Dziewczna, która przeżyła

196 4 6
                                    

Państwo Siadam spod numeru czwartego przy Vet Drug cieszyli się normalnym życiem, jakie prowadzi mnóstwo rodzin w Anglii. Nikt by się po nich nie spodziewał niczego niesamowitego, niczego nadzwyczajnego... ale gdyby tylko wiedzieli. Państwo Siadam byli bowiem sadystami i mieli słabość do BDSM. Problem ich polegał na tym, że kochali się tak mocno, że sami sobie bólu zadawać nie chcieli – co skutkowało ich normalnością, bo poza tymi fetyszami było z nimi wszystko w porządku.

Pan Siadam był dyrektorem firmy Grunnings produkującej dilda. Był ogromny i nie posiadał szyi – można wręcz powiedzieć, że z wyglądu przypominał wieloryba. Gdy był na Bahamach podczas swojej podróży poślubnej został raz wrzucony do wody, kiedy grupa znajdujących się w tej chwili na plaży obrońców zwierząt go zauważyła. Oczywiście, państwo Siadam szybko zapomnieli o tym wydarzeniu – gdyż uznali je za wystarczająco nienormalne, by wziąć to za sen. Pani Siadam natomiast miała sylwetkę modelki, a większość swojego życia spędzała na podglądaniu życia seksualnego sąsiadów. Córka Siadamów miała na imię Karyna i była przez Siadamów uważana za bóstwo i najwspanialsze dziecko na świecie.

Stać ich było na wszystko, jednak ukrywali mroczną tajemnicę rodziny – pani Siadam pochodziła z rodziny, do której opisania wystarczy jedno słowo: dziwactwo. Jej siostra, pani Masti, zerwała kontakt z rodziną lata temu z powodu jej zapędów do toksyczności. Udawały więc obie, że się nie znają i żyły w spokoju, każda z własnym mężem i córką.

Byli więc w szoku, gdy pewnego słonecznego dnia – co się rzadko zdarza, trzeba przyznać – wracając z pracy pan Siadam zauważył na ulicach tłumy ludzi ubranych w lateks. Za niektórymi podążały koty, inni w rękach trzymali żaby. Złudzenie, pomyślał, bo co innego mógł zrobić? Chwilę później zatrzymał się przed niewielką cukiernią, którą odwiedzał każdego dnia (od poniedziałku do piątku) równo o godzinie szesnastej trzydzieści. Kupował w niej trzy rogale. Nie zwracał uwagi na to, że większość rogala Karyny zazwyczaj ląduje na podłodze – to było jego rutyną i musiało nią pozostać.

Wychodząc z cukierni wpadł na człowieka – jednego z tych, którzy chodzili w lateksie – i wzdrygnął się na samą myśl o dotknięciu takiego dziwnego człowieka. Pan Siadam jednakże zawsze był uprzejmy dla nieznajomych, więc grzecznie przeprosił i pomógł wstać temu człowiekowi (zaraz po tym wytarł swoją rękę, oczywiście, upewniając się najpierw, że tajemniczy jegomość nie widzi tego czynu) i już zamierzał odejść, gdy został złapany za rękę.

- Proszę nie przepraszać, mugolu! Dzisiaj jest wspaniały dzień! – wykrzyknął nieznajomy. – Otóż młoda Yung Masti pokonała Sam-Wiesz-Kogo! Co za wspaniały dzień...! – jeszcze raz nim potrząsnął, uścisnął i odszedł.

Pan Siadam zamarł w szoku i niedowierzaniu – nie wiedział do końca, co znaczy słowo „mugol", ale na pewno nie brzmiało na normalne. I czy ten człowiek nie powiedział Masti? Czy tak nie nazywał się ten dziwak, którego poślubiła ona? Musiał natychmiast wrócić do domu i porozmawiać ze swoją żoną.

Wchodząc do salonu i siadając na kanapie, pan Siadam stukał nerwowo nogą o panele. Pani Siadam dopiero przed chwilą położyła Karynę do łóżeczka, a teraz wnosiła do salonu tacę z herbatą na uspokojenie. Wiedziała bowiem, że jej mąż często robi się nerwowy po pracy i nie marzy o niczym więcej, niż o kubku gorącej zielonej herbaty (chociaż z pewnością nie pogardziłby swoją, równie gorącą, żoną).

Pan Siadam od razu złapał kubek i szybko tego pożałował. Nie dał po sobie tego poznać, odstawił naczynie na stół i zaczął rozmowę na frywolne tematy. Wiedział jednak, że pani Siadam obserwuje go z lekkim zdziwieniem w oczach. W tle leciała telewizja, lecz nie zwracali na nią szczególnej uwagi. Przynajmniej aż do momentu, w którym spiker zaczął komentować dziwne wydarzenia w kraju.

- Seksowefo? – zapytał nieśmiało pan Siadam. W ich domu istniała bowiem niepisana zasada, że o rodzinie pani Siadam się nie wspomina. Oboje z radością udawali, że nie istnieje. Martwiąc się jednak, pan Siadam postanowił poruszyć ten temat. – Miałaś może ostatnio jakieś wiadomości od swojej siostry? Coś o ich... świecie?

Pani Siadam drgnęła gwałtownie i spojrzała na męża z niedowierzaniem.

- Nie – odpowiedziała ostro. – Czy jest jakiś powód, z którego pytasz, Adamie?

- Widziałem dziwne rzeczy na drodze z pracy, kochanie – wymamrotał. – Sama słyszałaś... ci wszyscy ludzie w lateksie, wzmożona aktywność sów. Przypomnieli mi się oni.

- I co? – warknęła pani Siadam biorąc kilka łyków herbaty na raz.

- Mieli córkę, prawda? Jak ona miała na imię? Young?

- Yung, tak myślę. Co za nienormalne imię... pasuje do osób takich jak oni – stwierdziła z pogardą w głosie, a pan Siadam pomyślał, że z pewnością nie zamierza wspominać swojej żonie, że słyszał dokładnie to imię wypowiadane przez tak wielu dziwaków. – Czy to ma jakiś cel, kochany?

Pan Siadam natychmiast zaprzeczył i rozpoczął nowy temat. Może nie było się czym przejmować, a on tylko dramatyzował? Ale ten lateks... pewnie nowa moda, pomyślał. Niech życie toczy się dalej.

Tymczasem na dworze, gdy nikt nie patrzył, jakby znikąd pojawił się człowiek. Nie był to byle jaki człowiek – była to kobieta o jędrnych piersiach, dużym tyłku i w bardzo obcisłym lateksowym różowym stroju w fioletowe kropki. Na nogach miała przynajmniej dwuciestocentymetrowe szpilki, na których wielu by się przewróciło. Na głowie natomiast nosiła wielokolorową perukę a na twarzy taki makijaż, że rzucał się w oczy mimo ciemności nocy. Nazywała się ona Aniela Dumbdoor. Wyciągnęła z kieszeni mały wibrator, otworzyła go i pstryknęła, a za każdym razem, gdy to robiła, jedna z latarni gasła. Kobieta ruszyła przed siebie aż dotarła do numeru czwartego, gdzie położyła się na murku odgradzającym domy.

Chwilę później coś buchnęło i huknęło, a na niebie błysnął złoty punkt, który z każdym momentem się powiększał. W końcu pojazd wylądował (a był nim złoty latający motor) i wysiadła z niego puszysta kobieta, której twarz ledwo było widać zza gęstych włosów, a której wysokość wynosiła około dwa metry. W ręku trzymała zawiniątko.

- Ach, Malina! Nareszcie! – zawołała Aniela. – Czy masz ze sobą młodą Yung?

- No jacha, że tak, pani psor. Choć ciężko było mi się z nią pożegnać... jest taka śliczna. Wyrośnie na pożądaną dziewczynkę.

- Wiem o tym, Malino. Właśnie dlatego musimy wychować ją w tym miejscu. Siadamowie się nią dobrze zaopiekują. Gdyby wychowywała się w naszym świecie z pewnością zaznała by seksu w zbyt młodym wieku – stwierdziła z powagą pani Dumbdoor i podeszła bliżej, by przyjrzeć się dziecku. Spało i wyglądało dość uroczo, lecz cały spokój mąciła jedna, mała rzecz. Na czole, jak wielki czerwony punkt, jarzyła się wielka, chujowa blizna. Dosłownie.

- O tak, pani psor. Mała Yung jest chyba naznaczona – powiedziała Malina kiwając głową. – Boję się, jak sobie poradzi. Jest jeszcze taka mała i niewielka.

- Nie martw się – uspokoiła profesorka. – Yung Masti należy do naszego świata i będzie do niego należeć, z czym z pewnością poradzi sobie doskonale. No, daj mi ją. Musimy ją tu zostawić.

Powiedziawszy to, Aniela włożyła zawiniątko do wiklinowego koszyka i postawiła pod drzwiami numeru czwartego na Vet Drug, podała dziecku pigułki gwałtu na dobry sen i razem z Maliną aportowały się do Dziurawego Kotła.

Nikt, tym bardziej osierocona Yung Masti, nie wiedział, że następne jedenaście lat życia (a może i więcej?) najsławniejszej czarownicy na świecie będą najgorszymi, jakie można sobie wyobrazić. W tym czasie cała magiczna społeczność nie zwracała uwagi na to, że ich bohaterka właśnie straciła rodziców, że pewnie jej życie nigdy nie będzie normalne. W tej chwili wszyscy podnosili swoje kufle i krzyczeli:

- Za Yung Masti... za dziewczynę, która przeżyła!    

Yung Masti i Wibrator FilozoficznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz