Narodziny

54 3 0
                                    


-To się nie uda!-Krzykną Urser, uderzając w stół na którym leżała ogromna mapa jaskiń. W niektórych jej miejscach postawione były figurki z brązu.Przedstawiały one wilki, niedźwiedzie i byki. W sali było kilka osób, wodzowie poszczególnych ras i zaufani doradcy Kreena. Był on wyjątkowym Narredem pochodził od prastarych Arinów. Rasy zamieszkującej najdalej wysunięty na północ i niedostępny dla postronnych Permeron. Niewielu z nich zapuszczało się w inne części świata. Niezwykle skryta społeczność ceniła sobie niezależność i spokój. Potężnie zbudowany i wyróżniający się Kreen górował nad resztą obecną w pomieszczeniu.

-Wysłuchaj głosu rozsądku, musimy wycofać oddziały do Jorrabo. Tam zyskamy wsparcie i zaopatrzenie. -Wpatrzony w przywódce wskazywał palcem wschód mapy. -Nasi wojownicy z dnia na dzień tracą morale. Zaczynają w śród nich krążyć plotki że ponoć czekamy bo nie ma planu na to co robić dalej.

-Nie gadaj mu głupot! -Przeciskając się między większymi do mapy dopchał się krzyczący Nitiken. Choćby chciał nie wyparł by się swej rasy. Miniaturowy w stosunku do reszty Gnungen. Cwane i pyskate, ale przede wszystkim szczere stworzenie.

-Zawal kopalnie na północy. Pomiędzy Cap a Kalendulą.- Powiedział nosowym głosem. -Wedrze się woda, wszystko zaleje, może stracimy sporą cześć terytorium, ale nurt załatwi za nas sprawę.- Pociągnął wiecznie zapchanym wielkim nosem.- Innego wyjścia nie widzę. A dobrze wiecie, że ja zawsze wszystkie wyjścia znajdę.

- Jak szczur- Zadrwił Urser rechocząc. - Idioto, a jak wschodnie ściany miasta nie wytrzymają to i nas zalejesz. Część z naszych żołnierzy pochodzi z tond. Nie przypadnie im do gustu narażanie ich domostw. Jeszcze nam się zbuntują. Tyle z twojego przebiegłego planu.- Skwitował a rozjuszony Nitiken podbiegł do niego wykrzykując swoje racje.

Kreen słuchał w ciszy przekrzykujących się doradców. Co rusz następny pomysł i każdy następny coraz gorszy. Presja wywierała na wszystkich negatywny wpływ. Spojrzał na jedyną osobę, która się nie odzywała i z opanowaniem rozmyślała. Poloe wpatrywała się w mapę, błądząc wzrokiem po wizualizacji jaskiń. Jej kocie oczy hipnotyzowały. Pomimo postury nie większej niż człowiek. Nadrabiała sprytem i gibkością ponadprzeciętną wręcz, nawet jak na narreda. Nie jeden pożałował zbytniego spoufalania się z kobietkami z jej rasy.
-A ty Poloe masz jakiś pomysł?- Z nadzieją zapytał Kreen.

Stojący wokoło mężczyźni zamilkli. Spojrzeli po sobie, a wojowniczka oparta o ścianę wyciągnęła z za pasa krótki obsydianowy sztylet.

- Mniemam ze panowie nieco znają się na strategii.- Uśmiechnęła się z przekąsem. Podeszła do mapy i wyciągnęła w jej kierunku ostrze jako wskaźnik. -W walce frontalnej mamy szanse, ale za wygraną zapłacimy zbyt dużo. Sytuacja jedna diametralnie się zmieni jeżeli wojskom Abari przyjdzie walczyć na dwa fronty- Kobieta spojrzała po otaczających stół przedstawicielach poszczególnych ras. Uśmiechnęła się niewinnie.

- To zmieniło by układ sił- Przyznał Urser- Ale kto miał by ich zaatakować? Na wschodzie siedzą cicho, Wadańczycy nie chcą walczyć. Wolą się nie wychylać choć po cichu są za nami. Północ pod butem, kto od nich chciał walczyć jest tu z nami. Czyli na pomoc liczyć nie ma sensu.- Reszta stojących przytaknęła. Z twarzy Poloe jednak nie znikał uśmiech

-A jakby tak moje oddziały znalazły się od zachodniej strony. Czyści pewnie byli by nieco zdezorientowani nie sądzicie?

- Niby jak tam się masz zamiar przedostać?- odezwał się Nitiken.- Na wskroś przez wrogie wojska. A możne na około, będziesz tam o parę dni za późno. A może sobie górą przemaszerujesz jak gdyby nigdy nic, miedzy powierzchniowcami.-
Kreen wiedział, że Gnungen ma racje. Od najbliższej walki dzielą ich w najlepszym przypadku  dni. Nie ma czasu na szukanie wśród starych tuneli czy przekopywanie się.

Tauri Początek LegendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz