Każdy kiedyś umiera. Często następuje to w najmniej spodziewanych momentach. Wtedy, kiedy absolutnie tego nie chcemy. Jedni umierają naturalnie. Ja tłumaczę to sobie w ten sposób: człowiek, który umiera naturalnie, wypełnił już swoje przeznaczenie, swoje zadanie. Drudzy umierają ginąc w wypadkach, w trakcie walk. Inni umierają poświęcając swoje życie za coś, co kochają i za ludzi, którzy ich kochają. Czasem ratują nawet całą swoją ojczyznę. W ten ostatni sposób zginął mój ojciec. Garmadon.
Światło słoneczne wdzierające się przez kotary u okien Świątyni Airjitzu zbudziły Lloyd'a ze snu. W nocy nie spał spokojnie - myślał wciąż o tym, że jako lider swojej drużyny Ninja ma ich przeznaczenie na swych barkach. Po zaginięciu ich Mistrza, teraz on musiał sprawować tę rolę. Sensei Wu zaginął w wirze czasu, gdy ostatni raz ratował Ninjago. Ninja od ponad roku szukają swojego nauczyciela, jednak nie znajdują żadnych poszlak gdzie mógł by być. Zrozpaczeni, nie zamierzają spocząć na laurach. Choć wiadomo że te poszukiwania wyjdą prawdopodobnie na marne.
Lloyd otworzył oczy i pierwsze co spostrzegł, to puste łóżka pozostałej piątki Ninja. Najprawdopodobniej wstali wcześniej, by zająć się szukaniem Mistrza. W świątyni panowała zupełna cisza. Zielony Ninja głośno ziewnął i zszedł z łóżka. Nałożył kapcie i spojrzał na zegar. Od dwudziestu minut panowała godzina dziewiąta. Zazwyczaj Lloyd wstawał około godziny szóstej, teraz jednak coś mówiło mu, żeby jeszcze się zdrzemnął. Sam był zaskoczony swoim wyczynem.
Był moim ojcem. Połowę swojego życia spędził będąc pod wpływem zła płynącego w jego żyłach. Moim przeznaczeniem było pokonanie go raz na zawsze. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić - miałem pozbawić go wszystkiego, co posiadał. W tym też życia.
Ostatecznie jednak chłopak zdecydował się wstać. Opuścił sypialnię i powędrował do kuchni. Ujrzał już naszykowane na talerzu naleśniki z syropem. Zapewne Zane gotował śniadanie z myślą, że Lloyd wstanie wcześniej. Teraz jednak były całkowicie zimne. Syrop kompletnie przysechł do powierzchni naleśników. Lloyd był zmuszony podgrzać jedzenie. Gorsze było to, że nie był w tym zbyt dobry i często wszystko przypalał. No, może oprócz Kai'a, który z całej szóstki był najgorszym kucharzem. Wszyscy omijali szerokim łukiem jego dania. Ninja mieli swój własny zakres obowiązków, a akurat w czwartki gotował Kai. Wtedy drużyna była całkowicie wystraszona, co teraz ich „ulubieniec" ugotuje. Podczas gdy naleśniki się smażyły, Zielony Ninja poszedł do łazienki.
Łazienka w świątyni była dość przestronna. W sumie nie ma czemu się dziwić - mieszkało w niej sześć osób. Z tym też często był niemały problem - podczas gdy jeden Ninja przebywał w łazience, reszta musiała czekać około piętnastu minut w kolejce, dopóki jeden z nich nie ukończy swej porannej toalety. Wszyscy zazdrościli Zane'owi, który jako że nie był człowiekiem, nie musiał korzystać z łazienki. Jako Nindroid zawsze był czysty i błyszczący.
Teraz Lloyd podszedł do umywalki, by umyć zęby. Jednak gdy nakładał pastę na szczoteczkę, spojrzał się w lustro. Nie mógł uwierzyć jak wielkie zmiany przeszedł przez ten rok. Jako że Mistrz Wu niechcący namieszał w czasie, wszyscy zupełnie się zmienili. Chodzi tu konkretnie o wygląd. Włosy Lloyda dalej pozostały koloru blond, lecz były zupełnie inaczej ułożone. Jego oczy teraz miały zielony kolor. Brwi były wręcz nie do poznania. Do dziś Ninja głowił się i troił, jak się zmieniły. Reszta Ninja zachowała swoje stare rysy twarzy, tymczasem Lloyd często ubolewał, że wygląda dziś zupełnie inaczej. Był pewny, że Mistrz Wu i jego ojciec dziś by go nie poznali. No właśnie. Jego ojciec.
Do dziś pamiętam ten moment. W sumie pamiętam, jak by to było wczoraj. Miałem tylko dwanaście lat. Byłem jeszcze młody i niedoświadczony. Poświęciłem swoje dzieciństwo dla przeznaczenia, które musiałem wypełnić, choć bardzo nie chciałem. Staliśmy wtedy na wyspie. Wyspie Ciemności. Ojciec był bardzo osłabiony. Stał w ruinach swojego zniszczonego mecha. Widać było, że czekał na ostateczny cios.