Przyśpieszona próba traw

112 8 1
                                    

Był tak blisko, że czułam od niego lekki zapach formaliny. Wyciągnął strzykawkę i wbił mi ją w żyłę tak mocno, że miałam wrażenie jakby chciał mnie zadźgać tą igłą. Dziwne uczucie jakby cała moja krew ożyła, popłynęła szybciej, stała się jakby rzadsza. Gdy nowa krew rozpłynęła się po całym organizmie poczułam ukłucia i ból, ale nie tak straszny jak w komorze, a raczej przyjemny i ożywiający. Zamknęłam mocno oczy i zacisnęłam pięści. Wtedy czarodziej zdjął czar, a ja upadłam na ziemię. Wstałam i podniosłam powieki. Świat stał się pełniejszy. Widziałam więcej i lepiej. Przede wszystkim jaśniej. Czarna nora stała się oświetlonym pomieszczeniem.   Do nozdrzy dotarł obrzydliwy odór formaliny zmieszanej ze słabo dobranymi perfumami i smrodem rozkładających się ciał. Ohyda! Dobra przez to świństwo mam lepszy wzrok co z resztą ciała? Spojrzałam na ręce. Są bledsze niż zazwyczaj, ale kształt i formę zachowały normalną. Dotknęłam palcami włosów i przełożyłam je do przodu. O cholera! Są totalnie białe!

- Ty mendo przebrzydła! Co ty ze mną zrobiłeś!?! - wydarłam się na czarodzieja.

- Ja nic te zmiany i tak już były w tobie, ja je tylko... Przyśpieszyłem - odpowiedział tym swoim okropnym tonem pogardy - dodając przetworzone geny innych wiedźminów, dając Ci ich umiejętności walki, rzucania znaków i tropienia.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu i kilka metrów ode mnie zauważyłam metalowy pręt - genialna broń. Zrobiłam jednego fikołka i już byłam przy łomie. Chwyciłam go i zaatakowałam czarodzieja.

- Masz rację Elisabeth, to świetny czas na trening - w jego ręce urósł metalowy drąg wielkości 7 stóp.

Uderzyłam pierwsza, cięcie od boku i od razu parada. Nawet nie wiedziałam, że tak umiem! Potem szybko unik, piruet, cięcie i znów parada. Kręciłam się dookoła broni czarodzieja z metalowym prętem w dłoni, wzrokiem poszukując czegoś ostrzejszego. JEST! Nad półką z książkami wisiał pas z dwoma katanami. Kopnęłam kij czarodzieja i złożyłam odruchowo ręce w dziwny sposób. Staruch odleciał kilka metrów do tyłu i odbił się od ściany. To był zupełnie ten sam czar, który wiedźmin rzucił na Nilfgaardczyka. Dało mi to chwilę czasu, żeby zdobyć miecze. Wbiegłam na stos ksiąg skacząc od półki do półki, aż nagle sięgnęłam ręką po pas. Ale czarodziej już zebrał się z podłogi, co więcej szedł w moją stronę. Mocując pas rzuciłam w niego prętem, ten bez żadnego wysiłku odbił go wykonując kołowrotek kijem. Gdy już był na odpowiedniej odległości by zaatakować pas miałam już na sobie. Wyskoczył w górę by uderzyć mnie w głowę. Cofnęłam się i wyciągnęłam miecze krzyżując je nad sobą. Ten przewidział co chciałam zrobić i odepchnął mnie czarem znacznie silniejszym niż mój. Upadłam boleśnie na plecy ale szybko się podniosłam i schowałam jeden miecz do pochwy stając w pozycji gotowości. I znów taniec z ostrzami. Cios, parada, piruet, cięcie, blok i unik, aż nagle on się pomylił, stracił rytm. Ostrze katany chlasnęło go głęboko po ramieniu drąc sukno i rozrywając mięsień. Upuścił drąg i złapał się za ramię, a ja pobiegłam jak najszybciej w poszukiwaniu drzwi. Biegłam korytarzem, aż dobiegłam do końca. Ślepy zaułek, cholera! Przede mną były zamurowane starannie drzwi i jakiś kryształ. Dotknęłam kryształu, a ten zaświecił jasnym światłem. W miejscu zamurowanych drzwi pojawił się magiczny portal taki sam jak ten, którym tu trafiłam. Nagle na końcu korytarza zauważyłam czarodzieja. Bez namysłu wskoczyłam do portalu. 

Przed oczami miałam białą plamę. Wielką, białą plamę. Z każdym mrugnięciem bardziej się rozmywała, ale uciążliwy ból głowy dawał się we znaki. Zauważyłam dym. Ognisko, ogień, jedzenie. Skupiłam się: wyczułam zapach rybnej polewki i usłyszałam rozmowy:

-NIECH WAS WSZYSTKICH CHOLERA! - usłyszałam to jakby ktoś krzyknął mi do ucha, mimo że ognisko było kilkadziesiąt metrów stąd.

Chciałam już tam dobiec, ale nie miałam na to sił, z każdym krokiem upadałam i leciałam na ziemię. Około piątego upadku zaczęłam tracić nadzieję. Teraz już wiem, że o własnych siłach tam nie dojdę. Zaczęłam płakać, byłam równocześnie zrozpaczona, że ten psi syn czarodziej zmienił mnie w wiedźminkę i zła na siebie, że mu na to pozwoliłam. Dookoła moich rąk zajaśniała turkusowa poświata. Wyciągnęłam dłoń w stronę ogniska, a świat nagle jakby zwolnił. Wstałam już bez bólu i wyciągnęłam dłoń w kierunku dymu jeszcze raz, teraz z większą siłą. Zamknęłam oczy i nie zorientowałam się kiedy stanęłam po środku zgromadzenia i po prostu upadłam na ziemię z wycieńczenia.


Mówcie czy te rozdziały nie są za długie! Postaram się je streścić do minimum i rozbić na więcej części ;>

Killing MonstersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz