Damroka zacisnęła dłonie na pewnie uniesionym mieczu. Płomienie szalały, podsycane wiatrem, trawiąc ledwie trzymającą się w pionie chatę pustelnika. Patrzyła na potężną postać, wyprostowaną i emanującą pewnością siebie. Choć jego twarz skryła się w cieniu, gotowa była przysiąc, że widzi, jak się uśmiecha.
O wielu monstrach słyszała w życiu i od razu wzięła go za jednego z nich, choć wyglądem nie różnił się od ludzi. Nie zastanawiała się, jak ktoś mógł przejść przez płomienie niezraniony. Myślała, jak zabić kogoś, kto to zrobił.
— Ładny miecz — rozległ się chrapliwy głos, jakby lekko rozbawiony.
Mężczyzna miękkim, nonszalanckim ruchem przeniósł ciężar z jednej nogi na drugą. Wskazał palcem na dzierżony przez dziewczynę oręż.
— Porwałaś się z żelastwem w płomienie? — zaśmiał się jak do dziecka, które zrobiło coś głupiego. Poczynił kilka kroków w jej stronę.
Damroka spostrzegła długą, zakrzywioną klingę oraz niewielki sztylet przytroczony do jego boku.
— Walcz — rozkazała władczym tonem, przyjmując wyjściową pozycję na szeroko rozstawionych, lekko ugiętych kolanach.
Mężczyzna roześmiał się i ze złowrogim świstem wydobył z pochwy swoją szablę. Klinga błyszczała, gdy wywijał nią młynek w świetle ognia. Przerzucał ją w rękach niczym zabawkę, ale każdy, kto kiedykolwiek trzymał w rękach broń, wiedział, że taki kawał stali nie może być lekki.
— Doprawdy, nie musisz mnie namawiać.
W mgnieniu oka znalazł się przy niej. Zaskoczona dziewczyna sparowała jego pierwszy cios, a jej ręce zatrzęsły się pod naporem stalowej szabli. Zaiste, mężczyzna był niebywale silny. Jego klinga przesunęła się po mieczu Damroki, zbliżając się do rękojeści. Wiedziała, że zrobił to wyłącznie po to, by na dłuższą chwilę stać z nią twarzą w twarz. Dostrzegła jego chude lico pokryte krótkim, rudym zarostem i bursztynowe oczy w kształcie migdałów. Uśmiechał się do niej szeroko, ukazując proste zęby.
Hardo patrzyła w jego oczy jeszcze przez chwilę, aż wywinęła się spod jego ramienia, wykorzystując różnicę wzrostu między nimi. Mężczyzna wyprowadził uderzenie, lecz jej nie sięgnął. Zdążyła już znaleźć się kilka kroków za nim i zastanowić się, dlaczego on wciąż stoi tyłem do niej. Czyżby miał aż tak słaby refleks? Czy nie wiedział, co uczynić?
Jednak odpowiedź wprawiła ją w zaskoczenie. Rudowłosy odchylił się tak nisko, że zobaczyła jego twarz, a lewą ręką wyrzucił przez ramię sztylet. Zdusiła okrzyk i w ostatniej chwili padła na klęczki. Ostrze smagnęło jej włosy. Podniosła się od razu i znów stali naprzeciw siebie. Mężczyzna począł ciąć z wypadu, jedną ręką. Tak wysoki człowiek nie powinien być tak szybki, pomyślała, parując ciosy i odskakując przed kolejnymi.
Uciekła od niego na kilka kroków, gdy po ciosie cofnął szablę ku sobie. Krążyła wokół niego, oddech miała spokojny, ale nie wiedziała, jak dalej z nim walczyć. On opuścił nieco klingę i przyglądał się jej, szukając strachu w jej oczach.
Nie znalazł. I uśmiechnął się.
Dziewczyna wrzasnęła dziko i rzuciła się na niego. Najpierw cięła go, wyprowadzając ruch z łokcia, potem łukiem z nadgarstka. Tak, jak się spodziewała, mężczyzna bez trudu sparował jej ciosy. Warknęła z wściekłości. Widząc wędrującą ku jej piersi klingę, odchyliła się i wymierzyła skosem od dołu.
Poczuła, jak ostrze dosięga celu, rozpruwa grube szaty na lewym udzie i dosięga skóry na dole brzucha. Drasnęła go ledwie. I rozzłościła.
Wziął szablę oburącz i zamachnął się od góry, chcąc trafić niewysoką dziewczynę w głowę. Damroka uchyliła się, podparła jedną ręką o ziemię, a prawą, dzierżącą miecz, wycelowała w serce rudowłosego. Zachwiała się jednak, a sztych wbił za nisko. Tracąc równowagę, nie zdołała uciec i klinga mężczyzny wbiła się w jej ramię. Zaskomlała z bólu. Mężczyzna wykonał silne kopnięcie z kolana, po którym upadła na ziemię. Gdy tylko udało jej się przetoczyć na plecy, ciężki bucior nadepnął na nadgarstek prawej ręki. Wypuściła miecz. Ból ją sparaliżował, co bez wahania wykorzystał rudowłosy i przystawił jej ostrze do gardła.
To była krótka walka, przebiło jej się do myśli, zbyt krótka.
Przełknęła głośno ślinę, czując na szyi chłód stali ubrudzonej jej własną krwią. Po krótkim ataku paniki, opanowała się i podniosła oczy na mężczyznę. Pochylał się nad nią i przyglądał z dziecięcym wręcz zainteresowaniem. Po piersi powoli spływały mu strużki krwi, wsiąkając w zdobione szaty, ale mimo bólu nie przestawał się uśmiechać. Damroka miała ochotę również unieść kąciki ust, choćby po to, żeby go zdenerwować, ale nie odważyła się. Jak groteskowo by nie wyglądał i się zachowywał, wciąż w każdej chwili mógł pozbawić ją życia, tak samo jak Dobromira, którego ciało leżało kilka metrów dalej. Na myśl o starcu, darzonym powszechną sympatią w wiosce, na nowo się w niej zagotowało. Tym bardziej, że nie mogła nic zrobić.
— Dlaczego go zabiłeś? — zapytała najspokojniej, jak umiała.
Rudowłosy przekrzywił głowę w stronę truchła i parsknął z dezaprobatą.
— Nie był mi już potrzebny.
Damroka zmarszczyła brwi.
— Co to znaczy? Kim jesteś?!
Mężczyzna gwałtownym ruchem odjął szablę od jej gardła i schował do pochwy. Jej krótki miecz kopnął na bok, by nie mogła go dosięgnąć. Wyraźnie poruszony i zdenerwowany mocno, wręcz brutalnie, złapał ją za żuchwę i nachylił się nisko, aż prawie stykali się nosami. Żar jego dłoni poparzył jej podbródek, poczuła swąd spalenizny. Wierzgnęła, jęknęła, szarpnęła i podrapała wolną ręką jego nadgarstek, chcąc wyswobodzić się z prażącego uścisku. Zamiast tego zobaczyła jego oczy, których tęczówki zapłonęły żywym ogniem, błyszcząc złowrogo.
Przeraziła się nie na żarty. Ale zrozumiała.
Odepchnęła go od siebie, mimo zranionego ramienia, i przewróciła na bok, tyłem do niego. Szczęka piekła ją niemiłosiernie, a przed oczami wciąż widziała fale śmiercionośnych płomieni. Oddech momentalnie jej przyspieszył. Zamknęła oczy, by nie patrzeć na niszczejącą do cna chatę.
Przez chwilę ciszę mąciły tylko trzaski ognia i ciche odgłosy lasu. Za jej plecami mężczyzna przyklęknął na jedno kolano i nachylił się nad jej uchem.
— Nie zwykłem okazywać litości — rzekł spokojnie, tym razem bez cienia rozbawienia — ale podobasz mi się. Masz żywioł. Dzielna córeczka kowala.
Zrobił dłuższą pauzę i spojrzał w niebo nad nimi.
— Dziadek od piorunów mówił, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
CZYTASZ
Swarożyc [wolno pisane]
FantasiaMiasta, wsie i lasy płoną od gniewu Swarożyca. Szkarłatne skrzydła Raroga szumią nad głowami ludu, zwiastując śmierć, nieszczęście i nieprzemijające pożogi - kary od boga ognia i słońca. Skazany na wieczną tułaczkę, zły i rozżalony wciąż gryzie i ką...