go wzrokiem po czym obróciła się i zrobiła mine - I jak?
- Nie ma, ja przepraszam- zaszklily jej sie oczy- proszę nikomu nie mówić, na pewno są jakieś kopie tych kart.
-Tak są w tamtym pokoiku, masz tam wielką szafe. nie masz się co martwić- wyjęła z kieszeni spodni telefon potem kartę-już  znalazłam, miłego dnia skarbie.
Odwróciła się I odgarneła włosy ruchem jednostajnym prostoliniowym I odeszła w stronę windy.

One more time| Tom HollandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz