Zamieszanie

115 10 3
                                    

Jechaliśmy naprawdę długo, a jak na razie nic nie wskazywało na to byśmy zbliżali się do Caed Dhu na południu. Popędzaliśmy konie do galopu cały czas mimo, że nawet nie wiedzielśmy gdzie dokładnie jedziemy. Nagle Milva zwolniła zjechała na bok. Wszyscy się zatrzymaliśmy. Ona zgięła się w pół i zwymiotowała. Trzymając się wciąż za brzuch weszła z powrotem na koń. 

-Na co się tak gapicie? - zapytała z przekąsem - ruszajmy.

-Zwolnijmy trochę, wiem że to dla ciebie ważne Geralcie, ale to już przesada. Niedługo konie padną. To nie na nasze możliwości - tłumaczył Regis.

-Nie na wasze możliwości - odwrócił głowę.

-Geralt, on ma rację. Nawet jeśli pojedziesz sam, twój koń wytrzyma ile? Dwa dni? Trzy? Nie dotrzesz do Caed Dhu sam - dopowiedziała Milva.

Geralt prychnął ale zwolnił kroku i jechaliśmy stępa, rozmawiając.

-Elisabeth - odezwał się Regis - nie byłabyś w stanie przenieść nas portalem nad brzeg Jarugi? Wiesz jako Źródło możesz w teorii wszystko.

-Czym jest Źródło, o którym tyle mówicie? - zapytałam. Bo sama nie wiedziałam z czym się borykam.

- Hmm... Od czego by tu zacząć? - zastanawiał się Regis - Czy kiedyś zdarzyło się, że jakieś dziwne nie wyjaśnione zjawisko wywołało wiele szkód w twoim otoczeniu?

Spochmurniałam.

- Pamiętam, jak kiedyś gotowałam zupę i nagle piorun trafił w dom obok. Baby mówiły, że to Perun się gniewa, ja je wyśmiałam wyszłam na dwór i wtedy się zaczęło - posmutniałam jeszcze bardziej - uderzył kolejny piorun i kolejny, któryś z domów się podpalił, ogień rozprzestrzenił się szybciej niż zazwyczaj, był jakby szaleńcze stado psów. Po wiosce nic nie zostało.

-To jest właśnie Źródło. Magiczny przekaźnik, niekontrolujący swojej mocy, niepanujący nad wielką potęgą jaką jest nieograniczona moc. Ale tobie jakoś się to udaje. W niewielkim stopniu, ale to i tak wielki sukces patrząc na to, że nigdy nie byłaś szkolona - analizował Emiel.

-Mógłbyś mnie szkolić? - zapytałam z nadzieją.

-Hmmm... nie wiem czy mi się to uda. Wybacz ale to niebezpieczne, nie dla mnie, w końcu jestem nieśmiertelny - uśmiechnął się pod nosem - ale dla mojego otoczenia.

Uśmiechnęłam się blado.

-Musiałabyś znaleźć jakiegoś czarodzieja, kogoś kto będzie umiał cię stopniowo opanować - zmarszczył czoło - ale po twoich ostatnich spotkaniach z czarodziejami, to wątpię w powodzenie takiej relacji - zatrzymał się na chwilę - Liso, pozwól że tak będę do ciebie mówił, opowiedz mi o twoich zmianach - popatrzył na mnie z ciekawością - wybacz bezpośredniość, ale wyglądasz jakby Próba i Zmiany trwały latami, wszystko perfekcyjnie mu wyszło. 

-Moje szkolenie wiedźmińskie, trwało kilka sekund i było pieruńsko bolesne - odpowiedziałam. 

-Co masz na myśli? - dołączył się Cahir, który od początku przysłuchiwał się naszej rozmowie.

- Czarodziejska menda, która zrobiła mi to wszystko, wstrzyknęła mi geny, pobrane z wiedźminów, dała mi ich umiejętności walki, tropienia. Muszę jeszcze nauczyć się o wszystkich pieruństwach, co po lesie łażą i mogę zacząć zarabiać.  

- Wiedźmini nie zarabiają zbyt wiele - podłączył się Geralt - owszem, czasem zdarzy się dobre zlecenie, jednak zazwyczaj chłopy ze wsi nie płacą, płacą mniej tłumacząc się biedą. 

- Zróbmy postój, błagam - powiedziała z trudem Milva - nie wytrzymam dłużej.

- Już wieczór, dobrze by rozbić obóz i wreszcie się przespać - dopowiedział Cahir.

Killing MonstersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz