Pod wierzbą

3K 360 251
                                    

Gdy pierwsze promienie słoneczne przebiły się tego dnia przez zasłony i połaskotały Harry'ego Pottera po twarzy, ostrożnie otworzył oczy i kiedy tylko zrozumiał, jaki to dzień, powtórzył sobie w myślach, że da radę go przeżyć. Chociaż, tak między nami, sam nie do końca w to wierzył.

Postanowił zostać w łóżku, dopóki mógł, więc ułożył się wygodniej, ignorując wystające sprężyny, splótł ręce za głową, przymknął oczy i pozwolił zimowemu słońcu lekko grzać go po twarzy. Wsłuchał się we własny spokojny oddech, zupełnie nie zwracając uwagi na głośne chrapanie Rona, które po tych wszystkich latach stało się dla niego ledwo słyszalne, i był już ponownie na granicy między jawą a snem, gdy nagle drzwi trzasnęły, odbiły się od ściany i sprawiły, że odruchowo zerwał się do pionu.

— Nie ma spania, wy leniuchy — powiedział z uśmiechem George, najpierw lustrując wzrokiem zmarszczone brwi Harry'ego, który bez okularów widział w nim jedynie niewyraźną plamę, a później zdezorientowanego Rona, sprawiającego wrażenie, jakby przespał pięćdziesiąt lat i obudził się na niewłaściwej planecie.

— Właśnie, a zwłaszcza nie gdy mama zagania nas do roboty — podkreślił Fred, a później bez krępacji usiadł na brzegu łóżka Harry'ego, który, chcąc nie chcąc, musiał się przesunąć, aby zrobić mu miejsce.

Potter westchnął, a następnie sięgnął w kierunku swojej szafki nocnej, wymacał na niej okulary i założył je na nos w idealnym momencie, by dostrzec, jak rozmazana plama zmienia się w tarmoszącego potargane włosy Rona George'a.

— Tak więc tyłki w troki i na dół, bo ja mam już dość słuchania tych wrzasków. Weźcie ich trochę na siebie, waleczni Gryfoni — pospieszył ich Fred, gdy ani Harry, ani Ron nie ruszyli się z miejsca, pomimo wyraźnie wiszącego w powietrzu oczekiwania ze strony bliźniaków.

Ron parsknął.

— A wy co będziecie niby robić? — zadrwił.

Stojący obok niego George założył ręce na piersi, przybierając waleczną pozę.

— Otóż, drogi bracie, zajmiemy się istotniejszymi sprawami. Skoro już musisz wiedzieć, zamkniemy się w piwnicy, warząc sekretne eliksiry, by później zbić na nich fortunę i przynieść do domu górę galeonów — odparł. — Tak, żebyś już nigdy nie musiał zakładać na bal bufiastej sukni.

Na uwagę o szacie wyjściowej z czwartej klasy, Ron zamachnął się w stronę George'a, ale ten zdążył się uchylić, zanim dostałby w brzuch.

— Nie zapominaj, po kim miałem tę suknię — burknął więc Ron, którego uszy nabrały czerwonej barwy.

George zachichotał.

— Faktycznie, Percy był w niej atrakcją wieczoru. Ty zapewne też.

Fred i Harry zawtórowali mu śmiechem, ale Harry przestał się śmiać, gdy Ron posłał wściekłe spojrzenie też jemu.

— A tak poważnie, Mon-Ron, mamy dziś randki i nie uśmiecha nam się wystawiać Angeliny i Katie na rzecz słuchania wrzasków mamy — sprostował Fred, dźwigając się z łóżka Harry'ego.

W odpowiedzi Ron się żachnął.

— Ach tak? Ja też mam randkę.

Bliźniacy jednocześnie prychnęli. Fred zamaszystym ruchem odsłonił zasłony, wpuszczając do pomieszczenia więcej światła, na co Ron się skrzywił, bo słońce błysnęło mu po oczach.

— Nie bądź niemądry, Ronaldzie — zaczął Fred.

— Chociaż ten jeden raz — dodał George.

Pod wierzbą || Walentynkowy one shot DrarryWhere stories live. Discover now