Z wyrwy w ziemi wydobywał się ciężki purpurowy dym. Bijąca po sklepieniu łuna płynącej wewnątrz magmy migotała czerwonymi refleksami. Powietrze wokół stawało się niemiłosiernie gorące. Tauri obszedł ją bokiem starając się łapać powietrze blisko ściany. Takie stężenie toksycznych związków wygrało by starcie z już sfatygowaną maską. Jednak były pozytywy z napotkania takiego niebezpieczeństwa. Magma świadczyła o możliwość występowania dzikiego szkła. Odmieniec nie był nadal pewny czego tak naprawdę oczekuje znaleźć w tym miejscu. Perspektywa zostania jednym z wojowników Jorrabo była nader kusząca. Po przyzwoitym wyszkoleniu przez ojca, znał się zarówno na walce w formacjach zwartych i pojedynczo jak i na podstawach taktyki i kierowania wojskiem. Kreen nie próżnował wychowując młodzieńca. Wystarczyło by tylko dorwać kawałek obsydianu i po spawie. Jednak tak naprawdę nie czuł, aby to było to, co jest mu pisane, ba nigdy nie był zbyt szczęśliwy kiedy inni nim kierowali. A przystąpienie do kasty wojowników wiązało się z pełnym posłuszeństwem. Jak to ujął jego ojciec " dobre stabilne życie zaplanowane na każdym szczeblu". Te rozmyślenia pochłonęły odmieńca kroczącego przed siebie w zadumie.
- Dawaj to ty sukinsynu!- stłumiony męski głos niósł się po korytarzach jaskiń. -Dawaj, bo rozwalę Ci ten parszywy pysk!-
Tauri idąc w stronę krzyków w razie czego przygotowawczo rozpiął pochewkę topora. Wszedł do dość obszernej groty. Zwisające z sufitu wapienne stalaktyty usiane były gęsto, pośród wyżynających się ku górze stalagmitów dostrzegł dwie postaci. Odmieniec przyczaił się za jednym z narośli skalnych i badawczo obserwował co się dzieje. Byli to dwaj młodzi Keinowie. Jeden z nich wyraźnie większy i dobrze zbudowany stał z wyciągniętym w kierunku drugiego masywnym mieczem. Był to Gorater zadufany w sobie syn jednego z dowódców straży miasta. Jego bogato zdobiona zbroja i malowane na krwisto czerwono włosy były typowe dla pretendentów na wojów. Na jego twarzy widoczna była wściekłość w połączeniu z pogardą. Odmieniec przyjrzał się temu drugiemu. Niski i krępy młodzik stał kilkanaście kroków od przeciwnika. Nie pamiętał jego imienia. Prosta skórzana ćwiekowana zbroja porozcinana w kilku miejscach odsłaniała krwawiące rany. Dysząc stał pochylony do przodu z toporkiem, który swoje dobre czasy miał już dawno za sobą. Poranioną ręką tulił do piersi coś ciemnego i pobłyskującego.
-Nie oddam!- Krzyczał załamującym się głosem -Ja ją znalazłem i to ja z nią wrócę. Ja nikt inny! Rozumiesz?- W jego oczach pojawiły się pobłyskujące łzy. Bogato wystrojony młodzian z nonszalancją zaśmiał się.
-Ty? Taki prostak?- Powiódł końcem miecza po sylwetce poranionego przeciwnika.- Spójrz na siebie. Wracaj tam gdzie twoje miejsce. Żaden kamień nie zmieni tego kim się urodziłeś. Oddaj obsydian, nie wygłupiaj się. Wróć wyżej. Wydłub jakiś kawałek węgielka i zaakceptuj to, że to nie dla kogoś takiego jak ty.
Krwawiący chłopak coraz głośniej sapiąc wpatrywał się szklącymi oczami w twarz wystrojonego agresora.
-Nieee!- Z tym krzykiem ruszył w beznadziejnym ataku. Wyrzuciwszy w tył rękę w niechlujnym zamachu. Zaskoczony Goraten w ostatniej chwili zdążył odskoczyć osłaniając się asekuracyjnie płazem miecza. Młodzieniec runął na usłaną drobnymi kamieniami ziemię. Toporek wymsknął się z jego dłoni i poleciał gdzieś miedzy wystające z podłoża stalagmity.
-Heh. Głupiec- Stojący nad wijącym się z bólu chłopcem uniósł miecz nad głowę. Na twarzy Goratena pojawił się psychopatyczny uśmiech. Wiedział, że może teraz go zabić, a nawet tego chciał. Leżący wciąż tuląc bryłę bezradnie zasłonił twarz.
-Stój!- zza skał wychylił się Tauri - Co ty Wyprawiasz? Opuść tą pieprzoną broń.- powiedział, a jego niesamowicie niski głos zadudnił o ściany groty.
CZYTASZ
Tauri Początek Legendy
FantasíaOd wieków ludzie stąpają po ziemi nie wiedząc, że pod ich stopami kryje się całkiem inna cywilizacja. Władający podziemiami Narredowie w ciszy i ukryciu rozwijali swoją kulturę w strachu przed powierzchniowcami i Abari- rasie panów trzymających wszy...